Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Zadymili i pojechali

Rolnicy palą opony, współpracować nie chcą

Protest rolników na Placu Zawiszy w Warszawie Protest rolników na Placu Zawiszy w Warszawie Adam Stępień / Agencja Gazeta
Na warszawskim placu Zawiszy protestowali rolnicy z AgroUnii. Rozrzucili jabłka, zwłoki świni, podpalili opony i uznali, że zadyma broni interesów polskiego rolnictwa.

Ponad stu rolników z AgroUnii Michała Kołodziejczaka w godzinach porannego szczytu zablokowało plac Zawiszy w Warszawie, uniemożliwiając mieszkańcom dostanie się do pracy. Rozrzucili jabłka, wyłożyli zwłoki świni, podpalili opony, dokładając warszawiakom smogu, i uznali, że zadyma broni interesów polskiego rolnictwa.

Michał Kołodziejczak zakpił też sobie z policji, mówiąc, że jeśli ktoś nie potrafi bronić ulicy, to jak może obronić Polskę przed napływem wątpliwej jakości produktów z innych krajów? Protestujący powtórzyli też swoje postulaty: w sieciach handlowych ma być co najmniej 50 proc. produktów pochodzenia polskiego, a każdy towar musi być oznakowany flagą narodową kraju jego pochodzenia. Na pytanie, jaką chorągiewką oznaczyć np. serek wyprodukowany wprawdzie w Polsce, ale przez firmę zagraniczną, protestujący na razie nie odpowiedzieli.

Czytaj także: Rolnicy bronią polskiej żywności czy jej szkodzą?

Polski towar, czyli jaki?

Wbrew pozorom to bardzo ważne pytanie. Jeśli bowiem uznamy, że towar wyprodukowany w Polsce przez polską załogę, ale w fabryce będącej własnością kapitału zagranicznego, jednak można oznaczyć flagą biało-czerwoną, to z góry można założyć, że w sieciach handlowych polskich towarów jest grubo więcej niż postulowane 50 proc. Jeśli jednak o fladze decydować ma narodowość właściciela fabryki, to tych zagranicznych będzie o wiele więcej, więc sporo towarów będzie musiało z polskich sklepów zniknąć i wkrótce mogą one zacząć świecić gołymi półkami. Tylko że ani jednemu polskiemu rolnikowi się od tego nie poprawi, a konsumenci szybko przypomną sobie kartkowe czasy schyłku PRL i także się nie ucieszą.

Czytaj więcej: Polskie mięso. Dramat w czterech aktach

Dlaczego duże sieci nie biorą towaru od małych rolników

Tymczasem pytań, na które trzeba sobie odpowiedzieć, zanim rozpocznie się międzynarodową wojnę handlową, której raczej nie wygramy, jest znacznie więcej. Czy rolnicy tacy jak Kołodziejczak nie mogą sprzedać warzyw w sieciach handlowych, bo te, choć ze sobą konkurują, umówiły się, żeby na nich nie zarobić? A może nie biorą, bo obawiają się, że właśnie nie zarobią? Bo duże sieci potrzebują dużo towaru, jednakowej jakości, regularnie dostarczanego, a polscy rolnicy są za mali (nawet Kołodziejczak, który gospodaruje na 100 ha), żeby tym wymaganiom sprostać. Mogliby tworzyć grupy producenckie i współpracować ze sobą, żeby nabierać siły i móc osiągać efekt skali, ale przecież polski rolnik kołchozem się brzydzi i współpracować z sąsiadami nie zamierza. Chyba że w organizowaniu zadymy. Ma mu się opłacać bez względu na wielkość gospodarstwa.

Sieci dyktują warunki, bo rolnicy nie chcą się łączyć

Prawdziwym problemem jest to, że handel w Polsce jest silnie skoncentrowany, a rodzime firmy przetwórcze oraz rolnictwo bardzo rozdrobnione. Siły są nierówne, wygrywa silniejszy. To sieci więc dyktują warunki, które mniejszym przetwórcom i rolnikom wydają się mordercze, ale gospodarstwom naprawdę wielkotowarowym już nie. I takie w Polsce zarabiają nie gorzej niż w Unii. Dlatego mali powinni się łączyć, nabierać tężyzny. Tymczasem dobre polskie firmy wolą się sprzedać obcemu kapitałowi (ostatni przykład to Konspol z Nowego Sącza, który został przejęty przez amerykańskiego Cargilla), niż połączyć z inną.

Czytaj także: Mniej marek własnych w sieciach handlowych. Trafiony pomysł?

Zadymy tego nie zmienią. A znakowanie chorągiewkami towarów w dyskontach i hipermarketach tylko konsumentów rozwścieczy. Zwłaszcza gdy okaże się, że te z flagami biało-czerwonymi są droższe od zagranicznych, choć powstają na miejscu.

Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną