W ciągu ostatnich dni złoty tak osłabł, że „ledwo trzyma się na nogach'
W ciągu ostatnich dni złoty tak osłabł, że „ledwo trzyma się na nogach". I nikt nie wie kiedy ten spadek się skończy. Kredytobiorcy, zwłaszcza ci, którzy zaciągnęli duże pożyczki w dewizach, są w rozpaczy. Dziś tracą wypłacalność a za kilka miesięcy być może zaczną tracić mieszkania i domy. Premier chce bronić poziomu 5 złotych za euro i zapowiada walutowe interwencje (do obrony złotówki minister finansów ma użyć unijnych dopłat), ale sukcesu nikt mu raczej nie wróży. Sceptyczni analitycy przypominają całkiem świeżą porażkę Putina, który wydał 200 mld dolarów z rosyjskich rezerw walutowych (my takich pieniędzy na pewno nie mamy) a mimo to nie powstrzymał deprecjacji rubla. Dlatego naszemu premierowi zalecają raczej wstrzemięźliwość i ukryte podchody niż kawaleryjski atak. A na rynku poczucie frustracji narasta.
Deprecjacji złotówki od kilku dni towarzyszą niespotykane spadki na warszawskiej giełdzie. Jeszcze niedawno wielu zawodowym analitykom wydawało się, że „dno już blisko", ale teraz nie widać jakoś chętnych do optymistycznych przepowiedni. Ostatnią falę spadków wywołał prawdopodobnie komunikat międzynarodowej agencji ratingowej Moodys, która postanowiła obniżyć notowania dla największych instytucji finansowych Europy Środkowo-Wschodniej. Efektem było natychmiastowe, drastyczne załamanie się indeksu WIG-Banki, który pociągnął za sobą wszystkie inne spółki. Nastroje są fatalne i pewnie szybko się nie zmienią. Wygląda na to, że kryzys, który miał nas tylko postraszyć dopiero się rozkręca. Już widać, że choroba będzie cięższa a kuracja bardziej bolesna niżby ktokolwiek się spodziewał.
Paweł Tarnowski
Z wykształcenia ekonomista, z wyboru dziennikarz wyspecjalizowany w tematyce gospodarczej. Związany niegdyś z „Życiem Warszawy”, a od blisko ćwierć wieku z „Polityką”. A „Polityka” to jest to!