Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Bitwa handlowa

Przeciwko nowemu podatkowi PiS najgłośniej protestują ci, którym miał pomóc

Dylan_Payne / Facebook
Wszystko wskazuje na to, że PiS, pod naporem związkowców i własnych, niezadowolonych posłów, będzie musiało zmodyfikować rządowy projekt.

Jak na dwa miliardy złotych planowanego przychodu, podatek od handlu wywołuje kontrowersje wręcz niewspółmierne do swojego znaczenia dla budżetu. Dlaczego? Można oczywiście stwierdzić, że nikt nie lubi płacić więcej niż dotąd, więc każda branża protestowałaby przeciwko nowym obciążeniom.

Jednak handel, zwłaszcza ten na poziomie małych sklepów, jest wyjątkowo konkurencyjnym sektorem o bardzo niskich marżach. Jako klienci na tym korzystamy, bo mamy – między innymi dzięki tak dużej liczbie graczy – przykładowo najtańszą żywność w całej Unii Europejskiej. Jednak już właściciele sklepów walczą często o przetrwanie.

Nic dziwnego, że wielu z nich z nadzieją popierało PiS, obiecujące w kampanii wyborczej opodatkowanie wielkich, zachodnich sieci i wzięcie w obronę polskich sklepów. Tyle tylko, że chyba eksperci PiS zapomnieli o jednym, acz istotnym elemencie, przygotowując nowy podatek.

Coraz mniej polskich małych sklepów działa samodzielnie, bo tak jest po prostu najtrudniej. Wiele, żeby przetrwać, przystąpiło do sieci franczyzowych, zyskując znaną markę, wsparcie marketingowe i nieco niższe ceny w hurtowniach. Za Żabkami, Lewiatanami, małymi Carrefourami czy Małpkami kryją się rodzinne firmy, które z wielkim kapitałem mają tylko tyle wspólnego, że oddają mu co miesiąc część zysków. Tymczasem nowy podatek ma objąć również takie sieci, więc zostanie zrzucony na małe, polskie sklepy, działające w ich ramach.

Sklepikarze postanowili zatem głośno wyrazić swoje niezadowolenie. Przeciw podatkowi głośno protestuje polska sieć Lewiatan, krytycznie o ustawie wypowiada się nawet szef „Solidarności”, będącej przecież w ostatnich latach wiernym sojusznikiem PiS.

Właściciele sklepów boją się nie tylko nowego podatku, ale także specjalnej, weekendowej stawki, która dodatkowo utrudni im życie. Wskazują, że odrębne ewidencjowanie sprzedaży sobotniej i niedzielnej jest dla nich dużo kosztowniejsze niż dla wielkich hipermarketów i dyskontów. Do tego zachodzą w głowę, dlaczego PiS tak nie lubi handlu sobotniego, skoro to przecież tradycyjny dzień robienia zakupów.

Z całego zamieszania najbardziej muszą chyba być zadowoleni wielcy gracze jak Biedronka, Tesco czy Lidl, czyli ci, których podatek miał najbardziej zaboleć. Z boku przyglądają się całej awanturze, ciesząc się, że ich konkurentów – zarówno sieci franczyzowe, jak i handel internetowy – nowa danina dotknie dużo bardziej.

Wszystko wskazuje na to, że PiS, pod naporem związkowców i własnych, niezadowolonych posłów, będzie musiało zmodyfikować rządowy projekt. Jeśli tak się stanie, będzie to nowość dla rządu PiS, do tej pory przyzwyczajonego do bezwzględnego posłuszeństwa parlamentu.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną