Przed każdym długim weekendem ekonomiści lubią wyliczać, ile będzie on kosztował polską gospodarkę. Mówiąc inaczej, ile produktu krajowego brutto nie wytworzymy, a moglibyśmy. Jednak takie rachunki są raczej zabawą niż poważną statystyką – bogactwo narodów niespecjalnie zależy od tego, ile mają wolnych dni od pracy.
Świąteczny 12 listopada nie byłby dla naszej gospodarki specjalnym problemem (skoro 11 listopada wypada w tym roku w niedzielę), gdyby tylko politycy stosowną ustawę uchwalili z odpowiednim wyprzedzeniem. Tak jak zrobili to Niemcy obchodzący w ubiegłym roku uroczyście Dzień Reformacji. Zazwyczaj będący dniem wolnym od pracy tylko w landach tradycyjnie protestanckich (i to też z wyjątkami), był w 2017 r. świętem na obszarze całej Republiki Federalnej.
Czytaj także: 12 listopada, czyli święto chaosu
12 listopada – kłopot dla służby zdrowia i kolei
A u nas PiS postanowił zrobić prezent w ostatniej chwili, w ramach kampanii przed drugą turą wyborów samorządowych. Chyba każdy wie, że takie upominki są najgorsze, bo nieprzemyślane i nietrafione.
Mamy zatem dzień wolny, za który niektórzy sporo zapłacą. Np. ci, którzy tego dnia nie będą mieli rozpraw w sądach albo nie załatwią urzędowych spraw, chociaż zostały im wyznaczone stosowne terminy. Chaos zapanuje w służbie zdrowia, która będzie pracować i świętować jednocześnie. Nikt nie wie, jak to naprawdę ma wyglądać. Stracą przewoźnicy kolejowi, bo pociągi pojadą jak w dzień powszedni, a pasażerów będzie znacznie mniej. Jednak rozkładów jazdy zmienić się już nie da.