Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Świat szmat

Jak zarobić na odzieży używanej

Rynek odzieży używanej w Polsce szacowany jest na 5–6 mld zł. Rynek odzieży używanej w Polsce szacowany jest na 5–6 mld zł. Christie Russert/EyeEm / Getty Images
Odzież używana coraz rzadziej jest darem dla ubogich, a coraz częściej ekologicznym wyzwaniem dla przemysłu.
Jedną z odpowiedzi na zakupową beztroskę jest Po-Dzielnia, uruchomiona w październiku br. w Poznaniu – rodzaj sklepu, w którym wszystko jest za darmo.Piotr Skórnicki/PantherMedia Jedną z odpowiedzi na zakupową beztroskę jest Po-Dzielnia, uruchomiona w październiku br. w Poznaniu – rodzaj sklepu, w którym wszystko jest za darmo.
Z badań (2017 r. na zlecenie Vive) wynika, że tylko 15,4 proc. Polaków wyrzuca używaną odzież do śmieci.James633/PantherMedia Z badań (2017 r. na zlecenie Vive) wynika, że tylko 15,4 proc. Polaków wyrzuca używaną odzież do śmieci.

Nie ma szczęścia do używanych ciuchów Polski Czerwony Krzyż. Na Dolnym Śląsku znów zrobiło się głośno wokół kontenerów z logo PCK, które służą do zbiórki odzieży. Za sprawą działaczy PiS, którzy przez lata kierowali tutejszym oddziałem PCK. Jeden z nich, Jerzy G., były radny sejmiku wojewódzkiego, jest podejrzany wraz z innymi osobami o wyprowadzenie 1,2 mln zł z kasy organizacji. Odbywało się to przez odławianie z kontenerów co lepszych ubrań. Potem przez firmę zarejestrowaną na „słupa” odsprzedawano je do lumpeksów. Według ustaleń „Gazety Wyborczej” zarobione w ten sposób pieniądze trafiały nie tylko do prywatnych kieszeni, ale także na kampanie wyborcze polityków PiS – posła Piotra Babiarza (już poza PiS) i minister Anny Zalewskiej. Kto by pomyślał, że droga do Sejmu może prowadzić przez kontener.

Kwota, którą operują śledczy, wskazuje, że było się nad czym pochylić. – Wrocław, bogate miasto, oferuje zupełnie inne ciuchy niż warmińsko-mazurskie czy Podlasie, gdzie do pojemników często trafiają rzeczy kupione w second handach, maksymalnie wynoszone, pocerowane, wytarte, nienadające się do dalszego użytku – konstatuje Andrzej Antoń, który z ramienia PCK koordynuje zbiórkę tekstyliów w całym kraju. Mówi, że we Wrocławiu był układ. Jego twórcy chyba nie przypuszczali, że kogoś zainteresuje. To w końcu tylko szmaty. Ale podobno ktoś doniósł, bo się pokłócili. Dodaje, że nie tylko PCK zostało okradzione, ale także firma Wtórpol, do której zawartość kontenerów zbiórkowych powinna trafiać w nienaruszonym stanie.

To druga wizerunkowa wpadka PCK z odzieżą używaną. Do pierwszej doszło dekadę temu, gdy ludzie dowiedzieli się, że opatrzone Czerwonym Krzyżem pojemniki funkcjonują na innych zasadach, niż sobie wyobrażali. Wkładali rzeczy z myślą o bliźnich w potrzebie, a okazało się, że trafiają do firmy, która oparła na tym biznes. Organizacja pomocowa udzielająca swego logo, owszem, dostaje jakąś dolę na działalność. Ale dobroczynność jest w tym wszystkim wątkiem pobocznym, kwiatkiem do kożucha. – Popełniliśmy błąd. To wywołało fatalne wrażenie, był szok i wielkie pretensje – bije się w piersi przedstawiciel PCK.

Obecnie pojemniki są opisane w taki sposób, że jeśli ktoś nie wie, jak działają, to na własne życzenie. Dotyczy to nie tylko PCK, ale i innych organizacji charytatywnych (np. Caritas), które też mają umowy z różnymi firmami. PCK ma ponad 25 tys. pojemników. Współpracuje ze wspomnianym już Wtórpolem ze Skarżyska-Kamiennej, jednym z krajowych potentatów we wtórnym zagospodarowaniu tekstyliów. Za zebrane ciuchy otrzymuje ok. 2 mln zł rocznie. Bierze na siebie tzw. legalizację kontenera, czyli uzyskanie zgody na postawienie od właściciela terenu. Rozpoznawanej, szanowanej organizacji nieraz łatwiej niż firmie uzyskać taką zgodę.

Wtórpol, posiadający ponad 60 tys. kontenerów, ma też własną fundację Eco-Textil. Jej nazwa widnieje na wielu kontenerach. Firma szczyci się tym, że od początku działalności przekazała 40 mln zł na rzecz osób z niepełnosprawnościami. Obecnie jej sztandarowym przedsięwzięciem realizowanym od pięciu lat jest program „Rower dla niepełnosprawnego”. Chodzi o trójkołowe, bardzo stabilne i dość drogie rowery do rehabilitacji. Fundacja przekazuje je dzieciom i osobom starszym, mającym kłopoty z poruszaniem się. Do potrzebujących trafiło już ponad 5 tys. takich rowerów. Uruchamiane są także ich wypożyczalnie.

Kontrowersyjne pojemniki PCK

To rodzaj symbiozy, na której wszyscy coś zyskują. Organizacje dobroczynne – pieniądze. Firmy – ocieplenie wizerunku. Dla ludzi charytatywny szyld też nie jest bez znaczenia. Ułatwia rozstanie z rzeczą, która dobrze służyła, ale się znudziła, wyszła z mody, przestała pasować.

– Pojemnik jest miejscem katharsis przed wyjściem na nowe zakupy. Dam na PCK i sumienie uspokojone – dzieli się refleksją Andrzej Antoń. Gdy umiera ktoś bliski, też trudno rzeczy po nim wyrzucić do kubła na śmieci. Do pojemnika jakoś bardziej godnie. Ale raczej nie jest on już traktowany jako miejsce składania darów. Tę rolę przejmują powstające od kilku lat sklepy charytatywne.

Mają długą tradycję w krajach anglosaskich (w Wielkiej Brytanii działa kilkanaście tysięcy tzw. charity shops). W polskim pejzażu są zjawiskiem świeżym i na razie dość rzadkim. Otwierają je różne fundacje, stowarzyszenia, organizacje non profit, przeważnie w dużych miastach. Choć w województwie łódzkim idea ta dotarła także do mniejszych ośrodków. W sklepach tych można oddać nie tylko odzież (ona dominuje), ale także inne dobra (książki, naczynia, małe AGD, obrazy, biżuterię, bibeloty, elektronikę). Prowadzą je najczęściej wolontariusze. Na świecie znane są sklepy Oxfamu, międzynarodowej organizacji humanitarnej, która zajmuje się walką z głodem i niesie pomoc w krajach rozwijających się. W Warszawie kilka sklepów prowadzi Fundacja im. Sue Ryder, pozyskując w ten sposób fundusze na pomoc dla chorych, starszych i niepełnosprawnych. Osoby poważnie chore są wspierane przez sklepy Fundacji Largo (Kraków). Sklepy Fundacji Cudów Szafa (Gdańsk, Gdynia) zarabiają na różnego rodzaju bezpłatne warsztaty dla dzieci i młodzieży. „Burasek” (Gdynia) działa, by pomagać wolno bytującym kotom.

Kamila Skalska ze Spółdzielni Socjalnej Kooperacja w Sopocie podkreśla, że w tych sklepach nie tylko rzecz dostaje drugie życie. Często drugą szansę dostaje też człowiek, który się jakoś pogubił. Kooperacja zajmuje się aktywizowaniem osób z niepełnosprawnościami, z historią bezdomności czy długotrwałego bezrobocia. Prowadzi w Sopocie dwa sklepy LukLuk, gdzie zatrudnia takie osoby. Są one opłacane i szkolone za pieniądze uzyskane ze sprzedaży tego, co przynoszą okoliczni mieszkańcy. Spółdzielnia organizuje też zbiórki w zakładach pracy. Niekiedy dostaje od firm nową odzież z końcówek kolekcji. – Ceny są niskie, a czasem dodatkowo obniżane dla osób uboższych – relacjonuje Skalska. – Ale najważniejsze, że wokół takiego sklepu tworzy się społeczność. Nasze panie znają ludzi, którzy przychodzą. Starają się doradzić, pomóc. To wykracza poza układ kontener–rzecz.

Duże organizacje charytatywne, które udzielają swego logo kontenerom, też utrzymują wąskie enklawy dobroczynności w tradycyjnym wymiarze. Na przykład PCK prowadzi magazyny (w Warszawie czynny całą dobę), które przyjmują to, co ludzie chcą przekazać jako dar.

Podział strumienia ciuchów

Rynek odzieży używanej w Polsce szacowany jest na 56 mld zł. Według Obserwatora Finansowego, portalu związanego z NBP, jej udział w całkowitej rocznej sprzedaży ubrań to 1214 proc. W sondażu TNS OBOP (2010 r.) kupowanie odzieży z drugiej ręki zadeklarowało 42 proc. badanych. Tyle samo twierdziło, że nie zagląda do tego typu sklepów w ogóle. Dla większości bywalców ciucholandów (60 proc.) głównym argumentem były ceny, ale sporo osób (25 proc.) kierowało się tym, że można tam znaleźć rzeczy oryginalne. Agnieszka Rybowska z Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, która badała niedawno klientów second handów z Trójmiasta i okolic, uważa, że postrzeganie rzeczy używanych w ciągu ostatnich dwóch dekad ulegało nieustannej poprawie. „Są one bardzo zróżnicowane – pisze o second handach od eleganckich sklepów po niechlujne pomieszczenia, ale niezależnie od tego odwiedzane przez klientów o różnym statusie społecznym i materialnym”. Zaczęło się to na początku lat 90. od handlu używanymi ciuchami z Zachodu. Najprężniejsi zbudowali przez te lata prawdziwe szmaciane imperia. Przykładem stworzona przez Holendra Bertusa Servaasa Vive Group w Kielcach (łącznie ponad 3 tys. pracowników i współpracowników, przychody za 2017 r. ponad 308 mln zł, zysk ponad 5 mln zł). Albo Wtórpol, ten od kontenerów – dziecko Leszka Wojteczka (ok. 2 tys. pracowników i współpracowników, przychód ponad 158 mln zł, zysk ponad 9 mln zł). Firma Wojteczka po kilku latach sprowadzania ciuchów z Niemiec zaczęła produkować pojemniki i zbierać tekstylia w Polsce. Mnóstwo z tego nie nadawało się do noszenia. Więc zaczęli wytwarzać czyściwo, czyli ścierki do konserwacji. Kupili tanio maszyny, bo państwowe fabryki plajtowały.

Wtórpol ma 120 dużych sklepów second hand, głównie w południowej i południowo-wschodniej Polsce. Trafiają do nich najlepsze rzeczy wyłowione z 65 tys. ton ciuchów, które w ciągu roku trafiają do sortowni. Gdyby tą masą załadować największe tiry i ustawić jeden za drugim, to byłby zator długości 40 km – przedstawia obrazowo skalę zbiórki Mateusz Bolechowski, rzecznik prasowy firmy.

Potentaci podzielili się strumieniem ciuchów. Wtórpol zbiera je w Polsce. Vive Textile Recycling, sztandarowa spółka Vive Group, sprowadza towar z Zachodu, głównie z Niemiec i Holandii. Jej sortownia przerabia 500 ton tekstyliów dziennie. Najlepszy wybór – 100 tys. sztuk odzieży dziennie trafia do 34 wielkopowierzchniowych sklepów spółki Vive Profit Center (w 2014 r. było ich 12). Firma planuje otwarcie kolejnych.

Odzieżowy konsumpcjonizm

To, co na polskim rynku nie ma szans, trafia do innych krajów, głównie do Afryki. Swetry wełniane do Indii, gdzie wykorzystują je do produkcji dywanów. Ale najciekawsze jest dziś to, jak ciuchowy biznes radzi sobie z tekstyliami, które nie nadają się do dalszego użytku. Bo globalna produkcja odzieży rośnie (w latach 200015 wzrosła dwukrotnie), a jakość maleje. Mateusz Bolechowski ocenia, że tzw. kremu jest w kontenerach coraz mniej. Do powtórnej sprzedaży nadaje się 2030 proc. Dotyczy to też ciuchów z Zachodu. „15 lat temu mogliśmy odsprzedać 70 proc. ubrań, które do nas trafiały. Dziś to już mniej niż połowa (…) mówiła w jednym z wywiadów Agnieszka Servaas, wiceprezes zarządu Vive Textile Recycling.

Wielkie sieci handlujące tzw. szybką modą (fast fashion), napędzające odzieżowy konsumpcjonizm, też próbują szukać rozgrzeszenia. Wprowadziły do sklepów pojemniki i zachęcają do oddawania używanych ubrań. Czasem jest to podszyte dwuznacznością, bo klienci otrzymują… bon na dalsze zakupy. Akcję zbiórkową praktykuje m.in. H&M, KappAhl, a od niedawna także wybrane sklepy Reserved. KappAhl, który przez niecałe dwa lata zebrał ponad 660 ton tekstyliów (odpowiednik 4,4 mln T-shirtów), plon zbiórek dostarcza do sortowni pod Berlinem. Tam podlega dalszemu zagospodarowaniu – ok. 60 proc. trafia do sklepów z odzieżą używaną, reszta do recyklingu, głównie na szmaty i materiały izolacyjne. – Ale pracujemy nad innowacjami, żeby te tekstylia mogły się stać nowymi, modnymi tkaninami – dodaje reprezentująca KappAhl Anita Komar.

Innego typu odpowiedzią na zakupową beztroskę jest Po-Dzielnia, uruchomiona w październiku br. w Poznaniu rodzaj sklepu, w którym wszystko jest za darmo. Ludzie przynoszą co zbędne, biorą co potrzebne. W Po-Dzielni nie chodzi o dobroczynność, ale o edukację ekologiczną.

Ewa Metelska-Świat, dyrektor Krajowej Izby Gospodarczej Tekstylnych Surowców Wtórnych, organizacji skupiającej firmy, które zagospodarowują odzież używaną, wskazuje, że w Europie Zachodniej coraz częściej można spotkać się z przykładami powtórnego wykorzystania dobrze zachowanej odzieży. Nastolatki sięgają po zalegające od lat w szafach ubrania matek i babć. Poddają je różnego rodzaju przeróbkom, według własnych, oryginalnych, często prowokacyjnych pomysłów. Projektanci też idą tym tropem. Powstają ubrania niesztampowe, unikatowe, jakich próżno szukać w sieciówkach. – Lamine Kouyaté uruchomił fabrykę i butiki z przerabianą odzieżą – relacjonuje Metelska-Świat. – Dzięki nieznacznym zmianom ze starych i niemodnych ubrań powstają interesujące modele. Martin Margiella rozcina i łączy na nowo fragmenty różnych strojów. Tworzy m.in. niepowtarzalne kamizelki z wojskowych pulowerów lub ze starej odzieży wizytowej. Joerg Pfefferkorn z Berlina projektuje kurtki ze starych koców albo z koszulek baseballowych.

Za komuny podobnych cudów dokonywano w wielu polskich domach. Ale wtedy motorem napędowym były rynkowe braki, a dzisiaj nadmiar i sztampa. Mariusz Przybylski, zaliczany do czołówki polskich projektantów, trzy lata temu we współpracy z Vive przygotował kolekcję Transplantacja – efektowny czarno-szafirowy zestaw kreacji wieczorowych. Projektant osobiście wybierał egzemplarze do przetworzenia. – Kolekcja jeździła po Europie, a potem była eksponowana w siedzibie spółki. Rozważamy, co dalej. Myślimy o aukcji charytatywnej – relacjonuje Ewelina Rozpara, rzeczniczka prasowa Vive.

Po Transplantacji był projekt Adaptacja. Z udziałem tego samego projektanta. Powstały torby z przetworzonej bawełnianej włókniny. Vive podkreślała ekologiczny wymiar tych działań kupno takiej torby z recyklingu to oszczędność 2,6 tys. litrów wody, bo tyle jej trzeba zużyć do wyprodukowania nowej. Zysk z ich sprzedaży zasilił konto WWF, organizacji zajmującej się ochroną środowiska.

Dr inż. Edyta Sulak z Instytutu Włókiennictwa w Łodzi dorzuca przykłady firm, które prezentowały swoje dokonania podczas tegorocznej XI Międzynarodowej Konferencji Innowacyjności i Kreatywności. Węgrzy z dżinsów szyją poduszki i kapy. Odzyskane włókna przerabiają na filc, z którego tworzy się kompozycje ścienne. Polski producent Deco Eco z kultowych niebieskich toreb firmy Ikea stworzył torebkę, kosmetyczkę, etui, szkolny tornister, plecaczek festiwalowy. Manufaktura Trykot, założona przez matkę i córkę, na designerskie torby przerabia różne worki po kawie, kakao, listach. To tzw. upcykling, trend podwyższania wartości.

Kompozyt z tekstyliów

Jednak to działania niszowe. Ciekawe, pożyteczne, ale świata przed zalewem szmat nie uratują. Taką nadzieję dają duzi przetwórcy tekstyliów, którzy mają ambicję tzw. pełnego zamknięcia obiegu (żeby nie było odpadu). – 20 lat temu wszystko kręciło się wokół hurtowni i sklepów, a teraz to się przekształca w poważny przemysł, w którym nie ma dziadostwa – podkreśla Ewa Metelska-Świat. Jednym ze świeższych pomysłów branży jest paliwo alternatywne, na które przeznacza się odpady tekstylne najniższego gatunku. Jerzy Ziaja, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Recyklingu, podkreśla jego zalety: wysoka kaloryczność, niska zawartość chloru, który źle wpływa na piece, mała ilość popiołu po spaleniu. Wadą jest niejednorodność i konieczność rozdrobnienia na małe skrawki (3 x 3 cm). I Wtórpol, i Vive mają niezbędne urządzenia. Mniejsze firmy nie mają. W efekcie część szmat ląduje na składowiskach śmieci, co stwarza ryzyko samozapłonu. W Izbie Recyklingu pracują nad porozumieniem, by mali oddawali swój odpad do zakładów, które są go w stanie zagospodarować. – Idzie z oporami, bo trzeba by za to zapłacić – przyznaje prezes Ziaja. No i jest problem odbiorców tego paliwa. Obecnie są nimi cementownie. Ale ich moce są ograniczone. A elektrociepłownie nie są przystosowane. Emisja CO2 przy spalaniu tekstyliów jest dziesięciokrotnie niższa niż przy spalaniu węgla, mniej jest też związków siarki. Ale tekstyliów nie da się zaliczyć do odnawialnych źródeł energii. Więc energetyka nie ma zachęt finansowych, by zmodernizować kotły. Zmotywować mogłyby ją ulgi z tytułu mniejszej emisji CO2, ale Ministerstwo Środowiska nie wykazuje zainteresowania.

Tymczasem najwięksi gracze szykują się, by zrobić kolejny krok. Chodzi o produkcję kompozytu z udziałem tekstyliów. Wtórpol dopracowuje jego skład. Vive jest już na etapie certyfikacji. – To granulat, mieszanka tekstyliów i folii, z której można produkować deski i pale do budowy altan, mebli ogrodowych, podkłady kolejowe, paliki do wzmacniania wałów przeciwpowodziowych – wylicza Ewelina Rozpara, rzeczniczka prasowa Vive. – To może zrewolucjonizować rynek nie tylko w Polsce, ale także w Europie.

Szacuje się, że w Polsce co roku powstaje 2,5 mln ton odpadów tekstylnych. Na razie gminy nie mają obowiązku ich segregacji. Ma być wprowadzony od 2025 r. Ale z badań (2017 r. na zlecenie Vive) wynika, że tylko 15,4 proc. Polaków wyrzuca używaną odzież do śmieci. Ponad połowa wybiera kontener z logo. Pora więc łaskawszym okiem spojrzeć na ten element naszego otoczenia. Jego obecność jest dobroczynna, choć w innym sensie, niż myśleliśmy początkowo.

Polityka 45.2018 (3185) z dnia 06.11.2018; Rynek; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Świat szmat"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną