Kiedy pierwszy tej jesieni sztorm demolował mola w Sopocie i Gdańsku, inżynier Krzysztof Najda z Koszalina pojechał na mierzeję oddzielającą od Bałtyku Jamno, dziewiąte pod względem wielkości jezioro w Polsce. Chciał sprawdzić, jak działają umocnienia przeciwpowodziowe zbudowane u wylotu kanału, który łączy Jamno z morzem. Bo Najda, zapalony wędkarz, od ponad dwóch lat walczy, by przywrócić jezioru ożywcze wlewy wód morskich, a rybom kanał jako drogę wędrówek między morzem, jeziorem i wpadającymi doń rzekami. Blokują tę drogę wrota sztormowe, zamontowane na kanale w 2013 r. Miały się zamykać tylko przy największych spiętrzeniach wody, a te mniejsze przepuszczać, żeby odświeżały jezioro. Ale nie działają tak, jak zakładano. Wlewów wody morskiej do Jamna nie ma.
Po wschodniej stronie kanału Najda zobaczył, że fale morskie mocno podcięły wał wydmowy, a w jednym miejscu wręcz wżarły się w głąb. Co z tego, że wrota chronią, skoro wydma może puścić? Ona też jest elementem systemu ochrony przeciwpowodziowej, tyle że naturalnym.
– Tam rzeczywiście może rozmyć wydmę – stwierdza po obejrzeniu zdjęć brzegu doc. dr Wojciech Robakiewicz, hydrotechnik, emerytowany pracownik Instytutu Budownictwa Wodnego PAN w Gdańsku. A geomorfolog dr Tomasz Łabuz z Uniwersytetu Szczecińskiego podkreśla, że to wcale nie był duży sztorm. I ze względu na wiatr północno-wschodni był on groźniejszy dla Zatoki Gdańskiej. W rejonie od Mielna aż po Jarosławiec najwięcej szkód wyrządzają sztormy z kierunku północno-zachodniego, które występują częściej. Dr Łabuz od lat bada, co się dzieje z wydmami na naszym wybrzeżu. W rejonie Mierzei Jamneńskiej morze zabiera piasek i brzeg się cofa.