Ta sytuacja uwiera jednak również drugą stronę umowy kredytowej - czyli bank, (zabezpieczenie na hipotece stanowi już tylko 70 proc. wartości kredytu). Jeżeli klient przestanie spłacać, bank będzie mocno do tyłu. Do akcji wkroczyli więc prawnicy. Według większości umów bank może zażądać przedstawienia przez klienta dodatkowego zabezpieczenia (np. hipoteki na innym mieszkaniu), zmusić do wykupienia dodatkowego ubezpieczenia, podnieść marżę kredytu, ostatecznie - wypowiedzieć umowę i zażądać natychmiastowego zwrotu całej sumy.
Do tej pory żaden bank z tych zapisów nie korzystał. Obowiązywała niepisana zasada: spłacasz regularnie, możesz spać spokojnie. Teraz jednak wyłom uczynił Polbank, przedstawiając części klientów propozycję nie do odrzucenia. Choć sprawa dotyczy prawdopodobnie nie więcej niż kilkuset osób, są obawy, że to niebezpieczny precedens, za pójdą inni gracze.
W obronie słusznie oburzonych klientów banków stanął Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Komisja Nadzoru Finansowego (KNF), która ostrzega - takie praktyki mogą świadczyć o złym zarządzaniu ryzykiem przez bank (więc może by im wysłać jakąś kontrolę...). Ze strony KNF to sprytny ruch, ale też próba sił. Najbliższe dni pokażą, na ile szefowie banków zrozumieją aluzję i jaki rzeczywiście jest posłuch wobec nadzorcy.
Pozostaje mieć nadzieję, że szybko pojawią się banki, które będą chciały z zachowania fair wobec klientów zrobić atut. Zaś te instytucje, które podążą ścieżką Polbanku, w czasach powszechnej i tak niechęci do finansistów, popełnią wizerunkowe seppuku.