Śmieci pod napięciem
Jak się pozbyć zmywarki i telewizora, czyli zmiany na polskim rynku elektrośmieci
Na warszawskim osiedlu Bródno zimą tego roku wylądował ufoludek. Był wyjątkowy, w całości składał się z elektrośmieci, fragmentów zużytych urządzeń AGD i RTV. Ufoludek wzbudził zainteresowanie, nawet sympatię mieszkańców. Postawił też na baczność służby drogowe, które uznały go za nielegalnego sublokatora. Ufoludek miał być formą happeningu, a przypadkiem dobrze zilustrował sytuację na naszym rynku elektrośmieci. Tak jak nie wiemy, z jakiej planety przyleciał, tak samo pozostaje zagadką, co dzieje się w Polsce z dużą częścią zużytego, elektrycznego i elektronicznego sprzętu.
Problemy pojawiają się od razu, gdy właściciel chce się pozbyć domowego grata. Zgodnie z prawem może to zrobić bezpłatnie, gdy kupuje nowy sprzęt tej samej kategorii. Sprzedawca ma obowiązek przyjąć starą lodówkę, sprzedając nową, albo niesprawny telewizor, gdy klient odbiera nowy. Tyle tylko, że w ustawie nie ma słowa o tym, kto zapłaci za transport starej pralki, zmywarki czy lodówki do sklepu. Niektóre sieci biorą takie koszty na siebie, ale większość każe sobie za odbiór takiego balastu dodatkowo płacić. A wówczas Polak zaczyna kombinować.
Wyrzucić gdziekolwiek
Za nielegalne pozbycie się elektrośmieci grożą kary, nawet do 5 tys. zł, ale to raczej w teorii. Jedni zatem wystawiają stary sprzęt AGD przed śmietnikiem, licząc że szybko zajmą się nim złomiarze, a inni podrzucają go do pobliskiego lasu. Czasem w kawałkach. A stary sprzęt zawiera sporo niebezpiecznych dla środowiska substancji, które mogą zostać właściwie zutylizowane tylko w specjalistycznych punktach. Jeśli ktoś np. nieumiejętnie rozbierze lodówkę, to spowoduje uwolnienie do atmosfery silnie toksycznego freonu.
O ile wyrzucić dużą lodówkę czy pralkę jest przynajmniej niewygodnie, to już żaden problem pozbyć się małego sprzętu AGD i RTV, choćby suszarki, przenośnego radia czy zepsutej świetlówki zawierającej rtęć.