Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Kombinacje przy kombinezonach

Rewolucja w strojach sportowych

Stroje narciarzy to delikatny temat Stroje narciarzy to delikatny temat oskarlin / Flickr CC by SA
Szata nie musi zdobić sportowca. Ma mu pomóc zwyciężać.

Temat kombinezonów skoczków narciarskich jest delikatny jak sami skoczkowie. Stroje konkurentów się podgląda, prześwietla wzrokiem, a trenerzy gubią się w domysłach, bo pytać o szczegóły ani nie wypada, ani też nie ma sensu. W tym sezonie za tajemniczym uśmiechem najczęściej chowają się Austriacy. Smykałki do latania na nartach ani potencjału, jaki za nimi stoi, nikt nie kwestionuje, ale to, że w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej Pucharu Świata jest ich czterech (kroku dotrzymuje im tylko Szwajcar Simon Ammann), wywołuje podejrzenia. Wychodzi na to, że to dzięki sprzętowi na półmetku sezonu zapędzili rywali w kozi róg.

Łukasz Kruczek, trener polskich skoczków, twierdzi, że Austriacy nie mają skrupułów przed balansowaniem na granicy tego, co dozwolone. Przecież w sezonie 2002/2003 opatentowali paski w nogawkach, które po wyjściu zawodnika z progu naciągały kombinezon, wysmuklały go i opór powietrza nie był już taki straszny. Z dobrym skutkiem dla odległości. Konkurencja najpierw obraziła się na Austriaków, wołała o sprawiedliwość do Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), aż w końcu odkryła patent i go skopiowała.

W tym sezonie tajemnica Gregora Schlierenzauera i spółki ciągle nie ujrzała światła dziennego, a inne ekipy, zamiast czekać na przeciek, same szukają ulepszeń. Wszak igrzyska olimpijskie w Vancouver za pasem. – Moi zawodnicy już dostali nowe kombinezony, uszyte z zupełnie innego materiału. Przekazaliśmy producentowi nasze sugestie, czekamy na efekty – mówi Kruczek. Pytania o detale uważa za niepoprawne, a jedyne, co zdradza, to że nowe stroje są nieco szersze „w pewnym miejscu”. Przyznaje jednak, że nowe nie zawsze znaczy lepsze. – Trzeba mieć szczęście. Testowanie kombinezonu to zawsze randka w ciemno. Można sobie dużo obiecywać, a potem okazuje się, że metrów od nowego stroju nie przybywa. Albo po prostu zawodnik mówi: to nie to – opowiada. Dodatkowa trudność polega na tym, że nie da się uszyć stroju uniwersalnego, dla każdego z drużyny. Skoczek musi określić swoje potrzeby, przełożyć na język dostawcy sprzętu, a potem z nadzieją czekać na to, że w nowym kombinezonie dostanie skrzydeł.

Udoskonalanie strojów odbywa się zgodnie z hasłem: co nie jest zakazane, jest dozwolone. FIS nie ściga się z pomysłowością producentów, po prostu co jakiś czas wydłuża listę elementów zabronionych. W końcu trafiły na nią wymyślone przez Austriaków paski nogawek, wcześniej zakazano powlekania aluminiową nitką kombinezonów, które – wspomina Kruczek – skoczkowie niezwykle sobie chwalili. Pole manewru nie jest zbyt szerokie; wytyczne FIS wskazują m.in., że kombinezon musi składać się z pięciu warstw (materiał, pianka, membrana, pianka i materiał) o grubości między 4 a 5 mm i odpowiedniej przepuszczalności powietrza, nogawki ma mieć połączone w kroku na przepisowej wysokości i koniecznie musi zostać zszyty z 9 części. Kruczek uważa, że w poszukiwaniu idealnego kombinezonu jedni szukają luk w przepisach, inni w nieskończoność testują materiały na zewnętrzną część stroju, jeszcze inni wykorzystują niewielkie regulaminowe odstępstwa dotyczące kroju. A czasem wszystko naraz. – Na ogół sprowadza się to jednak do znalezienia złotego środka. Zwiększa się powierzchnię nośną kombinezonu, ale tak, by nie spowodować tym wzrostu oporu powietrza – mówi. Nie da się ukryć, że Austriakom łatwiej znaleźć złoty środek, nie tylko dlatego, że na ich wyniki pracuje armia ludzi. Trzeba też przyznać, że u zarania austriackich patentów technicznych jest austriacki talent do skoków. Mają dość światowej klasy zawodników, by po pierwsze, sypnąć garścią pomysłów, a po drugie, wypróbować je w praktyce. – Testowanie kombinezonów przez skoczków przeciętnych niewiele daje – przyznaje Kruczek.

Kostium XXI w

Możliwości finansowe i sportowe dały też impuls do rewolucji w kostiumach pływackich. Przed igrzyskami olimpijskimi w Sydney (2000 r.) australijska firma Speedo zaprezentowała światu kostium XXI w., nazwany potocznie skórą rekina. Przekonywano, że pływak odziany w skórę rekina równa się pływak zwycięski i życie to potwierdziło. 13 z 15 rekordów świata, ustanowionych w Sydney, pobili zawodnicy startujący w nowych strojach Speedo.

Pływak Michael Phelps w gumowym stroju - Pekin 2008 r.ULLSTEINBILD/BEWPływak Michael Phelps w gumowym stroju - Pekin 2008 r.

Mirosław Drozd, obecnie trener reprezentantów Polski pływających na średnich i długich dystansach, miał wtedy przeczucie, że skóra rekina to dopiero początek, a dostawcy sprzętu staną do technologicznego wyścigu zbrojeń. – Naiwnie myślałem, że wraz z polityczną, a co za tym idzie sportową śmiercią NRD, skończą się czasy brudnych chwytów. Wtedy, co prawda, metody były bardziej perfidne – pływaczkom wkładano do pochew nadmuchane prezerwatywy albo jelita zwierząt – ale efekt był ten sam, którym chwalili się ostatnio producenci nowoczesnych kostiumów, czyli zwiększenie wyporności pływaka – mówi.

Skóra rekina szybko stała się przeżytkiem, każda kolejna duża impreza pływacka poprzedzona była prezentacją jeszcze bardziej kosmicznych strojów. Do rynkowych wymagań dopasowali się inni producenci – Jaked, Arena, Adidas. Na rynku materiałów najbardziej pożądane stały się tworzywa sztuczne – poliuretan i neopren. Międzynarodowa Federacja Pływacka (FINA) popełniła grzech niekonsekwencji, bo swego czasu kategorycznie zakazywała pływakom stosowania jakiejkolwiek substancji zwiększającej poślizg ciała w wodzie. Tymczasem nowe stroje nie dość, że zamieniały zawodnika w ślizgacz, to jeszcze opinały ciało tak, by nadać mu idealnie opływowy kształt i zminimalizować drgania mięśni. Jak by tego było mało, w kostiumach zatopione były pęcherzyki powietrza, co dawało większą wyporność. – To wszystko spowodowało, że na krótkich dystansach zaczęli liczyć się tylko zawodnicy napakowani po uszy. Ponieważ kostium załatwiał za pływaka sprawę unoszenia się na wodzie, technika przestała mieć znaczenie. Sprinty wygrywali ci, którzy najszybciej i najmocniej młócili wodę – ubolewa Jan Wiederek, szef wyszkolenia Polskiego Związku Pływackiego.

Wydawało się, że od gumowanych strojów nie ma odwrotu, więc zawodnicy byli gotowi na każde poświęcenie. Wielkim wyzwaniem było już samo założenie kostiumu. W przypadku tych poliuretanowych trwało to co najmniej godzinę, wcześniej koniecznie trzeba było natrzeć ciało talkiem albo na skórę nałożyć foliowe torebki i kawałeczek po kawałeczku wsuwać kostium. W niektórych reprezentacjach zatrudniono dodatkową osobę, której jedynym zadaniem było pomóc pływakowi wbić się w gumowy uniform. – Na zawodach odbywała się komedia. Zawodnicy ze zbolałymi minami przyoblekali się w kostiumy, obok trener nerwowo zerkał na czas uciekający do startu wyścigu i w ręce ściskał nożyczki, bo w razie gdyby podczas zakładania strój pękł, trzeba go było rozcinać i rozpoczynać tortury od nowa – opowiada Wiederek.

Było więc i straszno, i śmieszno, ale wyniki śrubowano na zawołanie – od lutego 2008 r., premiery stroju Speedo LZR Racer, w którym Amerykanin Michael Phelps popłynął w Pekinie po 8 złotych medali olimpijskich, rekordy świata pobito 255 razy. W końcu FINA ugięła się pod głosami krytyków i od 1 stycznia tego roku strojów z tworzyw sztucznych zakazano. Nie wiadomo, co się stanie z rekordami świata, być może trafią do kosza. Drozd uważa, że niektórzy pływacy, np. francuscy sprinterzy, korzystający z dobrodziejstwa kosmicznych strojów i wygrywający tylko tępą siłą, w nowej-starej rzeczywistości mogą się nie odnaleźć.

Ale oni i tak mieli swoje pięć minut. Prawdziwa krzywda stała się dzieciakom, których rodziców nie stać było na nowoczesne stroje (ich cena sięgała 1500 zł, przyp. red.). Nie miały szans z rywalami płynącymi na przykład w Arenie X-Glide i rezygnowały. Pływanie przestało być sportem masowym – uważa. Jan Wiederek nie ma wątpliwości, że powrót do kostiumów tekstylnych to ruch w dobrym kierunku, ale producenci sprzętu tak łatwo nie złożą broni. – Słyszałem o pomysłach nasycenia tekstylnych strojów tłuszczami zatrzymującymi pęcherzyki powietrza, w imię lepszej wyporności – mówi bez wyraźnego przekonania, że na tym pomyśle się skończy.

Choć w laboratoriach pracujących dla sportowców światła nie gasną, gdy trzeba się ścigać i łamać opór powietrza, zawodnicy nie mogą sobie pozwolić na czekanie, aż producent sprzętu błyśnie geniuszem. Paweł Meszka, szef wyszkolenia Polskiego Związku Kolarskiego, opowiada, że dobrych kilkanaście lat temu Amerykanie próbowali wszystkich przekonać, że najlepsze są kombinezony gumowe, ale świat odkrył, że korzyści płynące z bardziej opływowej pozycji kolarza są niwelowane przez jego większe zmęczenie, bo ciało opatulone gumą nie oddychało jak należy. – Jeśli chodzi o stroje, od lat króluje lycra. Ciekawostka polega na tym, że stroje szyje się zdjąwszy miarę z kolarza będącego w pozycji pochylonej, jak na rowerze. To dlatego, gdy za metą staje na podium, wygląda dość nieszczęśliwie. W jednym miejscu koszulka mu odstaje, w innym dziwnie uciska.

Fakty i mity

Krzysztof Niedźwiedzki, trener kadry panczenistów, mówi, że w łyżwiarstwie szybkim temat cudownych strojów nie istnieje. – Kilka lat temu jedna z holenderskich firm testowała nowe kombinezony – tradycyjną lycrę pokryli gdzieniegdzie maleńkimi gumowymi trójkącikami. Miało to poprawiać aerodynamikę, ale niedługo potem na rynek weszły kostiumy gumowe i od tej pory nic lepszego nie wymyślono. Większą wagę przywiązuje się raczej do łyżew. Najlepsi jak Niemcy czy Holendrzy mają łyżwy robione na zamówienie z bardzo lekkich stopów. My musimy zadowalać się ogólnie dostępnymi – ubolewa.

Na niekonwencjonalne elementy stroju pozwalają sobie czasem gwiazdy sportu. Holenderski panczenista Rintje Ritsma na igrzyskach w Salt Lake City startował w butach łyżwiarskich obudowanych ochraniaczem połączonym z nogawką kostiumu. Australijka Cathy Freeman swego czasu biegała na 400 m zakryta od stóp do głów przez przyklejony do ciała kombinezon z kapturem. Bardzo sobie ten wynalazek chwaliła i nie wiadomo, czy mówiła to z serca, czy z obowiązku wobec sponsora.

Polityka 5.2010 (2741) z dnia 30.01.2010; Ludzie i obyczaje; s. 83
Oryginalny tytuł tekstu: "Kombinacje przy kombinezonach"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną