Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Słoń trojański

Gospodarka według PiS: stare pomysły w nowej odsłonie

Elbląg. Jarosław Kaczyński chce z niego uczynić drugą Gdynię. Elbląg. Jarosław Kaczyński chce z niego uczynić drugą Gdynię. Tadeusz Późniak / Polityka
Na liście wielkich projektów gospodarczych obiecywanych przez rząd PiS jest kilka, które Jarosław Kaczyński już kiedyś próbował realizować, ale mu nie wyszło. Czy i tym razem będzie podobnie?
Jeden gazoport zaspokaja polskie potrzeby, ale nie zaspokaja ambicji. Dlatego rząd planuje budowę podmorskiego gazociągu z Norwegii oraz drugiego gazoportu.Marcin Bielecki/PAP Jeden gazoport zaspokaja polskie potrzeby, ale nie zaspokaja ambicji. Dlatego rząd planuje budowę podmorskiego gazociągu z Norwegii oraz drugiego gazoportu.

Artykuł w wersji audio

Prezes rzadko uczestniczy w wydarzeniach gospodarczych, może poza Forum Ekonomicznym w Krynicy, gdzie nagrodzono go tytułem Człowieka Roku. Dlatego pewnym zaskoczeniem było jego niedawne pojawienie się w Elblągu, w towarzystwie ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marka Gróbarczyka, na konferencji Budowa Kanału Żeglugowego przez Mierzeję Wiślaną. Po obradach prezes wsiadł na statek i odbył rejs na mierzeję do miejsca, gdzie powstanie kanał.

Elbląg jest dla niego miejscem szczególnym. To właśnie tu w 1989 r. zaczęła się jego kariera parlamentarna, gdy został senatorem ówczesnego województwa elbląskiego. To elbląscy samorządowcy przekonali go, że dla rozwoju miasta i regionu niezbędna jest budowa kanału przecinającego polski odcinek Mierzei Wiślanej i otwierającego dużym pełnomorskim jednostkom dostęp do elbląskiego portu. Dzięki tej inwestycji – tłumaczyli – Elbląg stanie się prawdziwie portowym miastem jak pobliskie Gdynia i Gdańsk.

Dziś żegluga jest ograniczona ze względu na konieczność pokonania należącej do Rosji Cieśniny Pilawskiej, a także na zamulenie Zalewu Wiślanego, które sprawia, że pływać tu mogą tylko niewielkie jednostki o małym zanurzeniu. Kaczyński postanowił, że to zmieni. To świetnie współgrało z jego fascynacją historią II RP. Kwiatkowski dał Polsce port morski w Gdyni, on da w Elblągu. Dlatego gdy w 2006 r. stanął na czele rządu, przekopanie Mierzei Wiślanej wpisano na listę projektów strategicznych. A na odchodnym w 2007 r. zapadła formalna decyzja o realizacji inwestycji.

Rząd PO-PSL przejął dorobek PiS z dobrodziejstwem inwentarza, nie weryfikując ani nie kwestionując nawet najbardziej fantastycznych projektów. Sprawy przekopania mierzei nie odłożono na półkę, ale kontynuowano, prowadząc badania i prace studialne. Ekonomiści podważali jednak sens przedsięwzięcia. Twierdzili, że tak kosztowna inwestycja powinna wynikać z niezaspokojonych potrzeb transportowych, a takich w Elblągu nie widać. Zwłaszcza że kilkadziesiąt kilometrów dalej są już dwa wielkie porty.

Jednym ze sceptyków jest prof. Włodzimierz Rydzkowski z Katedry Rynku Transportowego Uniwersytetu Gdańskiego. Projekt budowy kanału przez mierzeję oraz pogłębiania zatoki i tworzenia pełnomorskiego portu w Elblągu profesor zalicza do kategorii białych słoni obok innych podobnych pomysłów, jak np. budowa Centralnego Portu Lotniczego czy Kolei Dużych Prędkości.

Białe słonie prezesa Kaczyńskiego

Białe słonie to zwrot używany w ekonomii na określenie wielkich, kosztownych, politycznie motywowanych, ale niepotrzebnych inwestycji. Odwołuje się do praktykowanego przed wiekami przez władców Indochin zwyczaju obdarowywania niektórych poddanych białymi słoniami. Zwierzęta były rzadkie, cenne i uznawane za święte. Obdarowany nie miał jednak powodów do radości, bo musiał ponosić wysokie koszty utrzymywania zwierzęcia bez prawa wykorzystywania go do pracy. W efekcie często popadał w długi.

Elbląscy politycy długów się nie boją, choć koszt inwestycji w kolejnych symulacjach rośnie. Unia zapłaci, budżet zapłaci. Odpowiadają, że kiedy Warmia i Mazury zyskają dostęp do morza, to i potrzeby transportowe się znajdą.

Ale trzeba też pamiętać, że możliwości budowy na mierzei, w terenie cennym przyrodniczo, są bardzo ograniczone. To obszar przygraniczny, więc inwestycja wymaga uzgodnienia z sąsiadami, co nie jest proste, bo chodzi o Federację Rosyjską. Jednak Jarosław Kaczyński przekonywał, że to „nietrudna inwestycja”, a bierność Tuska była kolejnym dowodem, jak bardzo boi się Putina. – Nie tylko Rosja, ale i pozostałe państwa basenu Morza Bałtyckiego będą musiały się wypowiedzieć, bo takie są reguły konwencji helsińskiej. Kiedy budowano tunel i most nad cieśniną Sund między Danią a Szwecją, Polska musiała wyrazić na to zgodę – wyjaśnia Andrzej Tyszecki, ekspert w dziedzinie badań środowiskowych z firmy Ecokonsult.

Kwestia przekopywania mierzei wróciła natychmiast po zeszłorocznych wyborach. Rząd Beaty Szydło pierwsze decyzje w tej sprawie podjął jeszcze w ubiegłym roku. Minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej przekonywał, że to kontynuacja przedsięwzięcia zaczętego w 2007 r. Prace mogą ruszyć już w 2016, a najdalej w 2017 r., skończą się w 2022 r. – obiecywał. Koszt to 880 mln zł. Pieniądze będą pochodziły z funduszy unijnych albo w całości sfinansujemy inwestycję z budżetu – zapowiedział prezes PiS. W końcu Rosja blisko, więc chodzi także o obronność.

Najbardziej intrygująco zabrzmiało wyjaśnienie dotyczące opłacalności przedsięwzięcia. Okazuje się, że dzięki przekopowi Polska środkowa i wschodnia zyska dostęp do morza, a na dodatek port w Elblągu będzie bardzo atrakcyjny dla Ukrainy (to koncepcja Bałtyckiej Ukrainy). Tylko dlaczego leżące niedaleko porty w Gdańsku i Gdyni nie zaspokajają potrzeb Polski środkowo-wschodniej, nie mówiąc o Ukrainie?

Potrzeb transportu drogą morską towarów masowych w rejonie Elbląga nie widać, a towary drobnicowe przewozi się dziś kontenerami. Godzinę drogi od Elbląga działa nowoczesny terminal kontenerowy w Porcie Gdańsk. Nie wiem więc, po co w Elblągu miałby powstawać drugi – zastanawia się prof. Rydzkowski. Dodaje, że czas zwrotu inwestycji w przekop i elbląski port ocenia na… 500 lat.

Zanosi się więc na powtórkę historii portu lotniczego Gdynia-Kosakowo. Budowano go za publiczne pieniądze, nie bacząc, że tuż obok działa port w Gdańsku-Rębiechowie. Komisja Europejska uznała to za niedozwoloną pomoc publiczną zaburzającą konkurencję i nakazała zwrot otrzymanych dotacji. W efekcie spółka lotniskowa padła. Dlatego będzie trudno uzyskać zgodę Komisji Europejskiej na finansowanie przekopowej inwestycji o statusie wątpliwym ekonomicznie i prawnie. Stąd zapewne deklaracje Kaczyńskiego, że w razie czego pieniądze znajdą się w budżecie. Tyle że to nie rozwiąże wszystkich problemów.

Elbląg – powtórka z Rospudy

Dużo poważniejszą przeszkodą są problemy środowiskowe. Jak wyliczyli eksperci we wstępnym raporcie, w zasięgu oddziaływania inwestycji znajdzie się siedem rezerwatów przyrody, dwa parki krajobrazowe, osiem obszarów chronionego krajobrazu, siedem obszarów Natura 2000 plus wiele chronionych gatunków roślin i zwierząt. – Obawiam się, że bez naruszenia przepisów środowiskowych realizacja inwestycji nie będzie możliwa. To może przesądzić o porażce tego projektu – twierdzi Andrzej Tyszecki. Grozi nam powtórka z Rospudy, czyli próby budowania obwodnicy Augustowa przez dolinę rzeki o szczególnych walorach przyrodniczych. Tamta inwestycja także była sztandarowym przedsięwzięciem rządu Jarosława Kaczyńskiego, który zdecydował o jej rozpoczęciu, przekonując, że Unia nie będzie nam dyktować, gdzie mamy budować drogi.

Skończyło się skierowaniem sprawy przez Komisję Europejską do Trybunału Sprawiedliwości. Skarga na Polskę dotyczyła nie tylko Rospudy, ale także innej inwestycji drogowej – obwodnicy Wasilkowa – prowadzonej w podobny sposób. By uniknąć wysokich kar, trzeba było przerwać rozpoczęte budowy, pogodzić się ze stratami i drogi poprowadzić innym szlakiem.

Dlatego wielu ekspertów budownictwa infrastrukturalnego ma wątpliwości, czy ukochany biały słoń prezesa Kaczyńskiego powstanie, choć jest wysoko na liście rządowych priorytetów. Zwłaszcza że w ogóle z inwestycjami jest krucho. Te realizowane przez władze publiczne niemal zamarły. Wiele dawno ogłoszonych przetargów, drogowych i kolejowych, wciąż nie jest rozstrzygniętych. Nowe inwestycje energetyczne są głównie na papierze. Minister Gróbarczyk obiecywał kilka miesięcy temu, że przekopywanie mierzei ruszy jeszcze w tym roku, dziś mówi już o 2018 r. Eksperci twierdzą, że gdyby wszystko szło jak po maśle (na co się nie zanosi), to budowa może rozpoczęłaby się po 2019 r.

Drogi gaz norweski

Podobnie wygląda sprawa z innym białym słoniem – gazociągiem norweskim. Pomysł sprowadzania do Polski gazu z Norwegii via Dania podmorską rurą to też sztandarowy projekt rządu PiS. Podobnie jak przekop, także jest próbą powrotu do tego, co nie udało się w przeszłości. W przypadku norweskiej rury to już trzecie podejście. Pierwsze podjął rząd Jerzego Buzka, drugie było za czasów rządu Jarosława Kaczyńskiego. Za każdym razem autorzy są ci sami: Piotr Naimski, minister ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, główny ideolog energetyczny PiS, oraz jego współpracownik Piotr Woźniak, obecnie prezes PGNiG.

Pierwsza próba z rurą Baltic Pipe przedstawiana jest dziś niemal jako jeden z polskich narodowych zrywów. Było to powstanie przeciw zależności Polski od rosyjskiego Gazpromu. Umowa z norweskim Statoilem już była parafowana, gdy do władzy doszedł SLD. Rząd Leszka Millera pierwsze, co zrobił, to zerwał umowę z Norwegami. Widać taką dostał instrukcję z Kremla – twierdzą entuzjaści bałtyckiej rury. Tak straciliśmy szansę kupowania taniego gazu z Norwegii.

Czy rzeczywiście? POLITYKA dotarła do informacji z 2001 r., sygnowanej przez Piotra Woźniaka. W tamtym czasie był wiceprezesem PGNiG i prowadził negocjacje z Norwegami w sprawie importu gazu po wybudowaniu bałtyckiego gazociągu. Informował premiera Buzka: „W czasie kolejnej rundy negocjacyjnej z GFU (norweski komitet negocjacyjny) w sprawie Umowy sprzedaży, przeprowadzonej w Kopenhadze w dniu 25 stycznia 2001 roku, strona norweska podała wyjściową cenę kontraktową loco wybrzeże polskie w Niechorzu na poziomie ponad 15 proc. wyższym od ceny gazu norweskiego loco Emden [czyli ceny płaconej przez Niemców – przyp. red.], a ponad 40 proc. wyższym niż cena gazu rosyjskiego na granicy RP w Kondratkach. To jest cena zaporowa”. Dalej Woźniak wyjaśniał, że najlepszą ceną możliwą do uzyskania będzie „Emden+10 proc.”, czyli 10 proc. wyższą od płaconej przez Niemcy i to pod warunkiem, że PGNiG zaakceptuje 11 niekorzystnych klauzul umownych. W tym rozliczeń take-or-pay, czyli wymagających płacenia za gaz, nawet jeśli się go nie odbierze. Pomijając więc polityczny spór, czy to Statoil zrezygnował z zawarcia umowy, czy też rząd Millera się z niej wycofał, nie wygląda, by brak norweskiej rury okazał się jakimś nieszczęściem.

Dziś sens jej powstania jest jeszcze bardziej wątpliwy. Przez 15 lat wiele się zmieniło. Mamy w Świnoujściu gazoport, za którego pośrednictwem można sprowadzać 5 mld m sześc. gazu (z możliwością dojścia do 7,5 mld), powstały połączenia gazowe z sąsiadami, które umożliwiają import gazu z innych kierunków niż wschodni, a unijne regulacje znacznie ograniczyły monopolistyczne zachowania Gazpromu.

Tymczasem rząd PiS uznaje budowę podmorskiej rury, zwanej Korytarzem Norweskim, za pilną inwestycję o szczególnym znaczeniu. Do Norwegii i Danii jeździli już w tej sprawie premier Szydło i prezydent Duda. Minister Naimski w ostatnich dniach w Parlamencie Europejskim reklamował polski projekt jako odtrutkę na gaz rosyjski, zwłaszcza na ten, który ma popłynąć drugą nitką gazociągu Nord Stream.

Polski hub gazowy

Dziś jednak mniej się mówi o bezpieczeństwie energetycznym Polski, a więcej o naszej geopolitycznej misji. Mamy stać się regionalnym graczem paliwowym, który zapewni Europie Środkowo-Wschodniej nierosyjski gaz. Pytanie tylko, kto będzie nim zainteresowany, jeśli będzie droższy od rosyjskiego? A na to wiele wskazuje. Na dodatek mamy pecha, bo większość sąsiadów dba o dobre stosunki z Gazpromem, zwłaszcza nasz sojusznik, czyli Węgry. Dlatego dziś całą nadzieję pokładamy w Ukrainie, która ponoć zdradza największe zainteresowanie powstaniem polskiego hubu gazowego.

Partnerzy z Danii i Norwegii też są podobno zainteresowani. Norwegowie, bo nowy rynek zbytu się przyda, a Duńczycy, bo w naszej rurze widzą szlak, którym będą mogli sprowadzać przez Polskę... gaz rosyjski. Może się więc okazać, że biały słoń okaże się w rzeczywistości koniem trojańskim i pod hasłem walki z Gazpromem zbudujemy mu Nord Stream 3.

Tymczasem trwa hodowla kolejnego białego słonia: drugiego gazoportu, który miałby pojawić się w Zatoce Gdańskiej. W wyobraźni polityków potrzeby gazowe regionu, które mamy zaspokajać, są niezmierzone, choć jednocześnie wprowadzane przepisy ograniczają możliwości handlowania gazem przez inne firmy niż PGNiG. Ten zaś na razie dobrze żyje dzięki intensywnym zakupom gazu z Rosji. I tak rozrasta się biały słoń nadmuchiwany gazem.

Polityka 45.2016 (3084) z dnia 01.11.2016; Rynek; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Słoń trojański"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną