Choć wielokrotnie krytykowałem ministra tym razem gotów jestem go bronić. Bo kto jak kto ale PiS jest ostatnia partią, która ma prawo stawiać Grabarczyka pod pręgierzem. Kiedy słucham Krzysztofa Tchórzewskiego czy Jerzego Polaczka którzy dziś wytykają ministrowi infrastruktury rozmaite zaniechania, to chcę ich zapytać, co sami zrobili gdy kierowali resortem transportu w rządzie PiS. Przecież w tych zaniechaniach sami mają spory udział.
W każdym rządzie minister infrastruktury jest łatwym celem krytyki. Wiadomo, budowa infrastruktury nam nie wychodzi, więc chcemy wiedzieć dlaczego. I wtedy znajdujemy łatwą odpowiedź- bo minister jest do niczego. Problem jest jednak bardziej złożony. To nie minister jest do niczego, ale polskie państwo nie jest w stanie sprostać tak wielkiemu zadaniu, jakim jest budowa nowoczesnej infrastruktury. Widać to na każdym kroku: począwszy od stworzenia warunków prawnych i finansowych, przez realizację procedur formalnych, aż po przygotowanie i realizację inwestycji.
Zwodzą wszyscy- władze rządowe i samorządowe, szczebel lokalny i centralny, resorty infrastruktury, środowiska, finansów, rozwoju regionalnego. Zawodzi premier i ministrowie, posłowie i senatorowie, zawodzą dyrektorzy departamentów i naczelnicy wydziałów, dyrektor Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad i jego podwładni w terenie. Jeśli więc komuś stawiać wotum nieufności to właśnie temu nieudolnemu systemowi, którego od dwudziestu lat nie jesteśmy w stanie zmienić.
Gdybym wiedział, że głosując za odwołaniem Grabarczyka posłowie będą głosowali jednocześnie za nominacją następcy – sprawnego menedżera i przebiegłego polityka – być może byłbym za zmianą. Ale wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby – teoretycznie – Grabarczyk został odwołany. Jego obowiązki przejąłby któryś z zastępców. Mamy wakacje, więc posłowie już siedzą na walizkach. Za chwilę rozjadą się na zasłużony wypoczynek. Poszukiwanie następcy zaczęłoby się jesienią. Znalezienie kogoś zajęłoby pewnie sporo czasu. Potem nowy minister zacząłby zapoznawać się z resortem, szukać współpracowników. Wymieniłby dyrektora GDDKiA. Ten dokonałby wymiany kadr u siebie itd. Trzy kwartały zmarnowane jak nic. A zmiana byłaby żadna – gwarantuję. To już lepiej niech będzie Grabarczyk.