Zbił fortunę na imporcie i dystrybucji komputerowych części i dziś obroty jego firm przekraczają 1,2 mld zł, zaś wartość biznesu bank inwestycyjny wycenił w 2007 r. na 270 mln zł. Choć w ostatnich miesiącach sprzedaż spadła o kilka procent (ale wciąż utrzymuje się powyżej miliarda złotych), to biznesmen zapewnia, że kryzysu się nie boi. – Branża IT wykazuje dziś sporą odporność – przekonuje 54-letni Mariusz Jaworski. Twierdzi, że prawdziwy kryzys przeżył 10 lat temu.
Pod Wrocławiem w fabryce telewizorów LCD chce zatrudniać młodych Białorusinów i Ukraińców, którzy będą pracować i jednocześnie kształcić się na wrocławskich uczelniach. Pomysł powstał w 2007 r. i kryzys nie zmienia planów Jaworskiego (budowa ma ruszyć wiosną). Przeciwnie, biznesmen zaciera ręce, bo wie, że zrobi to dużo taniej. Z powodu kryzysu tanieją materiały i usługi budowlane. – Osłabienie złotówki powoduje, że praca polskiego robotnika jest wciąż tania. To ważny argument dla moich chińskich partnerów.
Paszport do biznesu
Elektronik po Politechnice Wrocławskiej, napisał doktorat z cybernetyki, ale w stanie wojennym nie zdążył go obronić, a potem nie miał już na to ochoty. Stracił zapał do kariery naukowej. Wolał handlować sprzętem komputerowym, zwłaszcza że osób, które miały o tym pojęcie, było w kraju niewiele.
Jak tysiące młodych wykształconych Polaków jeździł w tamtym czasie na saksy. Zarabiał myjąc okna w szpitalu lub sprzątając dworzec kolejowy w Sztokholmie. Odłożył 20 tys. dol. – Za te pieniądze sprowadziłem pecety z Tajwanu, które sprzedałem z ośmiokrotnym przebiciem w kraju za pośrednictwem Centrali Obrotu Maszynami i Surowcami Bomis – opowiada. W 1986 r. miał już 120 tys. dol.