Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Tegoroczny deficyt wzrośnie o 5–10 mld zł

Ralf Nau/Stone Sub / Getty Images
Jeszcze wczoraj ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę mówili, że przygotowywana przez nowy rząd nowelizacja zwiększy tegoroczny deficyt o 3–4 mld zł. A dziś przyznają, że jednak o 5–10.

Ministerstwo finansów chce znowelizować budżet na 2015 r. Ta informacja wywołała poruszenie wśród inwestorów i ekonomistów, zwłaszcza że dane napływające z gospodarki i resortu nie wskazywały, że takie działania będą w tym roku konieczne.

To prawda, że dochody budżetowe były dużo niższe od tych, jakie zaplanował poprzedni rząd. Z powodu głębszej od prognoz deflacji między styczniem a październikiem do państwowej kasy trafiło 238,9 mld zł wobec spodziewanych w tym okresie 244,8 mld zł – i tego ubytku nie uda się już uzupełnić do końca roku.

Ale równocześnie dużo niższe od planów były też, podobnie jak w latach ubiegłych, wydatki budżetowe. W rezultacie deficyt za pierwsze dziesięć miesięcy roku wyniósł 34,5 mld zł wobec planowanych na ten okres… 39,8 mld zł! Patrząc tylko na te liczby, żaden rząd nie podjąłby się nowelizowania budżetu.

Czy to oznacza, że PO zostawiła fiskalną bombę i na koniec roku deficyt wystrzeli niekontrolowanie w górę? Raczej nie.

Większość wydatków jest bowiem rozdystrybuowana równomiernie na przestrzeni kolejnych miesięcy i nawet grudniowe spiętrzenie wypłat z budżetu nie jest w stanie znacząco podbić deficytu. Co ciekawe, paradoksalnie potwierdził to też pierwszy komunikat resortu finansów, z którego wynikało, że deficyt wzrośnie 3–4 mld zł. Tak niewielka korekta budżetu miała miejsce tylko raz w ostatnim dwudziestoleciu. W 2001 r. Marek Belka potrzebował znowelizować ustawę, by dosypać pieniędzy do państwowych funduszy celowych – zwłaszcza funduszu pracy, z którego trzeba było wypłacać świadczenia rekordowo wysokiej liczbie bezrobotnych. Warto przy tym zaznaczyć, że ostatnia nowelizacja budżetu z 2013 r., która była przygotowywana przez kilka miesięcy przez wszystkie resorty, uwzględniała zwiększenie deficytu aż o 16 mld zł i to przy cięciu wydatków publicznych o 7,7 mld zł.

Zazwyczaj nie nowelizuje się budżetu o mniej niż 5 mld zł. Nie ma bowiem sensu zaprzęgać całej machiny legislacyjnej i zmuszać resorty do rewizji swoich wydatków, jeżeli można – a specyfika polskiego sektora finansów publicznych na to pozwala – przesunąć pomiędzy grudniem a styczniem wydatki na kwotę kilku miliardów złotych. Zwyczajowo w takiej sytuacji podnosi się planowany deficyt na kolejny rok, realizując deficyt w roku bieżącym na poziomie zgodnym z ustawą. PiS jednak nie chce skorzystać z takiej możliwości. Co więcej, ministerstwo finansów woli wykonać manewr odwrotny, czyli przesunąć część wydatków ze stycznia na grudzień, a część dochodów – na przykład wpływów z rozstrzygnięcia aukcji LTE – z grudnia na styczeń.

Wszystko po to, by w 2016 r. mieć środki na sfinansowanie obietnic wyborczych, w tym na uruchomienie od kwietnia programu „Rodzina 500+”. By jednak nie zwiększyć deficytu powyżej dozwolonego prawem unijnym poziomu 3 proc. PKB, w przyszłorocznym budżecie będzie się liczyć każda złotówka, a nowelizacja tegorocznego planu dochodów i wydatków da rządowi potrzebną przestrzeń do realizacji swoich obietnic. Dlatego rząd może zwiększyć deficyt nawet bardziej, niż wynikałoby to z wcześniejszych deklaracji ministerstwa finansów. Minister Henryk Kowalczyk już zapowiedział, że może on wzrosnąć o 5–10 mld zł, a minister Paweł Szałamacha zaznaczył z kolei, że istnieje ryzyko przekroczenia w tym roku przez deficyt progu 3 proc. PKB.

Nowelizację tegorocznego deficytu można by ocenić jako dobry pomysł, gdyby tylko rząd przyznał się do swoich intencji – zamiast przerzucić odpowiedzialność za nowelizację na swoich poprzedników. Taka argumentacja – zwłaszcza jeżeli towarzyszy jej wzrost deficytu powyżej 3 proc. PKB – szkodzi bowiem wizerunkowi Polski i wprowadza niepotrzebną niepewność co do kondycji polskich finansów publicznych, zniechęcając inwestorów do lokowania pieniędzy w naszym kraju. Nie zawsze jednak logika ekonomiczna jest tożsama z logiką polityczną.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną