Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Mądrości o inteligencji

Czym naprawdę jest inteligencja?

tomerlichtash / @ Rothschild Av., Tel Aviv / Flickr CC by SA
Od stu lat uczeni spierają się o definicje inteligencji. Dziś mamy ich już co najmniej kilkadziesiąt.

Najnowsza koncepcja wiąże inteligencję z ewolucyjnym dziedzictwem obecnym w naszych umysłach. Jej autorem jest prof. Satoshi Kanazawa, psycholog z London School of Economics and Political Science, który głosi, że wyższe IQ to nic innego jak większa elastyczność wobec zmieniających się warunków środowiska oraz umiejętność przeciwstawienia się wbudowanym w toku ewolucji zachowaniom. Kanazawa w pracy opublikowanej w tym roku na łamach czasopisma „Social Psychology Quarterly” poparł swoją tezę konkretnymi wynikami badań.

Ponieważ ludzie są z biologicznego punktu widzenia np. zwierzętami dziennymi, więc naturalnym dla nich zachowaniem jest budzenie się wcześnie i zasypianie krótko po zmierzchu. Osoby bardziej inteligentne powinny zatem chętniej przystosowywać swój rytm dobowy do nowych możliwości, jakie daje sztuczne oświetlenie. I rzeczywiście: ludzie z wyższym IQ rzadziej wstają o brzasku i częściej przesiadują do nocy. Podobnie rzecz się ma z postawami wobec życia. Kanazawa stosuje tu określenie „postawa konserwatywna”, która wyraża się przywiązaniem do wartości rodzinnych, oraz „liberalna”, polegająca na większej otwartości wobec niespokrewnionych obcych ludzi. Zdaniem uczonego, dzieci z wyższym IQ częściej wyrastają na liberałów niż konserwatystów. Według badań, osoby definiujące się jako „bardzo liberalne”, mają średnie IQ na poziomie 106 punktów, podczas gdy „bardzo konserwatywne” – 95.

Widać to również w religijności, bo ewolucyjne dziedzictwo, według badacza, każe nam dostrzegać we wszystkim celowość, a więc zakłada również ingerencję „istot wyższych”. Dlatego średnie IQ bardzo wierzących wynosi 97, a ateistów i agnostyków 103. To nie koniec tego typu różnic – ponieważ mężczyźni z natury są bardziej skłonni do posiadania kilku partnerek seksualnych, to ludzie inteligentniejsi powinni wykazywać większe przywiązanie do monogamii. I, zdaniem Kanazawy, to również potwierdzają badania. Z pewnością hipotezę uczonego z London School of Economics and Political Science trudno uznać za w pełni satysfakcjonującą, ale dobrze pokazuje ona złożoność toczącej się wśród psychologów dyskusji.

Na tym jednak kłopoty z inteligencją się nie kończą. Jeśli ma być ona zdolnością umysłu, to musi mieć jakieś biologiczne podłoże, mówiąc inaczej – bardziej inteligentny mózg powinien być trochę inny pod względem funkcjonowania lub budowy. Początkowo poszukiwania naukowców szły w najbardziej oczywistym kierunku – wydawało się, że im więcej tkanki mózgowej, tym lepiej. Jednak zależność: duża głowa równa się większe IQ, okazała się bardzo słaba. Kolejna hipoteza mówiła o związanym z inteligencją sprawniejszym komunikowaniu się komórek nerwowych, ale na razie brakuje na to przekonujących dowodów.

Sytuacja w badaniach nad podłożem IQ zmieniła się radykalnie 20 lat temu, gdy naukowcy zaczęli dostawać do ręki urządzenia pozwalające bezinwazyjnie (nie licząc czasami wstrzykiwanego kontrastu) zaglądać do wnętrza mózgu. Rozpoczęło się wielkie skanowanie – przede wszystkim za pomocą tomografii komputerowej (CT), funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) oraz pozytonowej tomografii emisyjnej (PET) – które miało przynieść przełom w poszukiwaniach siedliska inteligencji.

Pierwsze tego typu badania sugerowały większą aktywność płatów czołowych u osób lepiej rozwiązujących testy inteligencji. Nie było to specjalnie zaskakujące, gdyż ta część mózgu odpowiada m.in. za pamięć, planowanie czy podejmowanie decyzji. Kolejne eksperymenty przyniosły bardziej precyzyjne wyniki. W 2002 r. zespół europejskich uczonych odkrył, że podczas rozwiązywania testów inteligencji uaktywniała się tylko jedna okolica mózgu – boczna część kory czołowej. „Znaleźliśmy konkretny obszar odpowiedzialny za inteligencję, co potwierdza hipotezę, iż jest ona ogólną sprawnością intelektualną” – ogłosili z dumą na łamach prestiżowego tygodnika „Science”.

To był jednak falstart. Kolejne badania dawały bowiem odmienne wyniki, wskazując na związki inteligencji z różnymi rejonami mózgu. Trzy lata temu Richard Haier z University of California wraz z Rexem Jungiem z University of New Mexico postanowili dokładnie przeanalizować, dlaczego tak jest. Przyjrzeli się wynikom 37 badań wykonanych na całym świecie za pomocą skanerów. Okazało się, że rzeczywiście nie ma jednego ośrodka w mózgu związanego z inteligencją, ale zidentyfikowano ich kilkanaście i są one ze sobą ściśle powiązane. Rozwiązywanie zadań zawartych w testach IQ angażowało obszary położone w płatach czołowych oraz potylicznych. Są to rejony mózgu kluczowe np. dla koncentracji uwagi, pamięci czy języka. Co to może oznaczać? Haier, Jung oraz inni naukowcy udzielają następującej odpowiedzi: sprawność intelektualna mierzona testami IQ może zależeć od lepszej komunikacji pomiędzy regionami w płatach czołowych i ciemieniowych. Zatem inteligencja to sprawnie połączona sieć konkretnych struktur mózgowych.

Teoria sieci znalazła potwierdzenie w najnowszych badaniach, których rezultaty opublikowało w tym roku czasopismo naukowe „Proceedings of the National Academy of Sciences”. Międzynarodowy zespół uczonych wnikliwie przyjrzał się 241 pacjentom z rozmaitymi uszkodzeniami mózgu. Poproszono ich o rozwiązywanie testów inteligencji, a następnie sprawdzano, jak konkretne uszkodzenie tkanki nerwowej wpłynęło na osiągane wyniki. Wyłoniła się z tego mapa rejonów mózgu istotnych dla poziomu IQ. Pokrywa się ona z tym, co naszkicowali trzy lata wcześniej Haier i Jung.

Ten rok przyniósł także pierwsze wyniki badań dotyczące biologicznych podstaw innego typu inteligencji, tzw. emocjonalnej (IE). Pojęcie to wprowadzili do psychologii w 1990 r. dwaj amerykańscy uczeni, Peter Salovey i John Mayer (a zrobiło ono zawrotną karierę dzięki popularnonaukowej książce „Inteligencja emocjonalna” napisanej przez Daniela Golemana, psychologa i dziennikarza).

Jeszcze w latach 20. ubiegłego wieku psycholog Edward Thorndike z Columbia University postulował istnienie inteligencji społecznej, ponieważ uważał, że wysokie IQ nie wystarcza do sprawnego funkcjonowania jednostki i radzenia sobie w interakcjach społecznych. Definiował ją jednak bardzo ogólnie, jako zdolność rozumnego postępowania w stosunkach międzyludzkich. Salovey i Mayer rozwinęli i doprecyzowali tę koncepcję. Według nich, inteligencja emocjonalna to umiejętność bycia świadomym, w jakim stanie emocjonalnym się znajdujemy. To również zdolność prawidłowego odczytywania emocji u innych ludzi oraz wrażliwość na próby manipulowania nimi – np. udawanie radości czy smutku. A także umiejętność koncentrowania się na tym, co w danym momencie jest ważne – np. emocjonalny niepokój, czy zdążę wykonać polecone mi zadanie, skłania mnie do szybkiego zajęcia się pracą i dokończenia jej w terminie.

Wokół pojęcia inteligencji emocjonalnej toczą się jednak jeszcze gorętsze spory niż w przypadku inteligencji ogólnej. Np. jedno z podejść określa ją zupełnie inaczej niż zaproponowali to Salovey i Mayer: jako zbiór cech osobowości sprzyjających adaptacji (takich jak optymizm czy odporność na stres). Psychologowie mają również mocno podzielone zdania co do tego, do jakiego stopnia inteligencja emocjonalna jest niezależna od tej ogólnej oraz czy rzeczywiście i w jakim stopniu jej poziom wpływa na sukces życiowy jednostek. Mimo tych kontrowersji powstały testy mierzące IE. Jeden z najpopularniejszych opracowali m.in. Salovey i Mayer (Mayer-Salovey-Caruso Emotional Intelligence Test, w skrócie MSCEIT). Bada on inteligencję emocjonalną na czterech płaszczyznach: jak dana osoba spostrzega emocje, wykorzystuje je w procesach poznawczych, a także rozumie emocje oraz potrafi nimi kierować.

To właśnie ten test wykorzystali naukowcy w trakcie badań, których wyniki ukazały się w jednym z kwietniowych numerów „Proceedings of the National Academy of Sciences”. Tym razem uczeni przyjrzeli się 38 amerykańskim weteranom wojny wietnamskiej, którzy w trakcie walk doznali różnych urazów głowy. Dokładnie zbadano ich mózgi za pomocą tomografii komputerowej, a następnie poproszono o rozwiązanie testu MSCEIT (jedno z jego zadań polega na zaznaczeniu na skali od 1 do 5, czy twarz człowieka widoczna na zdjęciu wyraża szczęście, strach, smutek czy może zaskoczenie).

Okazało się, że dwa osobne rejony kory przedczołowej mózgu odpowiadają za rozumienie emocji, a na dodatek ich uszkodzenia nie mają wpływu na wykonywanie klasycznych testów inteligencji ogólnej. Pierwszy z nich jest zaangażowany w rozumienie, jakie są przyczyny pojawienia się określonych emocji oraz adekwatne reagowanie na konkretne sytuacje społeczne. Natomiast drugi odgrywa kluczową rolę w rozpoznawaniu, jakie emocje przeżywają inni.

Wygląda więc na to, że inteligencja emocjonalna rzeczywiście jest odrębną kompetencją umysłową. Na ostateczną odpowiedź, jakie dokładnie procesy i struktury biologiczne są podstawą obydwu typów inteligencji, musimy jeszcze poczekać.

Polityka 26.2010 (2762) z dnia 26.06.2010; Nauka; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Mądrości o inteligencji"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną