Nie wierzcie w bajki o dziadku z długą białą brodą. Prawdziwy mikołaj jest młodym mężczyzną w korporacyjnym garniturku, a czasem w niedbałym stroju, na tle palm, bo właśnie wypoczywa i, spoglądając na nas z YouTube, opowiada, jak uzyskał wolność finansową. Kiedyś harował za grosze, a teraz – patrzcie – jak mu się powodzi. „I ty mógłbyś zostać milionerem” – zachęca nas mikołaj siedzący we wnętrzu luksusowego samochodu. I obiecuje, że opowie o magicznych sposobach zdobywania pieniędzy.
„OK, możesz w to nie wierzyć, ale posłuchaj”. Kilka złotych rad jest nam gotów podarować gratis, ale po szczegółowe instrukcje zaprasza na płatne szkolenie. Za 3 tys. zł dowiemy się, jak dojść do miliona.
Takich mikołajów cudotwórców w sieci jest wielu. Wystarczy, że zasubskrybujemy ich youtubowy kanał, zostaniemy członkiem ich sieci marketingu wielopoziomowego, zainwestujemy na Foreksie albo zaczniemy kopać kryptowaluty.
Recepta dr. Millwarda
Mikołajowie roztoczą przed nami przede wszystkim wizję wolności finansowej, zwaną też w sieci dochodem pasywnym. Czyli, jak się nie napracować, a zdobyć spore pieniądze. Nie trzeba długo szukać, bo na stronie jednego z popularnych portali pojawia się spora reklama z seksowną blondynką z wielkim biustem siedzącą we wnętrzu luksusowego samolotu. „Rzuciłam pracę w fast foodzie, zgarniam 5 tys. dziennie” – deklaruje. Obok wyjaśnienie „23-letnia Iza z Piotrkowa odkryła, jak zarobić duże pieniądze, legalnie i bez wysiłku. Jej metoda polega na...”.
By dowiedzieć się więcej, trzeba kliknąć w reklamę. Klikamy i niestety Izy już nie ma, ale za to pojawia się strona udająca stylem gazetę ekonomiczną. Nazywa się „World Finances Today” i na czołówce donosi o rewolucyjnym osiągnięciu: „Kontrowersyjny algorytm przynosi nawet 6 tys.