Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Czy nowy Kodeks pracy zaszkodzi kobietom? Sprawdzamy

Obecnie ochronę kobiet w ciąży reguluje art. 177. par. 1 Kodeksu pracy. Obecnie ochronę kobiet w ciąży reguluje art. 177. par. 1 Kodeksu pracy. Christin Hume / Unsplash
Przeciwnicy nowego Kodeksu pracy mówią, że uderza on w kobiety. Obrońcy zawartych w nim rozwiązań twierdzą coś... dokładnie przeciwnego. Komu wierzyć?

Choć projekt nowego Kodeksu pracy nie został jeszcze opublikowany, to od kilkunastu dni trwa wokół niego wojna podjazdowa oraz roztacza się atmosfera dezinformacji. Jak to wygląda w praktyce, widać na przykładzie sporu o ochronę ciężarnych. „PiS chce zwalniać kobiety w ciąży” – takie nagłówki pojawiły się kilka dni temu w niektórych portalach. Jeśli jednak na chwilę oddzielić chłodną analizę projektu od odbierającej rozum politycznej gorączki, to przypomina się seria dowcipów o Radiu Erewań. Nie PiS, tylko komisja kodyfikacyjna prawa pracy, i nie „chce zwalniać”, tylko... Zresztą popatrzcie Państwo sami.

Czy ciężarną można zwolnić z pracy?

Obecnie ochronę kobiet w ciąży reguluje art. 177. par. 1 Kodeksu pracy, który brzmi tak: „Pracodawca nie może wypowiedzieć ani rozwiązać umowy o pracę w okresie ciąży, a także w okresie urlopu macierzyńskiego pracownicy, chyba że zachodzą przyczyny uzasadniające rozwiązanie umowy bez wypowiedzenia z jej winy i reprezentująca pracownicę zakładowa organizacja związkowa wyraziła zgodę na rozwiązanie umowy”.

W projekcie nowego kodeksu art. 177 par. 1 nie ulega zasadniczej zmianie. Zostaje w nim tylko dopisana Państwowa Inspekcja Pracy. Co do meritum – zakaz zwalniania kobiet w ciąży pozostaje w mocy.

Nowość, która pojawia się w Kodeksie, to tak naprawdę paragraf 6. Głosi on, że: „Wypowiedzenie umowy o pracę pracownikowi, o którym mowa w § 1 i 5, jest dopuszczalne u pracodawców zatrudniających nie więcej niż 10 pracowników po uprzednim wykazaniu przez pracodawcę, że przyczyna wypowiedzenia nie dotyczy pracownika i uzyskaniu zgody na wypowiedzenie umowy o pracę reprezentującej pracownika organizacji związkowej albo właściwego okręgowego inspektora pracy na wypowiedzenie umowy o pracę”.

Tu faktycznie krytycy mają rację. Nowa propozycja dopuszcza możliwość zwolnienia kobiety w ciąży. Ale od razu z zastrzeżeniem, że nie bezwarunkowo. Czyli nie jest prawdą, że pracodawca podejmuje decyzję i zwalnia. Musi to zwolnienie najpierw uzasadnić. To oczywiście formalność. Dalej już jednak robi się dla niego trudniej. Bo w kolejnym kroku ma obowiązek uzyskać zgodę związków zawodowych albo Państwowej Inspekcji Pracy. PIP pojawia się oczywiście dlatego, że w Polsce uzwiązkowienie jest na bardzo niskim poziomie.

Przyjmijmy jednak, że związki są nieudolne lub skorumpowane przez pracodawcę, a PIP nie staje po stronie pracowniczki. Wtedy pamiętajmy, że przepis dotyczy wyłącznie firm małych. Zatrudniających do 10 osób. Już sama ta wielkość sprawia, że maleje szansa, by taki „miś” (tak się określa w żargonie małych i średnich pracodawców) miał moc, by trząść PIP-em i dyktować publicznej instytucji warunki gry.

Wolna amerykanka w prawie pracy

Wciąż oczywiście można drążyć pytanie: dlaczego. Dlaczego pomysłodawcy nowego prawa w ogóle otwierają taką furtkę? Odpowiedź jest prosta. Ta furtka to wyjście naprzeciw sączącym się od lat narzekaniom i lamentom bardzo wielu polskich „misiów”, którzy argumentują, że sytuacja, w której przez sześć czy siedem miesięcy muszą wypłacać pełne wynagrodzenie kobiecie w ciąży i jeszcze do tego muszą znaleźć kogoś na jej miejsce, to spore wyzwanie dla płynności finansowej.

Obrońcy mówią tak: efekt był i jest często taki, że „misie” młode kobiety, które mogą zajść w ciążę, po prostu dyskryminowali. Nie zatrudniali wcale albo wypychali na śmieciówki, gdzie ochrona nie obowiązywała. Tymczasem w nowym Kodeksie (jeśli zostanie wcielony w życie) wypychanie na śmieciówki ma być dużo trudniejsze. A etat powinien się stać zatrudnieniem domyślnym, od którego jest kilka wyjątków, lecz dużo trudniejszych do zastosowania niż dzisiejsza wolna amerykanka.

Co z umowami śmieciowymi

A co z kobietami, które mimo wszystkich tych zastrzeżeń byłyby w myśl nowej ustawy zwolnione? Współtwórca nowych przepisów prof. Arkadiusz Sobczyk ma dla nich dobrą wiadomość. „Dla kobiet zatrudnionych w przedsiębiorstwach do 10 pracowników proponujemy, żeby za zgodą związków lub inspekcji pracy w sytuacji, kiedy nie ma dla nich pracy, wolno je było zwolnić pod warunkiem, że państwo zabezpieczy środki do życia do momentu uzyskania prawa do urlopu macierzyńskiego – tłumaczył niedawno w rozmowie z TVN24 BiS.

W takim przypadku obciążenia związane z utrzymaniem kobiet w ciąży przejąłby Zakład Ubezpieczeń Społecznych bądź Fundusz Pracy. „Napisaliśmy w uzasadnieniu, że to konstrukcja warunkowa: jeżeli ZUS zapewni sensowne przychody, to rozwiązanie ma sens, jak nie zapewni, to nie ma sensu” – podkreślił Sobczyk.

To trop, którym powinni podążyć krytycy tego nowego przepisu. Powinni domagać się skonstruowania jakiegoś mechanizmu „urlopu ciążowego” na wzór macierzyńskiego. Aby nie było tak, że miś jednak zwalnia, a państwo się nie poczuwa.

Opcją jest również to, że związki zawodowe furtkę dla misiów oprotestowują w całości. I domagają się wykreślenia przepisu w trakcie prac sejmowych. Wtedy trzeba jednak zmierzyć się z argumentem o braku gotowości do kompromisu, który ze strony pracodawców bez wątpienia padnie.

Na koniec generalna uwaga. Byłoby bardzo źle, gdyby takie sprawy jak ochrona ciężarnych potraktować niczym pretekst do skreślenia nowego Kodeksu w całości. Pisałem już o tym, powtórzę. Kodeks może być niesamowitą bronią na trapiącą Polskę od półtorej dekady plagi umów śmieciowych. Gra toczy się o wielką stawkę i pracodawcy zrobią wiele, by temu zapobiec. Dezinformacja i granie na odruchowym antyPiSizmie (skoro coś wyszło z Ministerstwa Pracy, to musi być z gruntu podejrzane) będą się powtarzały. Wielu da się na to niestety złapać. Żeby nie było, że nie ostrzegałem!

Czytaj także: Koniec śmieciówek?

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną