Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

W polskich sklepach chaos. Związkowcy żądają podwyżek, a sieciom brakuje rąk do pracy

Na naszym rynku toczy się ostra rywalizacja między dyskontami, supermarketami i hipermarketami. Na naszym rynku toczy się ostra rywalizacja między dyskontami, supermarketami i hipermarketami. PantherMedia
Same są sobie winne, bo nie zainwestowały w technologiczną rewolucję.

Ostatnie dni przed Wielkanocą to tradycyjnie jeszcze dłuższe niż zwykle kolejki przed kasami. Tym razem wynikały one tylko z natłoku kupujących, ale już 2 maja może być inaczej. Związki zawodowe grożą, że tego dnia zorganizują w całym kraju nieformalny strajk. Część pracowników pójdzie na zwolnienia, a inni mają obsługiwać klientów jak najdokładniej, czyli jak najwolniej.

Jeśli rzeczywiście protest się uda, kolejki mogą być gigantyczne, bo 2 maja sporo osób uzupełnia zapasy między 1 i 3 maja, gdy większość sklepów jest zamknięta.

Biedronka padła ofiarą własnego sukcesu

Główną ofiarą strajku ma być Biedronka, bo też i ta sieć jest głównym wrogiem związkowców. Biedronka co prawda niedawno poinformowała o kolejnych podwyżkach, ale wielu pracowników nadal uważa, że zarabia stanowczo za mało. Efekt? Biedronka padła ofiarą własnego sukcesu.

Wciąż otwiera nowe sklepy, ale nie jest w stanie znaleźć wystarczająco dużo nowych pracowników. Jednak pensji znacząco podnieść nie chce, bo wówczas musiałaby także podnieść ceny. Tymczasem na naszym rynku toczy się ostra rywalizacja między dyskontami, supermarketami i hipermarketami. W tej walce każdy stara się być najtańszy, byle tylko nie stracić klientów.

Problemy z brakiem pracowników nie dotyczą zresztą tylko Biedronki. Działające u nas sieci handlowe przez lata wysokiego bezrobocia przyzwyczaiły się, że o sprzedawców jest łatwo, choć to praca ciężka i niewdzięczna. Nowa sytuacja, zwana rynkiem pracownika, zaskoczyła handlowych gigantów. Próbują oczywiście ratować się Ukraińcami, ale i to nie wystarcza.

Kto jest podstawiony pod ścianą, ten z pompą ogłasza niewielkie podwyżki, jednak one nie rozwiązują wcale problemu. Tym bardziej że konkurencja postępuje zaraz tak samo. Swoje robi też program 500 plus, bo dla kobiet z kilkorgiem dzieci ciężka i słabo płatna praca w dyskoncie staje się po prostu mało sensowna.

Jest osiem kas, ale tylko dwie są czynne

Z drugiej strony polskie sklepy bardzo mało korzystają z nowych technologii. Sposób robienia zakupów nie zmienił się zasadniczo od kilkunastu lat. Kasy samoobsługowe są obecne głównie w hipermarketach, ale już nie w dyskontach, a właśnie tam miałyby – z punktu widzenia koncernów – największy sens. Jeden pracownik nadzorujący cztery kasy zamiast czterech kasjerów to ogromne oszczędności.

Osoby robiące zakupy często sceptycznie podchodzą do kas samoobsługowych, ale gdyby dzięki nim zmniejszyły się kolejki, wiele osób przekonałoby się do tego wynalazku. Cóż bowiem z tego, że dzisiaj w sklepie można znaleźć 6 czy 8 kas, skoro tylko jedna albo dwie są czynne. Reszta zamknięta z powodu braku personelu.

Nowoczesne technologie idą zresztą dużo dalej. Niektóre sieci zaczęły testować specjalne koszyki, automatycznie skanujące towary, które wkłada do nich klient. Wychodząc ze sklepu, wystarczy po prostu zapłacić za zakupy. Nie trzeba nawet tracić czasu na ich samodzielne skanowanie przy kasie. Gdyby Biedronka, która przecież jest potentatem na naszym rynku i ma gigantyczne zyski, zainwestowała wcześniej w takie rozwiązanie, dzisiaj nie musiałaby martwić się ani brakiem pracowników, ani groźbą strajku.

Chyba najciekawszy, poboczny wątek sporu między związkowcami a sieciami to kwestia handlu w niedzielę. Właściciele sklepów są oczywiście przeciw jakimkolwiek nowym zakazom, ale paradoksalnie obostrzenia planowane przez PiS mogą im pomóc. Bo jeśli, zgodnie z życzeniem Jarosława Kaczyńskiego, każdy sklep będzie mógł być otwarty tylko w co drugą niedzielę, to łatwiej będzie go prowadzić z mniejszą liczbą pracowników.

Kiedyś handlowcy straszyli, że zamknięte niedziele będą oznaczać zwolnienia w sieciach. Dzisiaj widzimy, że przy braku rąk do pracy niedzielny zakaz może okazać się wręcz ulgą dla pracodawców. Za to klienci będą musieli sobie, jak zwykle, poradzić sami.

Nie tylko z kolejkami, bo te przecież nie znikną, ale jeszcze z zapamiętaniem, który sklep w którą niedzielę jest otwarty.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną