Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Natalia wśród nielotów

REPORTAŻ: Kara za piknik

Marcin Kołodziejczyk / Polityka
Natalia pokazała ludziom w swojej wsi, jak silni mogą być, kiedy robią coś wspólnie. Teraz tłumaczy się z tego w sądzie. Wieś ma za sobą.

Ludzie w Czarżu czekali latem ubiegłego roku na dwie rzeczy: na dożynki plenerowe i na nastanie nowego proboszcza parafii NMP. Jednak wiosną przychodzi do sołtysa Zielińskiego Natalia, niezapowiedzianie, i zaczyna opowieść o maszynach latających, jakby opowiadała mu swój sen, w którym z powietrza widzi Czarże, Wisłę, łąki nad jeziorem, a z lądu ludzi miejscowych, pół tysiąca przyjezdnych, piwko i kiełbaski sprzedawane przez strażaków. Natalia umie mówić w sposób wymuszający uwagę, ma to po babci, sołtys słucha, ale w myślach już złapał się za głowę i pojękuje. Jest młodym człowiekiem, internautą.

Ale jest też człowiekiem arkusza kalkulacyjnego, studentem zaocznego zarządzania. Samoloty krążą nad Czarżem. Zabierają ludzi z łąk, znów wzbijają się do lotu. Niebo pełne kolorowych balonów. A w kasie sołtys ma tysiąc złotych na organizację dożynek. Z szacunkiem dla marzeń dziewczyny, rozłożyć musi ręce przed kalkulacją.

***

Natalia ma 21 lat. Jeździ obitym służbowym Seicento po rewirze handlowym, 300 km dziennie po sklepach spożywczo-przemysłowych, zbiera zamówienia na towar, wstawia towar, wisi na komórze, pcha faksy i przelewy; nocami siedzi w Internecie i posyła cefałki w sprawie zmiany pracy. W obecnej hurtowni ją cenią. Za urok, który działa na słupek zbytu. Że misja w niej szczera, uśmiech, w oku błysk; że zachwalając karmę dla kotów, niechcący w ludziach wyzwala głód.

Niby cenią, ale lepszy samochód, Pandę, zabrali i dali komu innemu, a jej dali ten obity. Więc Natalia wysłała cefałkę do przypraw – rano już jej kierownik o tym wiedział, wiedział, że ją traci z hurtowni, słupek poleci na łeb, na zebraniu pytał smutno: czy ktoś z państwa wysyłał CV do przypraw? Patrząc na Natalię z wyrzutem. Nic się nie ukryje przed kierownikiem dużej hurtowni spożywczej na wąskim bydgoskim rynku pracy.

Ale Natalia zmieniła zdanie – nie idzie do przypraw, tylko do kosmetyków. Już się sklepowe w rejonie oferują, że do asortymentu obok chleba i kaszy wprowadzą te półluksusowe kremy, którymi Natalia będzie obracać. Niech tylko nadal przyjeżdża infekować je entuzjazmem, wstawiać tę swoją młodą gadkę, przy której starość się ogrzewa jak kot przy piecu. Zatrzymuje Natalię policja za prędkość – siedzą półtorej godziny w radiowozie, gadają o życiu; na przykład, że studia zaczynała dwa razy, w tym raz dla spokoju ducha mamy, która chciała dla córki tytułu magistra – była to edukacja techniczno-informatyczna, a potem resocjalizacja. Z obu kierunków uciekła Natalia po dwóch miesiącach, bo nie wytrzymuje okienek między zajęciami, bezczynności, studenckich piw, a poza tym przeczytała, że spośród najbogatszych ludzi świata mało kto skończył studia. Policja zachwycona, nie będzie mandatu.

***

Mama Natalii Krystyna, księgowa, uczy się norweskiego. Jej drugi mąż to Norweg, przecież ona nie będzie latać kilka razy w roku z Czarża do Bergen jak tabula rasa, bez zapasu słów. Dużo się gada w domu w Czarżu. Gadają Krystyna, Natalia, jej siostra z trójką dzieci i mężem, brat. Nie ma dla Natalii innego miejsca na świecie jak ten dom nad jeziorem; mieszkała w Warszawie pół roku, pracując w komputerach, zachłyśnięcia miastem nie przeżyła, wróciła. Siadła do komputera, rozesłała cefałki, od ofert pracy nie mogła się opędzić. I skąd to się u niej bierze, pyta Krystyna, taki zachwyt możliwością, płonąca głowa, podejście do ludzi? Świętej pamięci babka Natalii – prezeska spółdzielni, przewodnicząca koła gospodyń wiejskich, sekretarz podstawowej organizacji partyjnej – pływa jej we krwi? Czy może dziadek milicjant, który rzuca partyjną legitymację w latach 50. i na resztę życia niknie w lesie jako drwal?

Dwa lata temu Natalia szuka mamie w Internecie biletu do Bergen przez Kopenhagę. Przy okazji wysyła życiorys do linii lotniczej, na stewardesę, już rano się odzywają do niej, zapraszają. Ale do samolotu to ja chyba się będę bała, mówi Natalia matce i jedzie do Bydgoszczy na rozmowę kwalifikacyjną. A trzy godziny później dzwoni do Czarża, że jest w Kopenhadze. Lata przez cztery miesiące; oprócz Kopenhagi – Berlin i Wiedeń, ale w lataniu się nie zakochuje. Dopiero jak rzuci tę robotę, roześle nowe cefałki, a w weekend pojedzie na pokazy balonowe – wtedy tak. Na zabój. Krystyna trzyma w rodzinnych szpargałach takie zdjęcie: mała dziewczynka unoszona w powietrze na kolanach mamy szeroko rozkłada ręce. To leci Natalia.

***

W kwietniu zeszłego roku zawzięła się Natalia na zorganizowanie pikniku lotniczego w Czarżu, a tym bardziej była zawzięta, im więcej miała z tym kłopotów. Pierwszym nielotem okazał się ówczesny chłopak; ochłoń kobieto, doradzał, do tego trzeba mieć sztab ludzi, weź zapomnij. A ona: balony będą, szybowce, motolotnie; to wszystko bez pieniędzy, na łące. Lądowy chłopak oddalał się z pobłażliwym uśmiechem, aż zniknął. Ważniejszy był walec 13-tonowy z systemem wibracyjnym do ubijania łąki. Nielot to ptak, który zapomniał, jak się lata; pingwin, struś, kura. Przyjechali do Czarża zaproszeni przez Natalię piloci z Aeroklubu Bydgoskiego. Obejrzeli łąkę przy wale powodziowym pod kątem startów i lądowań, dobra była, ale kilometr dalej odkryli lepszą. Antonowem można by, powiedział dyrektor Rzepka z aeroklubu, były pilot wojskowy, na widok tej lepszej. Samolot Antonow, po prostu Antek, podniósłby rangę pikniku o gwiazdkę; mógłby latać nad okolicą z ludźmi z Czarża na pokładzie. Oblatując dzieci i starców. Popularyzując lotnictwo i okolicę, w której już zaczęła się gorączka zakupu działek budowlanych. Jeśli się pojedzie łąką z prędkością 90 km/godz., to samolot też da radę, powiedział dyrektor Rzepka; wsiedli w auto, wycisnęli 40. Słabo, miękko, pełno dziur. I trzech właścicieli terenu, a każdy proszony o użyczenie łąki będzie miło połechtany własną ważnością. I będzie bardzo drogi. Biorę to na siebie, mówi Natalia.

Bigos, hodowca mlecznych krów, właściciel największej łąki, samolotów sobie nie wyobraża. Odmawia Natalii przestrzeni powietrznej i lądowiska. Więc ona się zapala, ambicja kipi w niej, czaruje Bigosa, błyska oczami i zębami. Ale on nie i nie. I wtedy mama Bigosowa, lat 83, syna głaska po ramieniu i mówi łagodnie: zgódź się, Adaś. On już ugotowany, ustępuje, kobiety rządzą. Bigosowa mówi pojednawczo: ta mała uparta jak jej babka. Genów dostała.

 

 

***

W tym samym czasie pocztą elektroniczną przychodzą do niektórych mieszkańców Czarża gratulacje z okazji wyfasowania nowego proboszcza. Listy, podpisane i bez podpisów, brzmią ironicznie. Sołtysa Zielińskiego nieznajomi uprzedzają w mejlach, że ksiądz Mirosław jest drogi w utrzymaniu, nastanie na parafię ze swoją gospodynią Jadwigą, która podwoi koszty; natomiast religijnie również będzie porażka, bo ksiądz ma wadę wymowy i nie da się zrozumieć słowa Bożego.

Ale możliwe, że to źli szkalują, uważa sołtys, poczeka się, zobaczy naocznie.

***

Piknikowi lotniczemu Natalii sołtys Zieliński, po przemyśleniu, przyklaskuje; sprawę zanosi na forum gminy, tam też okazują się lotni, przeznaczają 1 tys. zł. Natalia pertraktuje z ochotniczymi strażakami z Czarża, żeby wyrównali łąkę pod samoloty. Jadą, setki razy rozjeżdżają teren Jelczem, za darmo. Będą mogli za to na pikniku sprzedawać piwo i kiełbaski gościom. Natalia dzwoni do sponsorów; różnie trafia. Na przykład producent rybnych mrożonek w pierwszej chwili podejrzewa, że rozmawia z wariatką. Samoloty na wsi, zadzwoń na telefon zaufania raczej. Bo dziwne to, jak ona dzwoni i mówi, że wszystko chce za darmo. Żeby jej dać pieniądze, papier firmowy z pieczątką, sprzęt, scenę na występy muzyczne, nagłośnienie, prąd, zabezpieczające słupki; zupełnie wszystko. Nielotami okazują się policjanci z gminy, kiedy Natalia im zgłasza imprezę, na komisariacie sobie żartują; oddając sens ich słów: panienka tu będzie latać, panienka wesoła. Potem Natalia z flaszką do innych, oprócz Bigosa, właścicieli łąk, wyjednywać zgodę. Po ten cholerny walec z wibracją dzwoni do firmy fachowej: nikt nie przyjedzie, duperelami się nie zajmują. To jedzie tam, gdzie remont drogi, do walcowego mówi: ja pana porywam ze sprzętem. A gdzie? – pyta facet. Na randkę w ciemno, mówi, i pokazuje mu łąkę do ubicia. Operator drapie się w głowę. Przelecę pana za to, zachęca Natalia, szybowcem.

Przyjeżdża walec, walcuje cały dzień, za darmo. Jakieś zagęszczarki gleby pracują. Nagłośnienie się montuje. Scena jedzie z gminy. Plakaty się drukują. Piloci przylecą. Motolotniarze. Motocykliści przyjadą. I klub tuningowanej Hondy. Za darmo wszystko. Za uśmiech tej dziewczyny.

***

W lipcu zeszłego roku, w dniu pikniku lotniczego, przez łąki w Czarżu przewija się jakieś 5 tys. ludzi. W kolejce do lotu Antkiem czeka się 4 godziny, niektórzy lecą po dwa razy, Wisłę widać z góry. Nieprzekonani mieszkańcy Czarża wynoszą krzesła za stodoły, piknikowi przyglądają się z daleka; idzie po wsi plotka, że Bigos nieźle przyciął kasy na wynajęciu swojego pola. Bigosowa pierwszy raz widzi samolot z tak bliska, z daleka widziała już w wojnę, podczas bombardowania.

Oprócz mordobicia i zamieszczonego później w prasie zdjęcia strażaków z Dąbrowy pijących piwko, tylko ta jedna rzecz się przykra zdarzyła, że do strefy darmowego cateringu dla sponsorów wpadł chłopak na motorze; rozsiadł się, prosili, żeby się gdzie indziej przeniósł, bezskutecznie. Przyszła Natalia i mówi: pan się przesunie. Ale on był z tych wrażliwych; ty kurwo, zagaja, możesz mi laskę. I dodaje, że tatuś jest policjantem. Wsiada na motor, daje gazu, sponsorów prawdziwym błotem spod opony obryzguje, wywala się na trawie, wjeżdża w widzów pikniku. Ale Natalię już niesie nerw, przez mikrofon wzywa kretyna na zielonym motorze, że wypad z terenu! Pogniewał się chłopak, obraził się jego ojciec.

***

I ten właśnie moment wraca do Natalii stopklatką w marcu obecnego roku, kiedy staje przed sądem pozwana przez policję za nielegalne zorganizowanie pikniku, a obok staje hodowca krów mlecznych Bigos podejrzewany o przestępstwo lotnicze. W marcu Czarże żyje dwiema rzeczami, w obu równie jest zjednoczone: za Natalią stoi wieś murem. A przeciw księdzu Mirosławowi w większości. Sołtysa Zielińskiego wezwał ksiądz na początku swej posługi, w sierpniu; zaproponował dobrowolne opodatkowanie na potrzeby parafii, po tysiąc złotych od domu. Pani Jadzia, gospodyni, księdzu sekundowała, wyliczając wysokie koszty remontu plebanii. Mówiła: biskup nas tu powołał – swoją osobę też najwidoczniej wliczając do sfery sacrum.

W sprawie księdza nieznani sprawcy zlecili poczcie kwiatowej dostarczenie na plebanię wieńca pogrzebowego, na szarfie wieńca cytat ze szlagieru grupy Vox: „szczęśliwej drogi, już czas”. Okazją były urodziny pani Jadwigi. Memoriały w sprawie usunięcia księdza z parafii poszły już z Czarża do prymasa.

W sprawie Natalii wieś jeździ do sądu i występuje w telewizji. W Internecie Natalia odbiera powinszowania, narzekania na urzędniczych nielotów, propozycje pomocy prawnej, nawet propozycje zapłaty grzywny, gdyby ją sąd zasądził. Piloci, którzy latali w Czarżu podczas pikniku, zarzekają się, że impreza była bezpieczna; w innym wypadku samobójstwem byłoby latanie. Telewizja Natalię opisuje awiacyjnymi sloganami: chodziła z głową w chmurach, wylądowała w sądzie, ma podcięte skrzydła, na ziemię z przestworzy runęła jak Ikar. Spokojnie, mówi Natalia, następny piknik w lipcu, ja się łatwo nie poddaję. A Bigosowa już wygraża pięścią na nielotów i w imieniu syna, hodowcy krów, krzyczy, że chętnie znowu łąkę pod samoloty Natalii dadzą.

Tylko żeby nie mówili, że Bigos na wynajmowaniu łąki zarabia. Bo prawda wygląda tak, że po pikniku poszedł sprawdzić, czy mu trawy dla krów zanadto nie wydeptali; patrzy, a pod jego nogami leży moneta jednogroszowa. I tyle na tym przyciął.

Polityka 15.2010 (2751) z dnia 10.04.2010; Kraj; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Natalia wśród nielotów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną