Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Kusiciel w kieszeni

Bankowe aplikacje na smartfony coraz popularniejsze

W upowszechnianiu bankowości mobilnej ma w Polsce pomóc Blik, czyli nasz lokalny system płatności, stworzony przez sześć dużych instytucji. W upowszechnianiu bankowości mobilnej ma w Polsce pomóc Blik, czyli nasz lokalny system płatności, stworzony przez sześć dużych instytucji. sbotas / PantherMedia
Bankowa aplikacja w każdym smartfonie to nowe marzenie finansistów. Dzięki niej w każdym miejscu i czasie można oferować klientowi usługi, nie tylko bankowe.
Polscy bankowcy wiedzą, że na razie wielu klientów wciąż niezbyt ufa komórkom, gdy chodzi o pieniądze.EAST NEWS Polscy bankowcy wiedzą, że na razie wielu klientów wciąż niezbyt ufa komórkom, gdy chodzi o pieniądze.

Może to tylko fanaberia, a może w nieodległej przyszłości standard? Niemiecki wirtualny bank N26 pozwala na założenie konta nie tylko bez wizyty w oddziale, ale także bez wysyłania listów czy wykonywania przelewów weryfikacyjnych z innych banków. Wystarczy zwykły smartfon z dostępem do internetu. Po wpisaniu danych trzeba połączyć się z konsultantem, a następnie pokazać mu za pomocą kamery wbudowanej w aparat własny dowód osobisty albo stronę paszportu ze zdjęciem. Pracownik banku porówna dokument z naszym obrazem na żywo (tryb wideorozmowy). I tyle. Żadnych podpisów – tradycyjnych ani elektronicznych – żadnych dodatkowych formalności. N26 korzysta z dość liberalnych pod tym względem niemieckich przepisów. Przy okazji udowadnia, że bankowość przyszłości nie potrzebuje już nawet komputera. Wystarczy smartfon.

W Polsce zapewne nie pozwoliłaby na to Komisja Nadzoru Finansowego, która tępi nawet zakładanie nowego rachunku poprzez przelew weryfikacyjny ze swojego konta w innym banku. Jednak i u nas sektor finansowy wiąże ze smartfonami ogromne nadzieje. Banki nie szczędzą środków, aby produkować kolejne wersje aplikacji mobilnych, zarówno dla systemu operacyjnego iOS (telefony Apple), jak i dla Androida (na przykład aparaty Samsung czy Huawei). Chociaż informatykom trzeba płacić coraz więcej, banki nie uważają, że to stracone pieniądze.

Zauważyły bowiem, że kto raz taki program w telefonie zainstaluje, ten staje się dla nich dużo łatwiej dostępny. – Klient korzystający z oddziałów odwiedza je najczęściej raz w miesiącu. Ten, kto loguje się do bankowości internetowej, robi to średnio kilka razy miesięcznie. Tymczasem użytkownicy aplikacji mobilnych uruchamiają je nawet kilkanaście razy dziennie. To taki nawyk sprawdzania, ile pieniędzy mamy na koncie albo czy nie dostaliśmy przypadkiem jakiegoś przelewu – mówi Jacek Uryniuk, redaktor naczelny serwisu finansowego Cashless.pl.

Prawdziwy skarb

Polscy bankowcy wiedzą jednak, że na razie wielu klientów wciąż niezbyt ufa komórkom, gdy chodzi o pieniądze. Potwierdzają to badania przeprowadzone niedawno przez NBP. Wynika z nich, że prawie trzy czwarte Polaków posiadających konto korzysta już z bankowości internetowej. Natomiast bankowości mobilnej, czyli poprzez smartfon, używa na razie tylko co piąty ankietowany. Raczej niewiele, chociaż użytkowników przybywa. Zresztą także przyzwyczajanie Polaków do obsługi kont przez internet zajęło dobrych kilka lat.

Banki próbują przekonywać do instalowania swoich aplikacji na różne sposoby. Niektóre gotowe są nawet za to zapłacić – nie wprost, ale pośrednio. Najczęściej oferują korzystnie oprocentowane lokaty, pod warunkiem że klient założy je przez smartfon. Przy okazji zainstaluje mobilną aplikację i jest duża szansa, że pozostanie ona w jego telefonie. Tym bardziej że promocyjne e-lokaty dostępne są prawie zawsze na krótki czas. Potem trzeba je odnowić albo inaczej zainwestować pieniądze. A najkorzystniej będzie to można zrobić znowu przez telefon.

Banki zachęcają do ściągania mobilnych aplikacji, bo to niezły sposób na cięcie własnych kosztów. Klienci przyzwyczajeni do korzystania z banku w komórce nie będą przecież zajmować czasu pracownikom w oddziałach ani nawet dzwonić często na infolinię. Taki użytkownik, załatwiający wszystko sam, to prawdziwy skarb. Nic dziwnego, że aplikacje mobilne, które na początku pozwalały głównie sprawdzać saldo i historię operacji, teraz oferują także zlecanie przelewów, a nawet zaciąganie kredytów.

Przejście na bankowość mobilną to dla banków także okazja, żeby przynajmniej częściowo pozbyć się papierowych tabel z hasłami i esemesów. Te pierwsze przesyłano tradycyjną pocztą. Kosztowały banki słono. Dość szybko niemal całkiem wyparły je tańsze esemesy, ale i one w swej masie sporo banki kosztują.

Z ubiegłorocznego raportu Obserwatorium.biz wynika, że banki w Polsce płacą operatorom telekomunikacyjnym rocznie aż 70 mln zł za takie usługi. Tymczasem coraz nowocześniejsze smartfony pozwalają potwierdzać transakcje w inny sposób. Jeden z nich to tzw. wiadomości push, które wysyłane są poprzez aplikację. Żeby je otrzymać, wystarczy mieć połączenie z internetem. Autoryzację poprzez push zamiast esemesy testuje właśnie mBank. Inna możliwość potwierdzania transakcji to biometria, czyli odcisk palca. Coraz więcej nowych smartfonów ma już czytniki linii papilarnych, więc kolejne aplikacje bankowe są wzbogacane o tę funkcję.

Biometria idealnie nadaje się także do logowania. Dzięki niej znika konieczność wpisywania trudnych do zapamiętania haseł. Można oczywiście zawsze i wszędzie używać tych samych, ale to rozwiązanie wyjątkowo niebezpiecznie. Nic więc dziwnego, że banki bardzo liczą na biometrię. Pozwoli nie tylko zaoszczędzić na wysyłaniu esemesów, ale także uprościć i przyspieszyć obsługę mobilnych aplikacji. Pionierem w Polsce na tym polu jest bank Millennium. Ostatnio dołączyło do niego kilka innych instytucji.

Twórcy bankowości mobilnej widzą w niej jeszcze inne zalety, których nie ma bankowość internetowa. Niemal każdy z nas z telefonem się przecież dzisiaj nie rozstaje. Gdy jest w nim bankowa aplikacja, a właściciel włączy jeszcze geolokalizację, to bank ma nas stale na wyciągnięcie ręki. Może coś zasugerować, doradzić, podszepnąć. Ważne, żeby interes się kręcił.

Źródło zysków

Informacje o naszych przelewach i transakcjach kartowych banki gromadzą od lat, co pozwala im budować profile klientów. Do tej pory nie bardzo jednak wiedziały, jak mogą je wykorzystywać. Komórka daje im dodatkową, bezcenną informację o tym, gdzie użytkownik aplikacji aktualnie się znajduje. Pod którym jest sklepem, knajpą czy kinem? W jakim mieście?

Teraz wystarczy już tylko połączyć dwie informacje. – Bank wie na przykład, że klient rok temu kupował buty. Być może potrzebuje kolejnych. Kiedy przechodzi niedaleko sklepu obuwniczego, dostaje na swój telefon komunikat o promocji. Jeśli wejdzie do tego sklepu i kupi buty, to sprzedawca zapłaci bankowi prowizję od takiej transakcji. W końcu to bank poprzez aplikację skierował do niego klienta – opowiada Mieczysław Groszek, wiceprezes Związku Banków Polskich.

Aplikację mobilną banki mogą wykorzystywać też do pośrednictwa. Niektóre próbują w ten sposób sprzedawać klientom ubezpieczenia turystyczne albo komunikacyjne. Nie ma szybszej i prostszej metody, idealnej zwłaszcza dla osób zapracowanych, które takie formalności chcą załatwić w biegu. Ubezpieczenie turystyczne można dzięki temu kupić na przykład na lotnisku, tuż przed wylotem. Kolejne aplikacje mobilne nadają się też do kupowania biletów komunikacji miejskiej albo płacenia za parking. Nie miejmy złudzeń. Banki swoje miejsce na naszej komórce spróbują za wszelką cenę zamienić w źródło zysków. Chociażby dlatego, że inne im ostatnio powysychały.

Przez lata banki zarabiały duże pieniądze na samym płaceniu kartą dzięki wysokim stawkom interchange. Gdy trzy lata temu zostały drastycznie obniżone z 1,6 proc. do najpierw 0,5 proc., a potem 0,2–0,3 proc. wartości transakcji, pojawił się poważny problem spadku przychodów banków. Jego rozwiązanie banki widzą właśnie w aplikacjach mobilnych i używaniu komórki jako portfela. Coraz więcej instytucji umożliwia płacenie telefonem, przede wszystkim w standardzie HCE. Wówczas komórka zamienia się w odpowiednik karty zbliżeniowej i to właśnie smartfon zamiast plastikowej karty przykłada się do sklepowego terminalu. Samo HCE nie jest oczywiście cudownym rozwiązaniem problemów banków, bo ich prowizja za samą płatność nadal pozostaje bardzo mała.

Jednak HCE i inne mobilne rozwiązania można zamienić w źródło zysków, jeśli połączy się je z innymi usługami. Banki chcą na przykład w ten sposób oferować szybkie pożyczki. – Kto spróbuje zapłacić telefonem, ale nie będzie miał na koncie wystarczających środków, ten natychmiast dostanie poprzez aplikację mobilną ofertę pożyczki albo zakupów na raty. A na tym już bank z pewnością zarobi – mówi Jacek Uryniuk z Cashless.pl.

W ten sposób bank jeszcze bardziej przyzwyczaja swojego klienta do traktowania telefonu jako centrum finansowego. Wyrobienie nawyku korzystania z komórki przy załatwianiu wszystkich spraw bankowych jest marzeniem sektora finansowego. W przypadku kart zbliżeniowych zmiana zachowań się udała. W ciągu kilku lat odniosły one na polskim rynku ogromny sukces, a zbliżanie stało się płatniczym standardem. Na początku kartami płaciliśmy za małe zakupy, a teraz dużo osób używa ich niezależnie od kwot, jeśli tylko w sklepie jest terminal.

Ekspresowa przesyłka

W upowszechnianiu bankowości mobilnej ma też w Polsce pomóc Blik, czyli nasz lokalny system płatności, stworzony przez sześć dużych instytucji. Blik jest dla banków jeszcze korzystniejszy, bo nie potrzebuje do współpracy operatorów kartowych jak Visa czy MasterCard. Nie trzeba zatem dzielić się z nimi zyskami. Blik na razie jest coraz chętniej wykorzystywany do wypłacania pieniędzy z bankomatu oraz do przelewów internetowych. Zwłaszcza ta pierwsza możliwość pokazuje siłę bankowości mobilnej. Aby wyjąć gotówkę z bankomatu, nie trzeba już nawet fizycznej, plastikowej karty. Wystarczy tylko smartfon z dostępem do internetu, a podawane przez niego kody trzeba wpisać na klawiaturze bankomatu. Przy okazji odpada ryzyko skimmingu, czyli zeskanowania danych z naszej karty przez oszustów.

Blik oferuje także przelewy wykonywane na numer telefonu. Wystarczy, że odbiorca jest również użytkownikiem Blika. Pieniądze są wówczas przesyłane ekspresowo z jednego konta na drugie, ale nie trzeba wcale podawać długiego numeru rachunku. Jak wynika ze statystyk, ta usługa cieszy się w Polsce coraz większą popularnością. Natomiast na razie mało kto używa Blika do płacenia w sklepach, bo jest dużo mniej wygodny od kart zbliżeniowych.

I to się jednak wkrótce może zmienić. Także Blik ma być wyposażony w funkcję HCE, czyli smartfonem sprzężonym z tym systemem będzie można płacić zbliżeniowo. Wówczas Blik w pełni zastąpi kartę. Banki inwestujące w Blika marzą o tej chwili, bo wówczas będą mogły uniezależnić się od Visy i MasterCarda. Tym samym znowu obniżą swoje koszty.

Pozostaje problem naszej prywatności. To oczywiste, że bankowość mobilna umożliwia instytucjom finansowym jeszcze dokładniejsze śledzenie naszego życia niż bankowość internetowa. Ona też wywoływała spore kontrowersje, a wiele osób zarzekało się, że nigdy z niej nie skorzysta. Jednak wygoda internetu, a z drugiej strony coraz wyższe prowizje za operacje zlecane w oddziałach czy na poczcie zrobiły swoje. Bankowość internetowa stała się w Polsce standardem. Tak samo zapewne będzie z aplikacjami mobilnymi. Często bowiem skarżymy się głośno na brak prywatności czy zagrożenie oszustwami, a o lękach zapominamy, jeśli postęp technologiczny zaspokaja potrzebę wygody i przynosi konkretne korzyści. A smartfon daje bankom wyjątkowe możliwości kuszenia nas prezentami i promocjami. I kto się temu zdoła oprzeć?

Polityka 10.2017 (3101) z dnia 07.03.2017; Rynek; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Kusiciel w kieszeni"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną