Maszyna do produkcji emerytury
Jak się zmieniały systemy emerytalne na przestrzeni lat
Tę machinę najlepiej sobie po prostu wyobrazić. Może być trochę przerysowana, jakby z klasycznych disnejowskich kreskówek. Z jednej strony wpadają pieniądze. I lecą dalej długą, pełną zakrętasów rurą. A na końcu wychodzi z tego paczuszka świadczenia emerytalnego. Zazwyczaj zastanawiająco skromna. Przy czym jednak i tak większa niż środki, na które przeciętny obywatel mógłby liczyć, gdyby przez te kilka dekad sam ciułał oszczędności.
Zanim zaczniemy się jednak rytualnie wyśmiewać z nieudolności operatora, zdajmy sobie sprawę z powagi sytuacji. Maszyna emerytalna to jedna z najdonioślejszych innowacji społecznych naszych czasów – gwarant międzypokoleniowego ładu, na którym opierają się wszystkie rozwinięte gospodarki. Niestety (jak to w życiu) cały czas się tu coś rozregulowuje, wykoślawia i cieknie. Więc trzeba na bieżąco i w ruchu naprawiać.
Przywileje emerytalne
Od lat na przykład szwankuje mechanizm odpowiedzialny za zbieranie pieniędzy i wrzucanie ich do systemu. Rozwinięty Zachód martwi się o to przynajmniej od 1994 r. To wtedy Bank Światowy opublikował fundamentalny raport „Averting the Old Age Crisis”. Stało w nim czarno na białym, że z każdą kolejną dekadą coraz mniej młodych będzie zrzucało się na emerytury dla coraz większej liczby seniorów. Z 5 młodych na 1 emeryta w 1960 r. zrobi się 2 na 1 w 2030 r. Trzeba jednak pamiętać, że ta odmieniana dziś przez wszystkie przypadki bomba demograficzna to przede wszystkim zmora najbardziej rozwiniętych zachodnich gospodarek.