Giełda ofiarą „dobrych zmian”
Warszawska giełda nadal traci. To zły prognostyk na przyszłość
Indeks WIG20 w ciągu ostatniego miesiąca stracił 10 proc., w ciągu kwartału 15 proc., a w ciągu półrocza już prawie jedną czwartą. Zazwyczaj w przypadku takich dramatów łatwo można było obwinić świat za nasze niepowodzenia – a to kryzys grecki, a to panika na rynku surowców, a to kłopoty gospodarki amerykańskiej czy niemieckiej. Jednak tym razem inne giełdy mają się dużo lepiej od warszawskiej.
Dramat GPW to efekt kumulacji fatalnych dla inwestorów wiadomości, jakich dostarcza praktycznie codziennie nowa władza. Banki tracą, bo liczą koszty nowego podatku, który mocno je zaboli. Do tego nie wiadomo, jaki zostanie zastosowany wariant przewalutowań kredytów frankowych.
Gdy inwestorzy czytają raporty takie jak ten Instytutu Badań and Gospodarką Rynkową, muszą mieć silne nerwy. Instytut przestrzega przed wprowadzeniem podatku bankowego, który mógłby doprowadzić do destabilizacji sektora (mogłaby ona kosztować nawet niebotyczne 150–200 mld zł).
Inny filar warszawskiego parkietu, czyli energetyka, też raczej niepokoi, niż uspokaja. Nie dość, że w czołowych koncernach trwa wielka wymiana kadr, to jeszcze mają one ponosić koszty ratowania górnictwa. A te rosną, bo węgiel jest tani, a popyt na niego spada.
Razem z nim spadają wyceny spółek wydobywczych jak Bogdanka. Na domiar złego KGHM, do tej pory cieszący się z obietnic PiS dotyczących likwidacji podatku kopalnianego, będzie chyba musiał obejść się smakiem. Podatek ma się dobrze, dużo gorzej za to kurs miedziowego giganta.
A jeśli do tych wszystkich wieści dołożymy plany nowego rządu, dotyczące całkowitego wygaszenia OFE, to naprawdę trudno się dziwić, że inwestorzy, zwłaszcza zagraniczni, z warszawskiego parkietu uciekają. Teraz giełda została jeszcze bez prezesa i z bardzo mglistymi perspektywami rozwoju. PiS przecież prywatyzacji nie lubi, nawet tej giełdowej, więc na świeżą krew na parkiecie trudno w najbliższym czasie liczyć.
Dramatyczne spadki na giełdzie nie oznaczają automatycznie spowolnienia PKB, ale nie są dobrym prognostykiem na przyszłość. Nie mają bowiem charakteru czysto spekulacyjnego. W tle jest bowiem coraz silniejsza obawa, że polska gospodarka podąża w bliżej nieznanym kierunku. Lepiej zatem wstrzymać się z kupowaniem akcji i zobaczyć, jakie będą owoce kontrowersyjnych zmian.
PiS może nie ufać wielkiemu kapitałowi i traktować giełdę jako nieistotny dodatek. Powinien jednak pamiętać, że dla swoich ideologicznych reform potrzebuje spokoju w gospodarce. A tego ostatnio jak na lekarstwo.