Gdzie ta kasa?
Do kosza należy wyrzucić kolejną wyborczą obietnicę PiS. Tym razem emerytury
Wicepremier Mateusz Morawiecki ostrzega rząd, w którym jest wicepremierem, że ZUS-owi zabraknie pieniędzy na emerytury. W wariancie optymistycznym – 250 mld zł w ciągu najbliższych pięciu lat, w pesymistycznym – nawet 400 mld. Potem dziura będzie jeszcze większa.
W takiej sytuacji kolejną obietnicę wyborczą PiS trzeba wyrzucić do kosza. Nie ma więc mowy o powrocie do „starego wieku emerytalnego”, czyli 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet.
Wicepremier jest zszokowany, większość społeczeństwa – także. Ale nie tym, że w kasie ZUS jest dziura, bo o tym wiadomo od lat. I o tym, że będzie ona coraz większa, bo szybko przybywa osób, którym trzeba wypłacać emerytury, a ubywa młodych, z których składek się te świadczenia finansuje.
To z tego właśnie powodu w 1999 r. weszła w życie reforma emerytalna, a później trzeba ją było uzupełniać o wydłużenie wieku emerytalnego. ZUS nie ma kasy, więc musimy pracować dłużej. My to wiemy, choć niekoniecznie chcemy się z koniecznością dłuższej pracy pogodzić.
Szokuje to, że dla Prawa i Sprawiedliwości jest to wiadomość nowa, której najwyraźniej jej liderzy do tej pory nie znali. Nie czytali gazet w państwie, którego nie akceptowali. Nie uczestniczyli w dyskusjach parlamentarnych, chociaż z diet poselskich nie rezygnowali. Szokuje tym bardziej, że prezes był nawet premierem, a w tym czasie o konieczności dłuższej pracy też było wiadomo.
Żaden z polityków PiS tej konieczności nie kwestionował. Więcej, będąc przy władzy, partia ta przymierzała się nawet do likwidacji przywilejów emerytalnych i wprowadzenia tzw. emerytur pomostowych. Nagle zapanowała tam powszechna amnezja.
To przecież Andrzej Duda w kampanii wyborczej zapewniał, żeby nie wierzyć, że brakuje pieniędzy na powrót do krótszego wieku emerytalnego. Są. Damy radę. A Beata Szydło, wtedy kandydatka na premiera, dodawała – „wystarczy tylko dobrze rządzić”. I potwierdzała tę opinię już jako premier. A jej szef, były premier, nie sprostował, że to nieprawda. Bo najwyraźniej uznał, że nie ma takiej ceny, której nie warto zapłacić za powrót do władzy.
Zakpili sobie z naiwnych wyborców, którzy w te obietnice uwierzyli. A dziś udają, że o katastrofalnej sytuacji finansowej ZUS dopiero się dowiedzieli. Naiwnych, którzy i tym razem uwierzą, będzie już chyba mniej.