Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Niech żyje sport

Tegoroczne lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Helsinkach przejdą do historii jako deszczowe i nudne. Jedną z nielicznych konkurencji, która rozgrzała publiczność, był rzut oszczepem i to głównie za sprawą reprezentanta Samoa Shaka Salo, prawdziwego sportowca, wiernego klasycznej olimpijskiej maksymie głoszącej, iż nie zwycięstwo się liczy, lecz sam start w zawodach. Pierwotnie ambitny Samoańczyk zamierzał wystartować w pchnięciu kulą, ale kiedy dotarł do Helsinek, medale w tej konkurencji były już rozdane. Chciał więc spróbować sił w rzucie dyskiem lub młotem, ale też było już za późno. Ostatecznie zdecydował się na oszczep, z którym to sprzętem – jak wyznał – miał kiedyś do czynienia, mianowicie w czasie polowania na ryby. Na rozbiegu trochę plątały mu się nogi, niemniej posłał oszczep na odległość 38 m, w następnym zaś starcie poprawił ustanowiony przed chwilą rekord życiowy o całe 3 m. Inni oszczepnicy rzucali dwa razy dalej, ale to Shaka Salo został moralnym zwycięzcą zawodów i ulubieńcem publiczności.

W ten sposób reprezentant Samoa dołączył do elitarnego grona prawdziwych sportowców, którzy swymi startami mówią głośne NIE powszechnej komercjalizacji i pogoni za rekordami za wszelką cenę. Do galerii tej trafiają jedynie największe indywidualności rozmaitych mistrzostw i igrzysk olimpijskich. Tacy jak przykładowo Eddie The Eagle Edwards, który na olimpiadzie w Calgary (1988 r.) udowodnił, że na nartach skakać może każdy, nie tylko oblepieni reklamami mistrzowie. The Eagle do dziś jest zresztą jednym z najsławniejszych sportowców Wielkiej Brytanii. Na tych samych igrzyskach furorę robili bobsleiści z Jamajki, zadając kłam przesądom głoszącym, iż sporty zimowe rozwijają się jedynie w krajach, w których pada śnieg.

Polityka 33.2005 (2517) z dnia 20.08.2005; Fusy plusy i minusy; s. 84
Reklama