Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

W Europie brakuje rąk do pracy. Jak z tym problemem radzą sobie Duńczycy?

W krajach UE brakuje rąk do pracy. Duńczycy mają pomysł jak temu zaradzić

2benny / Flickr CC by 2.0
Cała Europa zazdrości Duńczykom sytuacji ekonomicznej. Tymczasem zdecydowali się oni na zmianę swojego rynku pracy. Dlaczego?

Władze Danii, która uznawana jest za jedno z najlepszych miejsc do życia, chcą zmienić rynek pracy: absolwenci mają zaczynać szybciej, bezdomni będą aktywizowani, a emerytami Duńczycy zostaną dopiero po 68. roku życia. Przeciwnicy wskazują, że doprowadzi to do likwidacji państwa opiekuńczego.

„Prognozy gospodarcze przewidują, że zmierzamy w kierunku nowej ery. Wszystko się zmienia, a my musimy się dostosować” – powiedział niedawno duński minister gospodarki i spraw wewnętrznych Simon Emil Ammitzbøll.

Nie dlatego, żeby Dania musiała obawiać się podsumowań ekonomicznych; wciąż osiąga godne pozazdroszczenia wyniki. Rozwija się stabilnie, zajmuje czołowe miejsce w rankingu Doing Business (w 2016 r. była to druga pozycja, w 2017 r. spadła o jedno oczko), nie wspominając już o tym, że otwiera większość rankingów oceniających najszczęśliwsze kraje globu.

Większość świata patrzy na Danię z nieukrywanym podziwem i zazdrością. Bernie Sanders, kandydat na kandydata Demokratów w ostatnich wyborach prezydenckich w USA, obiecywał w kampanii przeszczepienie wielu duńskich rozwiązań socjalnych na grunt amerykański, jak płatne urlopy macierzyńskie, większe wsparcie dla rodzin, bardziej rozbudowany system zasiłków.

Duńczycy poczuli się urażeni, gdy Sanders opisywał panujący u nich system jako „demokratyczny socjalizm”. Osobną jednak sprawą jest, czy sami nadal byliby zwolennikami „eksportowania” duńskiego systemu w obecnym kształcie. W Kopenhadze od dawna dojrzewa przekonanie, że opiekuńczy system, którego koniecznymi elementami są wysokie podatki i bogate pakiety socjalne, jest nadmiernie rozbudowany, ale stosunkowo od niedawna politycy głośno mówią, że czas to zmienić.
Plan 2025

W sierpniu 2016 r. liberalny premier Lars Lokke Rasmussen ogłosił obniżenie prognoz wzrostu gospodarczego na 2016 i 2017 r., i zapowiedział, że kolejne miesiące mogą być trudne dla Danii. By zilustrować problem, można wspomnieć, że w tamtym czasie tylko dwa inne państwa OECD (Hiszpania i Włochy) zanotowały niższy wzrost produktywności na jedną godzinę pracy niż Dania.

„Ryzykujemy, że pozostaniemy w tyle i w rezultacie nasze dzieci w przyszłości nie będą miały takich samych szans jak ich rówieśnicy w Niemczech czy Szwecji” – powiedział Rasmussen, ogłaszając prognozy.


Za ten stan rzeczy wini się wysokie obciążenia podatkowe i rozbudowany system wsparcia. Remedium ma być ogłoszony w sierpniu 2016 r. „Plan 2025”, który obejmuje siedem obszarów wpływających na rozwój gospodarczy: m.in. rynku pracy, konkurencyjności gospodarki i edukacji.
Znaleźć ludzi

Rasmussen powiedział w swoim manifeście, że „chce promować społeczeństwo, w którym ludziom łatwiej będzie wspierać siebie samych i swoje rodziny, zanim oddadzą dużą część swoich dochodów dla finansowania potrzeb społecznych”. Temu celowi ma służyć obligatoryjne oszczędzanie na emeryturę. Wprawdzie niemal 90 proc. pracujących Duńczyków odkłada już na ten cel co najmniej 6 proc. dochodów, ale celem jest zmobilizowanie do tego wszystkich. W pierwszym etapie będą musieli wpłacać 0,25 proc. dochodów na fundusz emerytalny, w kolejnych latach wysokość składek będzie się zwiększała.

Najważniejszy ruch, który ma przyczynić się do stymulowania rozwoju gospodarczego, to zwiększenie poziomu zatrudnienia. Dania notuje bardzo niskie bezrobocie (w grudniu 2016 r. wyniosło 3,4 proc.). Stowarzyszenie „Engineer for Future” szacuje, że już w 2025 r. w Danii będzie brakowało 4,2 tys. absolwentów nauk przyrodniczych i 9,3 tys. inżynierów.

Praktycznie każdy, kto chce pracować, już jest zatrudniony, wobec czego niezwykle trudno jest pozyskać pracowników do nowo powstających czy rozbudowujących się firm. Wiele sektorów cierpi z powodu niemożności obsadzenia stanowisk. Skoro zatrudnianie imigrantów nie wchodzi w grę (Dania od początku kryzysu imigracyjnego odmawia przyjmowania uchodźców, a ci, którzy mimo wszystko przedostali się przez granice, nie mogą liczyć na wsparcie socjalne, wobec czego migrują dalej), rząd stara się zachęcić nieaktywnych zawodowo Duńczyków do podjęcia pracy.

Rasmussen chciałby też dłużej zatrzymać ludzi na rynku pracy. Wiek emerytalny ma się wydłużać wraz z wydłużaniem się średniej długości życia. Do 2025 r. ma zostać podniesiony z 65 do 67 lat, później do 68. Trzeba pamiętać, że mowa o państwie, które i bez reform zajmuje czołowe miejsce w rankingach najlepszych systemów emerytalnych świata.

Duńczycy mają też nie tylko później schodzić z rynku pracy, ale i wcześniej się na nim znaleźć. Rząd zamierza ograniczyć hojne stypendia, wypłacane przez Krajowy Fundusz Edukacyjny, które motywują Duńczyków do przedłużania nauki o kolejne semestry. Dodatkowy instrument otrzymają również pracodawcy, których zwolnienia podatkowe mają zachęcać do zatrudniania bezdomnych, a plan podwyżek wynagrodzeń – ludzi od lat nieaktywnych zawodowo.

Obniżenie najwyższego progu podatkowego dla osób zarabiających poniżej 1 miliona koron ma motywować do dalszej pracy dla już zatrudnionych.

Za aktywizacją na rynku pracy kryje się także potrzeba ograniczenia wydatków socjalnych z budżetu państwa.

„Jeśli naprawdę chcemy notować trwały wzrost, musimy zmobilizować wszystkie zasoby. Aby zagwarantować, że ożywienie gospodarcze nie doprowadzi do braku równowagi, w najbliższych latach zaistnieje konieczność nie tylko wprowadzania reform, lecz także utrzymywania wydatków publicznych na możliwie niskim poziomie. W przeciwnym razie nastąpi przedwczesne spowolnienie ożywienia” – przekonywał minister finansów Kristian Jensen.
Prawo do sielanki

Przeciwnicy podwyższania wieku emerytalnego i ograniczania stypendiów grzmią, że to uderzenie w istotę państwa opiekuńczego, do którego mieszkańcy państw nordyckich mają prawo. Nawet pomysł obowiązkowych składek emerytalnych na poziomie 6 proc. też ma swoich przeciwników.

„To zerwanie z tradycyjnym kolektywnym modelem na rynku pracy” – ocenia Lizette Risgaard, prezes Duńskiej Konfederacji Związków Zawodowych.

Per Bremer Rasmussen, dyrektor wykonawczy duńskiego stowarzyszenia zrzeszającego firmy ubezpieczeniowe, także krytykuje pomysł i wskazuje, że zamiast zmuszać ludzi do oszczędzania określonej części wynagrodzenia, politycy powinni stworzyć system, który będzie tak dobry, że obywatele sami będą chcieli w nim uczestniczyć.

Duńczycy od lat są konsekwentni, gdy chodzi o wizję przyszłości swojego kraju: chcą pozostać homogenicznym społeczeństwem bez ambicji odgrywania wiodącej roli w światowej polityce, ale za to z jak najlepszymi warunkami do spokojnego i dostatniego życia. Ten plan może zakłócić zbyt mała podaż pracowników, a skoro zwiększenie zatrudnienia obcokrajowców jest rozwiązaniem ostatecznym, Duńczycy muszą się po prostu skonfrontować z faktem, że podobnie jak inne narody, oni także muszą pracować dłużej. Wdrożenie „Planu 2025” może być trudne, bo jego autorzy muszą przekonać obywateli, że nawet najwygodniejszy system opiekuńczy nie jest dany raz na zawsze.

OF/•obserwator finansowy

 

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną