Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Będziemy się zrzucać na nierentowne elektrownie? 6 faktów o pisowskim rynku mocy

W efekcie wprowadzenia ustawy o rynku mocy rachunek za energię przeciętnej polskiej rodziny wzrośnie o ok. 10 proc. Czyli 7 zł brutto każdego miesiąca. W efekcie wprowadzenia ustawy o rynku mocy rachunek za energię przeciętnej polskiej rodziny wzrośnie o ok. 10 proc. Czyli 7 zł brutto każdego miesiąca. Medhat Ayad / StockSnap.io
Przez Sejm lotem błyskawicy pędzi właśnie rządowy projekt ustawy o rynku mocy, który umożliwi dotowanie konwencjonalnych elektrowni. Utrzyma on dominację węgla w polskiej energetyce. Pytanie brzmi: po co?

Ustawa zostanie uchwalona zapewne po wakacjach. Wszystko po to, aby zdążyć przed Komisją Europejską, która zaproponowała, by państwa mogły dotować jedynie elektrownie emitujące mniej niż 550 gramów dwutlenku węgla na kilowatogodzinę (kWh) wyprodukowanego prądu. Dyskwalifikuje to nowoczesne węglówki, które emitują co najmniej 700 gramów na kWh.

Nowe unijne przepisy zostaną zaakceptowane jesienią i wejdą w życie od 2019 r. Rząd ma mało czasu, stąd legislacyjne przyspieszenie w Sejmie.

Dlaczego PiS chce stworzyć rynek mocy?

Najprostsza odpowiedź brzmi: aby zmodernizować lub zbudować nowe elektrownie i zapewnić stabilność zasilania w kraju. To potrzebne, bo nasze elektrownie mają średnio ponad 35 lat i trzeba niedługo zastąpić je nowymi jednostkami. Inwestorzy nie mogą tego jednak zrobić, bo ceny energii w hurcie są bardzo niskie. To m.in. efekt szybkiego rozwoju odnawialnych źródeł energii (OZE). Farmy wiatrowe produkują prąd przy bardzo niskich kosztach zmiennych (np. brak kosztów paliwa) i zalewają rynek tanią energią. W takich warunkach żadnej firmie nie opłaca się budować nowych elektrowni. Dlatego rząd postanowił sięgnąć do kieszeni podatnika.
Za co elektrownie dostaną dofinansowanie?

W zwyczajnych warunkach elektrownie sprzedają prąd na wolnym rynku, jak każda inna firma. W proponowanym przez PiS rynku mocy dostałyby dopłatę za samą gotowość do jego produkcji. Najpierw muszą jednak wygrać aukcję, czyli zaproponować wsparcie niższe niż konkurencja.

Kto zapłaci za rynek mocy?

My wszyscy. Cały system ma wejść w życie w 2021 r. i ma kosztować łącznie blisko 27 mld zł w perspektywie do 2030 r. Najwięcej zapłacą firmy i przemysł nieenergochłonny – 15 mld zł, potem gospodarstwa domowe – 7 mld zł, a najmniej wielki przemysł, który wyłoży tylko 2 mld zł. Ma to ochronić m.in. huty i wielkie zakłady chemiczne przed wzrostem cen energii, który zmusiłby ich właścicieli do zamknięcia produkcji w kraju i przenosin za granicę.

W efekcie wprowadzenia ustawy o rynku mocy rachunek za energię przeciętnej polskiej rodziny wzrośnie o ok. 10 proc., czyli 7 zł brutto każdego miesiąca.

Dokąd trafią pieniądze z nowego podatku?

Ustawa o rynku mocy nie precyzuje, kto będzie beneficjentem nowego systemu wsparcia. Można jednak spokojnie założyć, że zdecydowana większość środków z niego popłynie do nowych elektrowni na węgiel kamienny. Aby dojść do takiego wniosku, wystarczy przejrzeć listę największych projektów energetycznych w kraju. Nasze największe elektrownie w budowie – Opole, Jaworzno, Kozienice, a w przyszłości Ostrołęka – to jednostki, które będą zasilane węglem kamiennym.

Czy dopłacanie do węglówek ma sens?

Nie ma. Węgiel odpowiada obecnie za ponad 85 proc. produkowanej energii w Polsce. To najwyższy wskaźnik uzależnienia od tego paliwa w Europie. Przez lata był uznawany za gwarant bezpieczeństwa państwa, ale paradygmat ten ulega zmianie. Nasze złoża (szczególnie w węglu brunatnym) wyczerpują się, a instalacje OZE są coraz tańsze.

Polski rząd mógłby wykorzystać rynek mocy do dywersyfikacji miksu energetycznego, postawić na rozwój atomu, gazu, małych elektrowni na biomasę albo odpadów. Zamiast tego w kontrze do Unii będzie trzymać się węgla. Tymczasem koszty produkcji energii z tego paliwa będą rosły ze względu na coraz ostrzejsze normy klimatyczne Unii.

Ostateczny cios węglowi zada jednak nie unijna legislacja, lecz wielkoskalowe baterie, dzięki którym w pewnym momencie wiatraki i panele fotowoltaiczne będą w stanie magazynować nadwyżki energii, a co za tym idzie, dostarczać ją do odbiorców przez cały dzień. Zniknie wtedy potrzeba istnienia elektrowni na paliwa kopalne. Polska stanie się wyspą węgla z najwyższymi cenami energii w całej Europie.

Czy Polska potrzebuje zbudowania rynku mocy?

Tak, ale nie w takim kształcie, jaki proponuje PiS. Różne mechanizmy wspierania budowy elektrowni wprowadziło większość krajów w UE, które borykają się – podobnie jak Polska – z niskimi cenami prądu. Wzrost rachunków za energię jest raczej nieuchronny, jeśli chcemy mieć pewność, że w gniazdkach dalej będzie płynąć prąd. Jeśli zaryzykujemy i nie zrobimy nic, w 2026 r. za energię będziemy płacić ok. 55 mld zł rocznie, w co będą wliczać się koszty blackoutów, czyli przerw w dostawach energii.

Potrzebujemy więc szybkiej reformy i wypracowania wsparcia dla inwestorów, którzy chcieliby inwestować w rozbudowę sieci elektrowni w Polsce, a w perspektywie zapewnić nam bezpieczeństwo energetycznie. Cała sztuka polega jednak na tym, żeby wspierać te dziedziny energetyki, które są opłacalne i ekologiczne – tak aby nie zostały one objęte unijnymi sankcjami za szkodzenie środowisku. Niestety takiego rozwiązania rząd (jak do tej pory) nie bierze pod uwagę.

Robert Tomaszewski jest analitykiem ds. energetycznych Polityki Insight.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną