Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Drogowy problem PiS

Drogowy problem PiS. Czeka nas wyłącznie chaos

Jerzy Szmit przyznał, że na trasę ekspresową S6 od Koszalina do Trójmiasta zabraknie pieniędzy. Jerzy Szmit przyznał, że na trasę ekspresową S6 od Koszalina do Trójmiasta zabraknie pieniędzy. Martin Ezequiel Sanchez / StockSnap.io
Pozostawiony przez poprzedni rząd plan budowy szybkich dróg był nie do zrealizowania, choć PiS twierdził, że da radę. Już widać, że nie da.

Coraz więcej wskazuje, że wbrew powyborczym zapowiedziom rząd PiS nie zrealizuje całego, zbyt ambitnego i odziedziczonego po poprzedniej władzy Programu Budowy Dróg Krajowych.

Odpowiedzialny za ten obszar wiceminister infrastruktury Jerzy Szmit przyznał, że na trasę ekspresową S6 od Koszalina do Trójmiasta zabraknie pieniędzy. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad unieważniła przetarg na zachodnią obwodnicę Łodzi (S14), co w praktyce opóźnia jej oddanie na po 2020 r. Zagrożone są też kolejne inwestycje, m.in. łącząca Koszalin, Poznań i Śląsk S11 czy S74 ze Stalowej Woli do Piotrkowa Trybunalskiego.

Problemów może być też więcej, bo w ramach restrukturyzacji GDDKiA pracę straciło kilku dyrektorów oddziałów regionalnych. Zwolnienia objęły też pracowników niższego szczebla, co w branży przyjęto z niepokojem. Dyrekcji od dawna zarzucano słabe przygotowywanie przetargów (nie tylko formalne, ale też projektowe, np. w zakresie rozpoznania geologicznego terenu) i opieszałość, a wymiana kadr może doprowadzić do kolejnych opóźnień.

Pisowski rząd nie jest ani pierwszym, ani pewnie ostatnim, dla którego realizacja inwestycji drogowych staje się problemem. Ale to pierwszy rząd, który wdepnął na tę minę na własne życzenie.

Plan budowy dróg rządu PO-PSL

Obowiązujący Program Budowy Dróg Krajowych, czyli rządowy plan inwestycyjny do 2025 r., przyjął we wrześniu 2015 r., tuż przed przegranymi wyborami, poprzedni rząd. Zgodnie z planem w ciągu 12 lat miało powstać 3,9 tys. km autostrad i tras ekspresowych oraz 56 obwodnic. W praktyce oznacza to zbudowanie docelowej sieci szybkich dróg w całym kraju. PO-PSL zaplanowało na inwestycje 107 mld zł.

Eksperci i przedstawiciele branży jednomyślnie uznali ten dokument za bardzo słaby. W planie inwestycyjnym zabrakło nawet tak podstawowej informacji jak wycena poszczególnych projektów. Samo ministerstwo przyznawało, że to raczej zbiór wszystkiego, co jest do wybudowania, niż zapowiedź konkretnych inwestycji. I to zbiór dość życzeniowy, biorąc pod uwagę, że w latach 2007–2013 zbudowano niecałe 2 tys. km dróg, czyli połowę tego, co miało powstać w tej perspektywie.

Dlaczego rząd Platformy i PSL przyjął dokument pisany na kolanie, choć wcześniejsze wersje były znacznie bardziej szczegółowe i realistycznie zakładały mniejszy zakres inwestycji, trudno powiedzieć. Może obietnicą budowy dróg w każdym zakątku kraju dość desperacko walczył o głosy, a może uznał, że realizacja tego nadambitnego programu i tak nie będzie jego problemem.

PiS odziedziczył jednak dokument, który z czystym sumieniem mógł wyrzucić do kosza lub mocno ograniczyć. Bez problemu dałoby się winę zrzucić na poprzedników, tym bardziej że mówili tak niemal wszyscy eksperci branży. Nowa władza mogła też bez problemu tak zmodyfikować program, aby zbudować te drogi, na których zależy jej najbardziej, szczególnie na zaniedbanej dotąd ścianie wschodniej.

Polskie drogi wg PiS

Ale minister infrastruktury Andrzej Adamczyk i Jerzy Szmit, niesieni zapewne powyborczym entuzjazmem, poszli tropem „my nie damy rady?” i postanowili zrealizować cały plan. Przyznawali wprawdzie, że pieniędzy na inwestycje zarezerwowano zbyt mało (według Szmita realizacja planu miała kosztować nie 107 mld zł, a ok. 200 mld), ale obiecywali – „damy radę”. Ministerstwo zapowiadało dialog z branżą w celu obniżenia kosztów, np. poprzez dopuszczalne prawem unijnym obniżenie standardów środowiskowych, zmiany parametrów dróg czy wykorzystanie elementów prefabrykowanych (np. mostów).

Mimo obiecujących zmian, sprawnie ogłaszanych przetargów (zwłaszcza w porównaniu z kolejami) i dobrze ocenianego przez branżę dialogu – impetu wystarczyło na półtora roku. Teraz plan zaczyna się sypać, ale odpowiedzialności nie da się już zrzucić na poprzedników. PiS tyle razy obiecywał, że zrealizuje cały Program Budowy Dróg Krajowych, że teraz cięcia spadają na jego barki.

Czy doczekamy się dobrych dróg?

Przez to, że PiS nie zmodyfikował programu, tylko zapowiadał realizację wszystkich dróg mimo ewidentnie niewystarczającego budżetu, panuje chaos. Nie wiadomo, czy zbudowane zostaną faktycznie najważniejsze drogi czy raczej inwestycjami kieruje zasada „kto pierwszy przygotuje przetarg, ten pierwszy do budowy”.

Wrażenie pogarsza to, że pierwszą dużą inwestycją, która wypadła z planu, jest Trasa Kaszubska, czyli ekspresowa S6 z Koszalina do Gdańska. Przebiega przez rządzony przez Roberta Biedronia Słupsk, co może wskazywać, że w ogólnym bałaganie znaczenie dla inwestycji mają czynniki polityczne. Również zagrożona S11 przebiega przez dominująco antyrządowe tereny.

Jednak z drugiej strony niepewna jest też realizacja S19 z Lublina do Białegostoku, oczko w głowie pisowskiego ministerstwa, co przemawia za tezą o chaosie.

Wszystko wskazuje więc na to, że pisowskie Ministerstwo Infrastruktury w dość typowym dla siebie stylu zaliczy wizerunkową klapę. Dróg w tej perspektywie unijnej powstanie bardzo dużo, pewnie więcej niż w poprzedniej. Mógłby to być sukces rządu. Ale przez to, że PiS przeszarżował i chciał zbudować więcej, niż się da, to teraz uwaga będzie skupiona głównie na tym, co nie powstanie, a nie na setkach kilometrów nowych tras.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną