Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Ryanair odwołał ponad 2 tys. lotów. To oznaka głębokich problemów przewoźnika

Ryanair wie, że będzie musiał płacić, i zarezerwował na ten cel 20 mln euro. Ryanair wie, że będzie musiał płacić, i zarezerwował na ten cel 20 mln euro. Juanedc / Flickr CC by 2.0
Nawet 400 tys. pasażerów Ryanaira nie poleci w ciągu najbliższych sześciu tygodni zaplanowanymi rejsami.

Michael O’Leary, wygadany i nieskory do owijania w bawełnę prezes Ryanaira, przyznał wprost: „Spieprzyliśmy to”. W weekend przewoźnik poinformował, że do końca października, kiedy w życie wchodzi zimowy rozkład lotów, będzie odwoływał każdego dnia od 40 do 50 lotów. Łącznie nie odbędzie się ok. 2100 zaplanowanych rejsów, co oznacza utrudnienia dla nawet ok. 400 tys. pasażerów irlandzkiej linii.

Samokrytyka O’Leary’ego wynikała z tego, że te cięcia to wina samej linii. Przewoźnikowi brakuje bowiem pilotów. Szef spółki tłumaczy, że z uwagi na wyjątkowo napięty sezon letni piloci nie brali urlopów, które teraz odbierają. To spowodowało, że nie ma kto siadać za sterami. To błąd w planowaniu i efekt tego, że Ryanair zwykle z powodów operacyjnych nie pozwala pilotom brać urlopów od stycznia do marca. Od listopada sytuacja się poprawi, bo zimą przewoźnik lata mniej, a piloci odbiorą już zaległe wolne.

Jednak choć Ryanair do tego już się tak otwarcie nie przyznaje, zamieszanie to oznaka głębszych problemów linii. Rynek pracy pilotów jest bowiem coraz korzystniejszy dla zatrudnionych – gwałtownie rosnący ruch lotniczy powoduje wzrost popytu na pilotów, a tych nie przybywa odpowiednio szybko. Aby utrzymać tempo wzrostu, Ryanair musi zacząć lepiej traktować pracowników i oferować im lepsze kontrakty, bo już teraz piloci odchodzą z niego np. do konkurencyjnego Norwegiana. Sytuacja ta nie zagraża Ryanairowi, ale może w kolejnych latach poważnie spowolnić jego wzrost, bo jest on możliwy tylko z poszanowaniem własnych pracowników.

Obecne problemy są nieduże

Choć informacja o planowanym odwoływaniu do 50 lotów dziennie przez Ryanaira wzbudziła duże zainteresowanie, w rzeczywistości trwające problemy mają ograniczone przełożenie na działalność linii. To wszystko kwestia skali.

50 lotów dziennie i 400 tys. pasażerów dotkniętych utrudnieniami przez sześć tygodni brzmią jak wielkie liczby, ale to tylko niecałe 2 proc. całkowitej liczby lotów i podróżnych linii. Niemal wszyscy, którzy wykupili na ten czas bilety w Ryanairze, polecą więc zgodnie z planem. Linia w tym roku notuje stabilnie dwucyfrową dynamikę liczby pasażerów i przewiezie znacznie ponad 120 mln osób, więc na jej statystykach kłopoty odbiją się w sposób nieznaczny.

Ci, którzy nie polecą, mogą liczyć na hojne odszkodowanie, gwarantowane przez unijne rozporządzenie 261/2004. W przypadku odwołania lotu na mniej niż dwa tygodnie przed planowaną datą wylotu pasażerowi przysługuje 250, 400 lub 600 euro odszkodowania w zależności od długości trasy. Co więcej, przewoźnik ma obowiązek zapewnić alternatywny i najszybszy możliwy transport do miejsca docelowego – własnym lub cudzym samolotem – bez dodatkowych dopłat.

Ryanair wie, że będzie musiał płacić, i zarezerwował na ten cel 20 mln euro. Kolejne 5 mln euro linia straci w związku z utraconymi rezerwacjami. Jednak te 25 mln euro to dla Ryanaira także niewiele znacząca kwota – przewoźnik w zeszłym roku miał 6,6 mld euro przychodów i 1,3 mld euro zysku netto.

Aby zminimalizować utrudnienia, Ryanair skasował loty z największych baz i na tych trasach, gdzie oferuje wiele alternatyw. Dzięki temu spółka chce maksymalnie skrócić czas oczekiwania na następny lot, a równocześnie zabezpieczyć się przed ryzykiem konieczności wykupywania pasażerom biletów w innych liniach.

Na dłuższą metę – jest kłopot

Bieżące kłopoty Ryanair przetrwa więc bez większych trudności, ale to nie koniec. Linia już zapowiedziała, że w przyszłym roku wróci do możliwości brania urlopów przez całe 12 miesięcy, aby uniknąć ich spiętrzenia, ale to nie wystarczy.

Ryanair ma bowiem bardziej fundamentalny problem. Nie jest on specyficzny tylko dla niego – na rynku ogólnie zaczyna brakować pilotów, a problem ten będzie się nasilał. Boeing szacuje, że do 2036 r. tylko w Europie będzie potrzebnych ponad 100 tys. nowych osób wykonujących ten zawód. A że nikt za bardzo nie wie, jak pozyskać taką rzeszę, to rośnie też konkurencja między liniami o pilotów.

Gdy dwa miesiące temu rozmawiałem z szefem wyszkolenia Ryanaira, zdawał się on nieco bagatelizować problem. Zwracał uwagę, że piloci mogliby pracować dłużej niż do 65. roku życia, o ile pozwala im na to zdrowie, ale podkreślał, że firmie nie brakuje młodych chętnych do pracy. Większy jest problem z ich wyszkoleniem, bo choć prywatnych szkół latania jest coraz więcej, to ich poziom bywa różny. Nawet ponad połowa chętnych do pracy w Ryanairze, mimo posiadania odpowiednich kwalifikacji, nie przechodzi testu próbnego.

Chętnych do pracy też nie ma aż tylu, bo niedawno skąpy do bólu O’Leary zaoferował nowym pilotom 10 tys. euro bonusu. Norwegian, niskokosztowy rywal Ryanaira, otwarcie mówi o tym, że przyciąga pilotów z irlandzkiej linii lepszymi warunkami i umowami o pracę. W tym roku z jednej do drugiej firmy przeszło już ponad 100 pilotów, a Norwegian niedawno uruchomił rekrutację w Dublinie, bazie Ryanaira.

Coraz więcej mówi się o samolotach bez pilotów, technologicznie jest to zresztą już w pełni wykonalne (najłatwiej ze wszystkich gałęzi transportu). Ale pasażerowie w badaniach wskazują, że baliby się tak latać, więc wszystko wskazuje, że bez ludzkich pilotów się nie obędzie.

A Ryanair ma wśród nich okropną opinię; to zresztą nic dziwnego, bo to firma nastawiona skrajnie na zysk i oszczędzająca ile się da także na płacach oraz na warunkach umów. Piloci w Ryanairze są zatrudnieni na irlandzkich warunkach, najczęściej na umowach cywilnoprawnych lub między firmami, niezależnie od tego, gdzie faktycznie pracują (to może się zmienić po niedawnym wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości). Norwegian czy easyJet, nie mówiąc o wielu liniach tradycyjnych, oferuje lepsze i stabilniejsze warunki zatrudnienia.

Dlatego jeśli Ryanair naprawdę chce zrealizować plan przewożenia do 2024 roku 200 milionów pasażerów rocznie, musi zmienić myślenie o załogach i pilotach. Musi ich bardziej szanować i lepiej wynagradzać, bo w innym wypadku po prostu ich straci. I wtedy nici z ambitnych planów.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną