Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Wojna o Hellenę

Wojna o kultową oranżadę. Kto ma prawa do Helleny?

Ruszyła wielka machina marketingowa, bo Jan Kolański wierzy w marketing. Ruszyła wielka machina marketingowa, bo Jan Kolański wierzy w marketing. Wojtek Robakowski/Puls Biznesu / Forum
Piękna Helena doprowadziła do wojny trojańskiej, oranżada Hellena do wojny kaliskiej. Toczą ją sąsiedzi Zenon Sroczyński i Jan Kolański. To jedna z wielu batalii o znaki towarowe.
Zenon Sroczyński to twórca i dawny właściciel spółki Hellena, największego producenta napojów gazowanych.7 dni Kalisza Zenon Sroczyński to twórca i dawny właściciel spółki Hellena, największego producenta napojów gazowanych.

[Tekst ukazał się w POLITYCE 9 czerwca 2015 roku]

Panie dyrektorze, ile mamy czekać? Nie mamy pieniędzy na chleb! – krzyczy dramatycznym głosem młoda kobieta. – Pan powiedział, że macie te pieniądze. To macie czy nie macie? – dopytuje się ktoś z tłoczących się w małej salce. Dyrektor, starszy korpulentny pan, w wełnianym bezrękawniku, próbuje zapanować nad emocjami sali. – Możemy dyskutować, ale się nie obrażajmy – woła. Za oknem tłum skanduje: złodzieje! złodzieje!

Te sceny rozegrały się na początku zeszłego roku w upadających zakładach Taboru Szynowego Opole (TS Opole). To firma ze stuletnią historią, specjalizująca się w remontach i budowie wagonów kolejowych. Dyrektorem, który tłumaczył się z niepłaconych od kilku miesięcy wynagrodzeń, był Zenon Sroczyński. Trudno uwierzyć, ale kilkanaście lat temu to był jeden z najbogatszych Polaków.

Sroczyński to twórca i dawny właściciel spółki Hellena, największego producenta napojów gazowanych, firmy nagrodzonej przez prezydenta tytułem Gwiazdy Gospodarczej III RP. Wyróżniony tytułem Kaliszanin 2000 Roku i Nagrodą im. św. Brata Alberta. Prezydent Kwaśniewski odznaczył go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności charytatywnej i społecznej.

Jaka kręta droga zawiodła Zenona Sroczyńskiego z rodzinnego Opatówka pod Kaliszem, gdzie urzędował w nowoczesnym biurowcu (a do gabinetu wjeżdżał własną, kryształową windą), do zapyziałego biura upadających zakładów kolejowych w Opolu? Niestety, tak to jest w biznesie: raz na wozie, raz pod wozem. Sroczyński takich obrotów koła fortuny zaliczył wiele.

Wyjątkowo zimne lato

Jest typowym przedstawicielem pierwszego pokolenia współczesnego polskiego kapitalizmu. Syn szewca, inżynier ekonomiki transportu, doświadczenie zdobywał w peerelowskich realiach. Szybko robił karierę: najpierw jako dyrektor kaliskiego PKS, potem Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego. Pracował na odcinku zaopatrzeniowym, czyli potencjalnie atrakcyjnym, ale w socjalistycznej gospodarce szalenie ryzykownym. Trzymając się przepisów, wiele się zrobić nie dało.

Równolegle poznawał reguły gospodarki prywatnej u teścia, który prowadził mały zakład przetwórstwa owocowo-warzywnego. Jak wielu obywateli PRL w tamtych latach jeździł też na wczasy do Turcji czy Bułgarii. I jak inni zabierał trochę towaru na handel, by wypocząć, a przy okazji zarobić. Ktoś na niego doniósł, zrobiono mu na granicy rewizję, skonfiskowano towar i przy okazji samochód. A potem jeszcze pozbawiono dyrektorskiej posady. Koło fortuny szybko się jednak obróciło, bo już niebawem został szefem kaliskiej Izby Rzemieślniczej.

Na kapitalizm był przygotowany. Jak wielu początkujących przedsiębiorców zaczął od handlu. Wkrótce postanowił zostać fabrykantem. Zastawił dom i samochód, pożyczył pieniądze i kupił we Włoszech urządzenia do produkcji butelek z tworzyw sztucznych. Potem był kolejny kredyt na linię do produkcji napojów gazowanych i soków. Zainstalował ją w wynajętej hali w Kaliszu. Nową firmę nazwał Hellena, na cześć dwóch Helen – matki i teściowej.

Mocno się zadłużył i sporo ryzykował, nie pierwszy i nie ostatni raz. Jako peerelowski zaopatrzeniowiec wiedział jednak, że rynek jest chłonny i kupi jego napoje – Orange, Citron, Cola. Trzeba tylko zadbać o transport i zaopatrzenie. Wkrótce w całej Polsce pojawiły się hurtownie Helleny. Kaliska firma zaczęła robić się znana, a jej właściciel coraz bogatszy.

Szybko pojawiły się jednak kłopoty ze spłatą kredytów. Tłumaczył, że to wszystko przez pogodę. W 1993 r. było zimne lato, Polacy nie byli tak spragnieni, jak zakładał. Za pomocą banków wybrnął z katastrofy, choć Hellena musiała się przekształcić w spółkę akcyjną.

Lemoniadowy król

W drugiej połowie lat 90. Sroczyński wspiął się na szczyt. Co trzecia kupowana w Polsce butelka napoju pochodziła z Kalisza i pobliskiego Opatówka, gdzie postawił nową, wielką fabrykę. W 2000 r. sprzedaż wyrobów Helleny sięgnęła 300 mln zł. Genialnym posunięciem okazało się wskrzeszenie oranżady. W czasach PRL był to masowo produkowany napój gazowany o landrynkowym smaku. Sroczyński, jako jeden z pierwszych, dostrzegł pojawiającą się wśród konsumentów nostalgię za produktami z czasów młodości i postanowił ją wykorzystać. Tak narodził się największy przebój Helleny. Jego śladem poszli następni i dziś oranżady to osobny rynkowy segment o wartości ponad 200 mln zł.

Właściciela Helleny nagradzano, wyróżniano, zapraszano. Był ulubieńcem mediów, sponsorem i filantropem. Królem Kalisza i Opatówka, jednym z dwóch najbogatszych obywateli ziemi kaliskiej. Tym drugim był Jan Kolański, właściciel Ziołopexu, rosnący w siłę przedsiębiorca z branży przypraw.

Sroczyński wiedział, jak budować popularność, pojawiły się nawet plotki, że planuje karierę w polityce. Na otwarcie nowej linii produkcyjnej przybyli do Opatówka ambasadorzy USA i Izraela. Szewach Weiss tytułował go przyjacielem, bo wsparł odnowę żydowskiego cmentarza. Kiedy do Kalisza zawitał Jan Paweł II, najwięcej pieniędzy popłynęło z kasy Helleny. Filantropią zajęła się też żona biznesmena Halina, prowadząca własną fundację. Za pomoc dzieciom została nagrodzona Orderem Uśmiechu.

Jednak największą sławę przyniósł biznesmenowi lemoniadowy dom. Kalisz dał działkę, a on postawił na niej wielorodzinny dom, w którym po złotówce sprzedał mieszkania najbardziej potrzebującym. Na frontowej ścianie do dziś widnieje wielkie logo Helleny. Chętnych było 500 rodzin, mieszkań 26. Media nie mogły się nachwalić społecznej wrażliwości biznesmena, odznaczył go prezydent Kwaśniewski, a w tym samym czasie skarbówka przeprowadziła śledztwo z paragrafu „uszczuplenie podatkowe z powodu zaniżonej ceny sprzedaży mieszkań”. Kara: 2,5 mln zł. Jakoś się z tego wywinął.

Jak wielu biznesmenów w pierwszym pokoleniu, zachłysnął się pieniędzmi. Znalazł się w czołówce setki najbogatszych Polaków. Czuł się właścicielem wielkiego koncernu: podróżował superluksusową limuzyną Maybach (za 413 tys. euro), urzędował w wielkim biurowcu, jedynym wieżowcu w parterowym Opatówku.

Jak typowy self-made man bardziej wierzył we własną intuicję, a mniej w naukowe teorie. Nie dostrzegł rosnącej konkurencji i zmian zachodzących na rynku napojów. Inwestował bardziej w produkcję, mniej w marketing, zakładając, że tak popularne produkty zawsze znajdą nabywców.

I wtedy nadeszło zimne lato 2003 r. Następne nie było lepsze. Spadła sprzedaż, pojawiły się problemy ze spłatą kredytów. Sroczyński próbował sprzedać firmę, ale nie udało się znaleźć kupca. W 2005 r. sąd ogłosił upadłość Helleny. Najpierw z możliwością układu, a gdy do niego nie doszło, likwidacyjną. Szczęśliwa passa dobiegła końca.

Może browar, może wagony?

O tym, co robił potem, wiadomo dużo mniej. Biznesmen zniknął z życia Kalisza, jakby się rozpłynął. – Ludzie się od niego odwrócili. Kiedy był właścicielem Helleny, pchali się do niego, zabiegali o względy, a kiedy firma upadła, przestał być interesujący. To przykre, bo zrobił wiele dobrego dla Kalisza i jego mieszkańców – mówi Krzysztof Ścisły, wydawca lokalnej gazety „7 Dni Kalisza”, jedna z niewielu osób utrzymujących kontakty z biznesmenem.

Mimo porażki nie zdecydował się na emeryturę. Jest właścicielem rodzinnej firmy Grupa Leo Maks. W biznesie uczestniczą jego syn i córka. Firma postanowiła wrócić do branży napojów, tym razem alkoholowych. Kupiła w 2008 r. podupadający Browar Staropolski w Zduńskiej Woli. Padły obietnice inwestycji wartości kilkunastu milionów złotych, modernizacji zakładu, rozkręcenia produkcji. Nie udało się. Kiedy długi doszły do 22 mln zł, w 2013 r. sąd w Sieradzu ogłosił upadłość likwidacyjną browaru.

Wtedy Sroczyński postanowił poszukać szczęścia w branży kolejowej. Stało się tak zapewne pod wpływem Andrzeja Świerczka, właściciela kaliskiej firmy Met-Chem, działającego w branży produkcji wagonów. Świerczek był właścicielem Transportu Szynowego w Opolu i EKK Wagon w Ostrowie Wielkopolskim. Ten ostatni zakład, kierowany przez Zbigniewa Chlebowskiego (niegdyś prominentnego polityka PO), realizował spory kontrakt dla PKP Cargo. Dla Opola roboty nie było. – Przewoźnicy towarowi, tacy jak PKP Cargo, znacznie ograniczyli inwestycje w nowy tabor, remonty wykonują we własnym zakresie. To dla takich firm jak TS Opole spory problem – wyjaśnia Henryk Klimkiewicz, prezes zespołu doradców gospodarczych TOR.

Świerczek postanowił sprzedać TS Opole, a Sroczyński kupić. I znów było to samo: zapowiedź inwestycji, rozkręcenia biznesu. A po krótkim czasie wniosek o upadłość w atmosferze pretensji i oskarżeń. Bo Grupa Leo Maks próbowała początkowo blokować proces upadłości, powołując się na udzielone jej gwarancje kredytowe (co nie do końca okazało się prawdą). W efekcie pracownicy, którzy liczyli, że odzyskają zaległe pensje z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, byli zablokowani.

Znowu na topie

Kiedy Sroczyński szukał szczęścia w Zduńskiej Woli i Opolu, syndyk szukał kupca majątku upadłej Helleny. Pojawiło się kilku chętnych, ale oferowali grosze. Wszystkich interesowały prawa do znaków towarowych, bo w branży spożywczej marki są największą wartością każdej firmy. Dlatego już w trakcie postępowania upadłościowego wierzyciele się niepokoili, czy przypadkiem dawny właściciel nie wyprowadził gdzieś znaków. Syndyk zapewniał, że nie.

Dopiero w 2007 r. znalazł się chętny na zakup zakładu w Opatówku. Okazał się nim sąsiad zza miedzy Jan Kolański. Kiedy Sroczyński błyskawicznie wspiął się na szczyt i z niego spadł, Kolański powoli budował swój spożywczy koncern (przyprawy, słodycze), który jako Colian notowany jest na giełdzie. Teraz Kolański postanowił rozszerzyć swoją ofertę o napoje. Początkowo deklarował, że interesuje go tylko fabryka, po pewnym czasie przypomniał sobie o oranżadzie Hellena. I postanowił ją wskrzesić.

Kolański działa jednak inaczej niż Sroczyński. Decyzje o przywróceniu oranżad Hellena poprzedziły długie i kosztowne badania rynkowe. Sprawdzano, czy kilkuletnia nieobecność napojów nie przekreśla rynkowych szans. Zastanawiano się, jak reanimować markę i jak ją reklamować. Okazało się, że sprawa jest skomplikowana, bo mechanizmy, które kiedyś wykorzystał Sroczyński, nie działają już tak skutecznie. Od czasów PRL minęło zbyt wiele czasu, jest spora konkurencja. Mimo to zdecydowano się na reaktywację.

Ruszyła więc wielka machina marketingowa, bo Kolański w przeciwieństwie do Sroczyńskiego wierzy w marketing. Billboardy, reklamy prasowe, Hellenę popija podczas programu w TVN Kuba Wojewódzki i jego goście (lokowanie produktu), reklamuje kabaret Ani Mru Mru. Hellena znowu jest na topie, także rynkowym.

Kolański swoją siedzibę przeniósł do Opatówka. Rządzi Colianem z gabinetu, w którym rządził kiedyś Sroczyński. I zechciał znowu. Biznesmen przypomniał sobie właśnie, że znak Hellena nie należał do upadłej spółki, tylko do innej, której jest nadal właścicielem. Twierdzi, że Kolański wykorzystuje Hellenę bezprawnie. To nie pierwsze ich starcie. Wcześniej Sroczyński próbował zaszachować konkurenta, blokując dostęp do ujęcia wody, niezbędnego do produkcji napojów.

Teraz zaczął wojnę na kilku frontach. Najważniejszym ruchem był wniosek do Urzędu Patentowego o unieważnienie praw do znaku Hellena, z których korzysta spółka Kolańskiego. „Chcemy odzyskać markę. Z tytułu praw autorskich i bezprawnego używania marki Hellena domagamy się odszkodowania w wysokości powyżej 100 mln zł” – powiedział kilka tygodni temu „Pulsowi Biznesu”. Sprawę rozpatrywano pod koniec maja. Na razie bez rozstrzygnięcia.

Sam biznesmen nabrał wody w usta (a może lepiej – oranżady). Po negocjacjach prowadzonych za pośrednictwem adwokata początkowo zgodził się udzielić odpowiedzi na pytania POLITYKI mailowo. Wkrótce nadeszła odpowiedź, że nikt z rodziny wypowiadać się na razie nie będzie (jedną z osób domagających się unieważnienia praw do Helleny jest córka Magdalena). Także Colian jest lakoniczny. – Nasza spółka jest właścicielem pełni praw do znaku Hellena. Nabyliśmy je od syndyka – wyjaśnia Piotr Woźniak, rzecznik Grupy Colian. Firma Kolańskiego jest spokojna o finał sporu, martwi się jedynie jej giełdowymi reperkusjami. Komisja Nadzoru Finansowego nabrała podejrzeń, czy przypadkiem ktoś tu nie manipuluje kursem akcji.

Prawnicy powątpiewają w możliwość odzyskania przez Sroczyńskiego praw do znaku Hellena i uzyskania astronomicznego odszkodowania. Zwłaszcza że dzisiejsza popularność tego napoju to w mniejszym stopniu zasługa jego twórcy, a w większym milionów inwestowanych w reklamę przez zaradnego sąsiada i następcę. To jeden z kilkuset sporów o znaki towarowe, jakie w ciągu roku rozpatrywane są przez Urząd Patentowy. Stawką rzadko są dawne sentymenty, a prawie zawsze duże pieniądze.

Polityka 24.2015 (3013) z dnia 09.06.2015; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Wojna o Hellenę"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną