Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Śmieci mają branie

Interes na śmieciach

Jaki interes można zrobić na śmieciach? Brudny, ale za to bardzo dochodowy. I bez większego ryzyka.

Jan Pietrzak mówi: „Do białego pojemnika wrzucam wyłącznie bezbarwne szkło – słoiki, butelki”, a Piotr Fronczewski dodaje: „A do zielonego szkło kolorowe”. Tak w reklamach „Wszystkie kolory recyklingu” znani artyści zachęcają do segregacji odpadów. Sądząc po oficjalnych statystykach nie muszą nas do tego szczególnie namawiać. Bez dopingu robimy to coraz chętniej. Według danych Ministerstwa Środowiska w 2004 r. ponownemu przetworzeniu poddano 285 tys. ton stłuczki pochodzącej z odzyskanych opakowań szklanych. To ponad 30 proc. opakowań wprowadzonych na rynek, o wiele więcej niż wymagają przepisy. Gdyby to jeszcze była prawda.

– Statystyka została zawyżona co najmniej o kilkadziesiąt tysięcy ton – wyjaśnia Jakub Tyczkowski, członek zarządu Organizacji Odzysku Rekopol SA.

Rachunek jest prosty. Huty reprezentowane w Forum Opakowań Szklanych, organizacji skupiającej wytwórców słoików i butelek, przetworzyły w 2004 r. 170 tys. ton stłuczki. Nawet jeśli do tego dodamy produkcję niewielkich niezrzeszonych firm przetwórczych, eksport surowca (też uznawany za formę recyklingu) oraz możliwość zaliczenia do statystyki nadwyżki z roku poprzedniego, to skromnie licząc wciąż brakuje co najmniej 50 tys. ton. Gdzie się podziała taka góra szkła? Przetworzono ją na papierze. To najbardziej dochodowa forma recyklingu.

Wszystko za sprawą przepisów o odpadach z opakowań. Nakładają one na producentów i importerów obowiązek przetworzenia określonej ich części. Oczywiście nie chodzi o fizycznie te same opakowania. Ma się zgadzać bilans materiałowy. Producent, który sprzedaje swe produkty w słoikach lub butelkach, w 2004 r. musiał wykazać, że dokonał recyklingu stłuczki szklanej stanowiącej 22 proc. masy opakowań wprowadzonych na rynek. Inaczej wnosił opłatę produktową – 150 zł za tonę niezrealizowanego obowiązku.

Jest kilka sposobów, żeby tego uniknąć. Można zająć się całą sprawą samodzielnie – skupić z rynku zużyte opakowania i dostarczyć do huty. To droga kłopotliwa i rzadko uczęszczana. Prostszym rozwiązaniem jest umowa z hutą, która ma własne źródła zaopatrzenia w stłuczkę i jej część może zaliczyć na konto zainteresowanej firmy. Można też skorzystać z usług wyspecjalizowanej spółki zwanej organizacją odzysku, która w imieniu swoich klientów wykonuje obowiązki związane z recyklingiem opakowań. Każda droga prowadzi do tego samego celu: zdobycia dokumentu potwierdzającego recykling określonej masy zużytych opakowań. Ten dokument trzeba przedstawić w urzędzie marszałkowskim, który kontroluje wywiązywanie się przedsiębiorców z obowiązku realizacji zapisów ustawy.

Szklane góry

System działa na zasadach rynkowych: za dokument trzeba zapłacić. Ceny określa rynek, ale są one dużo niższe od urzędowych stawek opłat produktowych. Za potwierdzenie recyklingu tony stłuczki szklanej w 2004 r. trzeba było przeciętnie zapłacić 70 zł. System został skonstruowany w ten sposób, by pieniądze od producentów towarów trafiały tam, gdzie są rzeczywiście potrzebne. Jeśli brakuje surowca do recyklingu, to rośnie jego cena, a to skłania przedsiębiorstwa gospodarki komunalnej do rozwijania zbiórki selektywnej, budowania linii do segregowania śmieci i innych podobnych działań. Jeśli jest surowiec, a nie ma przetwórców, rosną ceny usług recyklingowych, a to podnosi ich opłacalność i sprzyja nowym inwestycjom. Co roku do systemu zbiórki i przetwarzania odpadów opakowaniowych z kieszeni producentów i importerów towarów trafia 40–50 mln zł. Tę cenę płacimy my, konsumenci.

Potwierdzenie dokonania recyklingu gwarowo zwane jest kwitem. Część kwitów jest fałszywa. Zwłaszcza tych potwierdzających przerób opakowań szklanych.

– Co pewien czas dostajemy ofertę recyklingu zaskakująco dużych ilości odpadów opakowaniowych po atrakcyjnych cenach od nieznanych na rynku firm. Po weryfikacji okazuje się zwykle, że taka firma nie istnieje albo prowadzi działalność na niewielką skalę. Ktoś chce nam sprzedać fałszywe kwity – wyjaśnia dr Henryk Buczak, prezes krakowskiej Organizacji Odzysku Biosystem.

Biosystem, podobnie jak inne organizacje odzysku, otrzymał wielokrotnie od spółki Ekochem-Ekoservice z Łodzi ofertę recyklingu opakowań ze szkła i tworzyw sztucznych. Recykling miał się odbywać w dzierżawionych przez nią hutach szkła Weronika i Janina w Rąbieniu koło Zgierza. Ostatnio spółka zapewniała, że może potwierdzić dokonanie recyklingu 40–60 tys. ton opakowań szklanych w samym tylko czwartym kwartale 2005 r. To astronomiczna ilość. Największe polskie huty szkła w ciągu roku przerabiają 50 tys. ton stłuczki, bo więcej nie są w stanie zdobyć. Stłuczka, zwłaszcza szkła bezbarwnego, jest cennym i trudno dostępnym surowcem.

Już z daleka widać było, że łódzka spółka zajmuje się produkcją fałszywych kwitów, i to na dużą skalę. Jej tropem poszli reporterzy TVN 24. Pod koniec ubiegłego roku telewizyjna stacja pokazała huty w Rąbieniu – niewielkie, zamknięte na głucho budynki, o których okoliczni mieszkańcy niewiele potrafili powiedzieć poza tym, że firmy zbankrutowały i nikt tam nie pracuje. Właściciela spółki Ekochem-Ekoservice reporterom nie udało się odnaleźć. Co było dalej? Dyrektor Jakub Tyczkowski z Rekopolu wyjmuje z teczki dwie kopie dokumentów.

– Kilka dni po emisji programu naczelnik wydziału ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Zgierzu wydał hutom w Rąbieniu, prowadzonym przez Ekochem-Ekoservice, dwie decyzje zezwalające na recykling opakowań szklanych. Każdej po 85 tys. ton rocznie! – dyrektor nie może wyjść ze zdumienia. Urzędnik uznał, że dwie nieczynne huty miałyby przerabiać tyle, ile cały polski przemysł szklarski.

Nic więc dziwnego, że firma oferowała kwity po bardzo atrakcyjnej cenie. Potwierdzenie recyklingu tony opakowań szklanych przy długoterminowej umowie kosztować miało 15–18 zł. Ostatnio Komenda Powiatowa Policji w Zgierzu rozesłała do organizacji odzysku pismo z prośbą o informację, kto współpracował z Ekochemem (czytaj kupował od nich kwity). Wygląda na to, że ktoś się wreszcie sprawą zainteresował.

„Do resortu środowiska docierały sygnały o istniejących niedoskonałościach obowiązujących rozwiązań prawnych wynikających z praktyki gospodarczej, a także o przypadkach świadomego fałszowania dokumentacji potwierdzającej dokonanie odzysku i recyklingu odpadów” – czytamy w wyjaśnieniu przesłanym do redakcji przez Ministerstwo Środowiska. Resort podkreśla jednak, że na sygnały zareagował zmianami przepisów, co ułatwiło pracę przedsiębiorcom, a z drugiej strony wyeliminowało nieuczciwe praktyki w obrocie dokumentami.

Mniej powodów do zadowolenia mają w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska (GIOŚ), który zajmuje się kontrolą systemu recyklingu.

– Podczas naszych kontroli stwierdzaliśmy wiele nieprawidłowości, w tym między innymi przypadki fałszowania dokumentacji i fikcyjnego obrotu gospodarczego, czyli handlu kwitami – wyjaśnia Agnieszka Taracha z GIOŚ.

Jaka jest skala tego handlu kwitami? Czy marginalna, jak chce Ministerstwo Środowiska, czy poważna, jak uważa wielu przedstawicieli branży? Kontrole obejmują tylko niewielką liczbę firm, bo brakuje ludzi i pieniędzy. Jak przyznają kontrolerzy, wykazanie nadużyć jest trudne, bo trzeba prześledzić cały łańcuch współpracujących ze sobą firm. Na dodatek trzeba się opierać na dokumentach, bo z istoty procesów technologicznych wynika, że przetwarzane odpady znikają. Nie wiadomo więc, czy wcześniej istniały naprawdę, czy były elementem przekrętu. Z tego też powodu w procesach recyklingu odpadów opakowaniowych wykorzystuje się czasem surowce niepochodzące z opakowań. Zamiast słoików i butelek używa się choćby szkła okiennego, a zamiast tekturowych pudeł makulatury gazetowej.

Odzyskiwanie przez wyrzucanie

To nie jedyna patologia niszcząca polski system recyklingu. Jest wiele innych. Na przykład Łubna 1. To największe polskie wysypisko śmieci zlokalizowane w pobliżu Warszawy, w gminie Góra Kalwaria. Po prostu gigantyczna góra śmieci, która stała się najwyższym wzniesieniem na Mazowszu. Okoliczni mieszkańcy walczą o zamknięcie wysypiska przekonując, że zatruwa środowisko. Odnieśli nawet pewien sukces: trwa właśnie rekultywacja. Fachowo zabieg nazywa się „rekultywacja przez eksploatację”. Innymi słowy stołeczne Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania nadal wywozi do Łubnej śmieci, to znaczy rekultywuje wysypisko. Okazuje się, że można to nazwać i tak.

Na tym jednak nie koniec, bo Mazowiecki Urząd Wojewódzki tak się przejął rekultywacją, że wydał MPO zezwolenie na odzysk odpadów trafiających do Łubnej. Odzysk jest nieco szerszym pojęciem niż recykling. Oznacza inne sposoby wykorzystania odpadów niż ich powtórne przetworzenie. W Łubnej są one wykorzystywane w celu „kształtowania bryły składowiska”.

Wśród odpadów, jakie mogą być objęte odzyskiem, są również śmieci komunalne, a te, jak wiadomo, zawierają w dużej części opakowania. MPO może więc wysypywać śmieci na wysypisko i świadczyć usługi jako zagospodarowujący odpady opakowaniowe. Wystarczy, jeśli posłuży się tzw. morfologią odpadów, czyli naukową analizą tego, co mieszkańcy stolicy wyrzucają do śmieci. Eugeniusz Góra, rzecznik MPO, gorąco zaprzecza, by jego firma sprzedawała usługi odzysku odpadów opakowaniowych wywożonych na wysypisko w Łubnej. Przedstawiciele branży nie są co do tego przekonani.

– Nie tak dawno pojawiła się oferta Polskiego Systemu Recyklingu oferująca odzysk opakowań po zaskakująco niskiej cenie – 1 zł za tonę – wyjaśnia prezes Buczak z Biosystemu. Polski System Recyklingu to organizacja odzysku, w której akcjonariuszem jest MPO. Nawet jeśli komunalna spółka nie zarabia dodatkowo na odzysku opakowań, to i tak otrzymała od władz Mazowsza wyjątkowy przywilej. Dzięki tej decyzji jest zwolniona z tzw. opłat marszałkowskich z tytułu składowania odpadów. To dokument wart miliony. Za składowanie jednej tony odpadów komunalnych wojewódzki samorząd powinien zainkasować 14,87 zł. MPO ma zgodę na „odzysk” 250 tys. ton. Tylko z tego tytułu zarabia 3,7 mln zł. Wywóz na składowisko gleby i ziemi kosztuje 9,59 zł. MPO może bezpłatnie składować 150 tys. ton. Zarabia 1,4 mln zł. Odpady z czyszczenia ulic to normalnie koszt 14,87 zł za tonę. Zgoda na 30 tys. ton jest warta 446 tys. zł. I tak dalej.

– Jak w tej sytuacji można mówić o uczciwej konkurencji, kiedy jedni muszą płacić za składowanie śmieci, a inni nie? – zastanawia się Michał Dąbrowski, dyrektor spółki Remondis, największego w naszym kraju przedsiębiorstwa zajmującego się gospodarką odpadami. Dyrektor Dąbrowski jest jednocześnie prezesem organizacji odzysku Eko-Punkt i nie może zrozumieć, dlaczego poprzez takie zachowania państwo rozwala system recyklingu. Bo jeśli można odpady tanio i wygodnie wywieźć na wysypisko, to po co się męczyć z selektywną zbiórką opakowań, po co inwestować w sortownie? Wiele samorządów wydało grube miliony na tego typu instalacje i teraz musi do nich dokładać. Wartość przesegregowanych surowców nie pokrywa kosztów funkcjonowania.

Paliwo ze śmieci

Największym przebojem w dziedzinie recyklingu stała się ostatnio przeróbka odpadów z tworzyw sztucznych na paliwo silnikowe. Brzmi to jak bajka, zwłaszcza dziś, gdy ropa taka droga: z jednej strony wrzuca się plastikowe butelki, a z drugiej strony płynie paliwo. Nie ma w tym jednak żadnego cudu, w końcu większość tworzyw sztucznych – m.in. polipropylen czy polietylen – produkowana jest z ropy naftowej. Trzeba tylko wiedzieć, jak tworzywo upłynnić, uzyskując tzw. komponent paliwowy, z którego rafineria może łatwo wyprodukować paliwa silnikowe lub olej opałowy.

Dr Henryk Żmuda jest chemikiem, specjalistą w tej dziedzinie. Pracował na amerykańskich i niemieckich uczelniach, jest autorem międzynarodowych patentów w dziedzinie przeróbki tworzyw sztucznych na paliwa płynne. Ze zgrozą obserwuje, co się dzieje w Polsce. Jego zdaniem fascynacja możliwością produkcji paliwa ze śmieci sprawiła, że to, co w założeniu ma służyć ochronie środowiska, stało się kolejną formą jego zanieczyszczania.

– Większość stosowanych w Polsce technologii to procesy, w trakcie których powstają duże ilości odpadu zwanego koksem i szkodliwych związków aromatycznych – wyjaśnia dr Żmuda, nie mogąc się nadziwić, że nikogo to nie interesuje. Próbował zainteresować tym Ministerstwo Środowiska i Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. Przekonywał, że plastik sam w sobie nie jest szkodliwy dla środowiska, za to niewłaściwie prowadzony jego recykling – bardzo. Zwłaszcza jeśli wykorzystuje się silnie zanieczyszczony surowiec uzyskiwany z segregacji śmieci komunalnych. Okazuje się, że nikt nie sprawdza, czy w procesie technologicznym recyklingu powstają jakieś odpady i co się z nimi dalej dzieje.

Przerób odpadów z tworzyw na komponent paliwowy swą popularność zawdzięcza ulgom akcyzowym, jakie rafinerie dostają z tytułu jego wykorzystania do produkcji benzyn i olejów. W 2005 r. rafinerie w Jedliczach i Jaśle wykorzystały ok. 40 tys. ton komponentu. Część została skupiona od małych niezależnych firm przetwórczych, reszta powstała na miejscu w Jaśle, gdzie działa instalacja do przerobu tworzyw. Dlatego trwa batalia o utrzymanie ulg podatkowych, bo bez nich recykling paliwowy traci sens. Ministerstwo Finansów chce ulgi znieść, bo dobrze wie, że to furtka do nadużyć. Nikt nie jest w stanie upilnować recyklerów. Policzyć, ile plastikowych butelek rzeczywiście przerobili na komponent, i skontrolować, ile rafinerie dolały go do paliwa. Pokusa jest duża, a i doświadczenia nie brakuje. W końcu na tej samej zasadzie opierał się recykling przepracowanych olejów. Zajmowały się tym te same rafinerie: Jedlicze i Jasło. Kiedy wyszło na jaw, że recyklingowi poddaje się w Polsce więcej oleju zużytego, niż sprzedaje nowego, ulgi wreszcie zlikwidowano. Ale pojawiły się nowe. Tu się zatka, to dziura powstaje obok.

Unia Europejska stawia swoim członkom coraz wyższe wymagania w dziedzinie ochrony środowiska i bardzo rygorystycznie egzekwuje przepisy recyklingowe. Polska wprawdzie wywalczyła okresy przejściowe, ale Bruksela nie będzie długo patrzyła przez palce na kwitnący handel kwitami i rosnącą górę szkła przerabianego na papierze. Możemy mieć kłopoty.

Polityka 14.2006 (2549) z dnia 08.04.2006; Gospodarka; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Śmieci mają branie"
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną