Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Sarmaci w roli pośredników

Stanisław Antoni Szczuka w reprezentacyjnym czerwonym kontuszu tradycyjnym sarmackim stroju Stanisław Antoni Szczuka w reprezentacyjnym czerwonym kontuszu tradycyjnym sarmackim stroju Wikipedia
Krzyżowanie się wpływów kultury Wschodu z cywilizacją zachodniej i środkowej Europy następowało w wielu miejscach. Unia z Litwą włączyła również Polskę do tego procesu. Szlachecka Rzeczpospolita stała się chyba największym tyglem cywilizacyjnym ówczesnej Europy, w którym powstały oryginalne kształty kulturowe.

W XVII w. punkt ciężkości olbrzymiego państwa przenosi się wyraźnie ku wschodowi. Wpływy wschodnie nie musiały być wcale wnoszone z zewnątrz: reprezentowali je przecież od pokoleń osiadli na Rusi i w Wielkim Księstwie Ormianie, Karaimi i Tatarzy. Z nich to rekrutowali się najlepsi eksperci do spraw Krymu i Wysokiej Porty, najbardziej zaufani wywiadowcy (żeby nie powiedzieć wprost: szpiedzy), informujący o zamiarach chanów i sułtanów, wreszcie kupcy pośredniczący w sprowadzaniu na krajowe rynki towarów wschodnich. W tej ostatniej roli niezastąpieni okazali się Ormianie, stale przemierzający nie zawsze bezpieczne szlaki handlowe od Lwowa do Stambułu.

Rozsadnikiem mody wschodniej było i pole bitewne, na którym, zwłaszcza w XVII stuleciu, jakże często spotykano się (i potykano) z chanatem krymskim, wojskami sułtana czy Moskwą. Drogą łupów, a nie zakupów, trafiały do szlachty polskiej wschodnie uprzęże końskie, takaż broń oraz inny sprzęt wojskowy, namioty i kobierce, a nawet instrumenty muzyczne janczarów.

Ubiór wschodni zaczął być używany przez szlachtę na co dzień. Zrósł się najpierw z widokiem typowego przedstawiciela tego stanu, by w dobie zaborów stać się synonimem stroju ogólnonarodowego. Prawda, że nie były to dosłowne zapożyczenia, skoro na przykład kontusz posiadał charakterystyczny krój, nieznany szatom wschodnim, a delia czy żupan nie były duplikatami tureckich kaftanów. Nie przyjęły się też w Polsce bufiaste szarawary ani – wśród szlachcianek – powiewne i przejrzyste stroje haremowych odalisek. A mimo to ogólny wygląd szlachcica ulegał daleko idącej orientalizacji: wpływała na to powłóczystość szat, barwność i kontrastowość używanych w nich materii, chętne ozdabianie tychże klejnotami lub przynajmniej ich imitacją. W paradoksalny sposób tryumf kultury materialnej Orientu widoczny również w wyposażeniu wnętrz mieszkalnych, w pożywieniu (kolorowe sosy i pieprzne przyprawy) czy fryzurze (wysoko podgolone głowy), przypadł na ten sam okres, w którym najczęściej i najchętniej nazywano Polskę przedmurzem chrześcijańskiej Europy i zachodniej cywilizacji. Przybliżył ją cywilizacyjnie ku Orientowi, przed którym miała bronić Niemcy i Francję, Włochy i Hiszpanię, Anglię i Holandię. Tymczasem obrońcy do tego stopnia przypominali napastników, iż pod Wiedniem Jan III Sobieski kazał podobno niektórym oddziałom przewiązywać ramiona powrósłami, aby w zapale walki polskich rycerzy nie wzięto za Turków (uzbrojenie husarii stanowiło notabene naśladownictwo ciężkiej jazdy tureckiej, tak zwanej dali). Kiedy zaś w 1710 r. Rafał Leszczyński przybył „z prześwietną legatycją” do Stambułu, gospodarze złośliwie zapytywali, czy stroje orszaku zdobyto w 1683 r. (na Turkach pod Wiedniem). Jeśli szlachta nie wahała się zorientalizować swego ubioru, czyniła to dlatego, że kultury materialnej Orientu nie uznawała za gorszą czy niższą od analogicznych form cywilizacji europejskiej.

W Paryżu, Londynie, Rzymie lub Madrycie miano jednak na ten temat odmienne zdanie. O ile w czasach średniowiecza podziwiano jeszcze potężne, lecz mało znane kraje dalekiej Azji, to podboje kolonialne zaczęły nasuwać Europejczykom wniosek o wyższości nie tylko ich techniki wojennej, ale i cywilizacji. Wszystko, co jest poza Europą, zaczyna – zdaniem Francuzów, Anglików czy Holendrów – zasługiwać na przystosowanie lub likwidację. Wszystko zaś, co odbiega od ogólnych norm kultury tego kontynentu – na pogardę i lekceważenie. Jeśli więc podczas różnego rodzaju maskarad, balów i pochodów obok Indian, Arabów, Chińczyków czy Turków spotykamy również Polaków w ich egzotycznych strojach, jest rzeczą jasną, że takie zaszeregowanie wyrażało zdecydowanie negatywny osąd szlacheckich gustów i sarmackiej mody. Wytworna dama francuskiego dworu Franciszka de Motteville pisząc o wspaniałym wjeździe poselstwa polskiego do Paryża (w 1645 r. po Ludwikę Marię), stwierdza wręcz, że jego przepych „zatrącał o dość duże barbarzyństwo”. Polacy zdają się w nim naśladować dawnych Persów oraz „bogactwa i wspaniałości sułtana”, śpią na skórach zwierzęcych i „mają ogolone głowy, tylko na czubku zostawiają mały kosmyk włosów, który zwisa do tyłu”.

Położona na styku dwóch kultur, azjatyckiej i europejskiej, Rzeczpospolita z pierwszej przejmowała kulturę materialną, z drugiej – duchową. W konsekwencji obrońcą złotej wolności był ubrany z turecka szlachcic. Kultura tego stanu, zwana potocznie sarmatyzmem, stanowiła do pewnego stopnia wynik symbiozy wpływów dwóch kontynentów: Azji i Europy. Jako taka przychodziła jednak zdecydowanie nie w porę (za wcześnie? za późno?), mianowicie w momencie, gdy wkraczająca na drogę walki o hegemonię nad światem Europa ani jakiejkolwiek symbiozy, ani też związanego z nią pośrednictwa kulturowego zdecydowanie sobie nie życzyła. Niezmiernie owocne okazało się ono natomiast w kierunku wprost przeciwnym, mianowicie – w przekazywaniu cywilizacji zachodnioeuropejskiej na wschód kontynentu. I w tym właśnie dziele kultura polska XVII w. odegrała szczególnie doniosłą rolę.

Polszczyzna w natarciu

Epokę baroku zwykliśmy kojarzyć z wypieraniem polszczyzny przez łacinę, często zbarbaryzowaną (tryumf makaronizmów w poezji i prozie), oraz przez język francuski, używany w kręgach dworskich i magnackich. Jest w tym wiele przesady. Makaronizmami posiłkowano się raczej od święta, wplatając je do uroczystych przemówień, bankietowych toastów, panegiryków. Natomiast w tekstach adresowanych do przeciętnego czytelnika posługiwano się czystą, jędrną polszczyzną. Co więcej, właśnie w XVII w. ma miejsce jej triumfalny pochód zarówno w obrębie Rzeczypospolitej jak i poza granicami państwa. Rzecz nie tak znowu oczywista, jeśli przypomnimy, iż Polacy nie stanowili wówczas nawet i połowy jego ludności. Tymczasem za panowania Wazów również i ta część szlachty, która posługiwała się przedtem niemczyzną, językiem ruskim i litewskim, zaczyna mówić po polsku. Znajomość mowy Reja i Kochanowskiego dociera do wielu obcych etnicznie kręgów mieszczaństwa. Znajomość języka polskiego zaczyna docierać do kręgów elity prawosławnej, która w wielu przypadkach staje się w XVII, a nawet jeszcze i w XVIII w. dwujęzyczna. Kształciła się ona przeważnie w słynnej Akademii Kijowsko-Mohilańskiej, założonej w 1632 r. przez Piotra Mohiłę (1596–1647) początkowo jako Kolegium Kijowskie. Ten prawosławny metropolita kijowski i archimandryta słynnej Ławry Pieczerskiej (odpowiednik katolickiej Częstochowy) sam pozostawał w kręgu naszej kultury.

Akademia miała kształcić kadrę obrońców prawosławia, działającą w zróżnicowanym językowo środowisku. Zarówno organizator uczelni jak jej wykładowcy i słuchacze używali języka polskiego. Związki Akademii z literaturą polską pozostały żywe i trwałe nawet po odpadnięciu Kijowa od Rzeczypospolitej (1667) i to do tego stopnia, że w dokumentach szkolnych z lat 1734–1742 określano tę uczelnię jako „polsko-słowiańsko-łacińską”.

Nie tylko w XVII w., ale jeszcze w pierwszej połowie następnego stulecia na materiałach polskich były oparte tamtejsze podręczniki i wykłady, a profesorowie Akademii najchętniej i najlepiej pisali po łacinie i po polsku. Polszczyzna odgrywała w ówczesnym ukraińskim życiu literackim podobną rolę jak mowa Woltera i Jana Jakuba Rousseau w naszym piśmiennictwie doby Oświecenia. Wielu poetów ukraińskich wypowiadało się w dwóch albo nawet trzech językach: ruskim, polskim i łacińskim. Nic więc dziwnego, iż wiersze Łazarza Baranowicza (ok. 1595–1693), wychowanka szkoły jezuickiej w Kaliszu, trafiły po wiekach do antologii „Poeci polskiego baroku” (1965). Używał on polszczyzny również w korespondencji z klerem prawosławnym, a w ruskich utworach Baranowicza (na przykład „Miecz duchownyj”, 1666) jest tyle polonizmów, że w Moskwie zaczęto wątpić w jego prawowierność. Do jezuitów zaś pisał: „Rusin rad, że się u was, jezuitów, łaciny nauczył”.

Akademia, zachowując przez blisko stulecie po zerwaniu politycznych związków z Rzeczpospolitą swój łacińsko-polski charakter, jeszcze bardziej wzmogła oddziaływanie naszej kultury na Rosję. W drugiej połowie XVII w. i w początkach następnego stulecia polszczyzna była jedynym obcym językiem, jakim posługiwano się na carskim dworze czy w kręgach tamtejszej arystokracji. Wspominany już Łazarz Baranowicz, dedykując synom Aleksego Michajłowicza swoje dwa wydane po polsku dzieła, pisał w liście do cara (1672), iż wiadomym mu jest, że zarówno młodzi carewicze Fiodor i Iwan jak i ich ojciec oraz rada nadworna „nie gardzą tym językiem, ale z wielką przyjemnością czytają księgi i historie laickie”.

Próba polonizacji dworu moskiewskiego przypada na krótkotrwałe i tragicznie zakończone rządy Dymitra Samozwańca (1605–1606). Osiąga zaś swój szczyt za rządów cara Fiodora III Aleksandrowicza (1676–1682) oraz w okresie regencji carewny Zofii (do 1689 r.). Pierwszą żoną Fiodora była Agafia Gruszecka, córka szlachcica ze Smoleńszczyzny, która chętnie widziała na dworze polskie obyczaje. I daremnie starano się temu przeciwdziałać, zakazując w 1675 r. noszenia polskich strojów, a trzy lata wcześniej polecając, by ludzie wszelkich stanów „książek po polsku i po łacinie drukowanych u siebie w domach ani skrycie, ani jawnie nie trzymali, lecz aby je przynosili i oddawali wojewodzie”. Na wzór polski golono brody i głowy, noszono szable, chadzano w kontuszach, jak to czynił Wasyl Golicyn, który ze strony Moskwy podpisał słynny traktat Grzymułtowskiego (1686). Inny dyplomata, Borys Szeremietiew, bawiąc w 1697 r. z misją dyplomatyczną w Wiedniu porozumiewał się z Austriakami właśnie po polsku.

W tym samym czasie hospodarowie tak zwanych księstw multańskich (Mołdawii i Wołoszczyzny) kwiecistą i barwną polszczyzną korespondowali z naszymi królami. Andrzej Maksymilian Fredro pisał wtedy o języku polskim: „szeroko się rozprzestrzenia wśród licznych nacji od Morza Lodowatego aż po Adriatyckie”. Popularność polszczyzny powoduje, że w XVII w. zarówno w niemieckiej (Prusy Królewskie) jak w ruskiej i rosyjskiej strefie językowej pojawiają się gramatyka, elementarze i samouczki tego języka oraz dwujęzyczne słowniki.

Niebezpieczne kroniki

Łazarz Baranowicz w swej siedzibie w Nowogródku Siewierskim i w Czernihowie założył drukarnię, która obok dzieł łacińskich tłoczyła również polskie utwory. Dzieła naszych poetów i pisarzy politycznych, kronikarzy i teologów pojawiają się jak w wersji łacińskiej – we wszystkich większych rosyjskich bibliotekach. Od dworu carskiego po klasztory prawosławne. W stałym handlu i u wędrownych kramarzy była tzw. literatura straganowa (popularne romanse, prognozy astrologiczne, senniki), też tłumaczona z polskiego.

Do rosyjskiego wchodzi bogaty zasób polszczyzny: dotyczy to terminologii administracyjnej, sądowniczej i wojskowej, pojęć z zakresu rzemiosła, z życia codziennego i towarzyskiego. Wśród słów tych niektóre były lekko tylko zmienione (zamok, ratusza, chorunżyj, korunnyj, wenziel zamiast węzeł) oraz takie, które już wówczas uchodziły w polszczyźnie za archaizmy (puszka jako działo, tiurma – więzienie). Któż się dziś domyśli, że rosyjskie plecy (spina) i księżyc (łuna) to zapożyczenia z łaciny, przejęte za pośrednictwem polskiego. To samo można powiedzieć o komnacie, wywodzi się przecież od caminaty, oznaczającej w basenie Morza Śródziemnego pokój z kominkiem (paleniskiem). Polonizmy trafiają do literatury pięknej, znajdujemy je także w listach i dokumentach Piotra I. Z każdym niemal rokiem wypływają nowe materiały, poświadczające głębokie i wielostronne oddziaływanie naszej kultury na Wielkie Księstwo Moskiewskie. Dopiero ostatnio została wydobyta z niepamięci poetycka i filozoficzna twórczość Jana Białobockiego, stawiająca go w rzędzie czołowych przedstawicieli kultury rosyjskiej doby baroku. Jego życiorys, niesłychanie barwny, zasługuje także na uwagę.

Białobocki był szlachcicem polskim z powiatu przemyskiego, synem Krzysztofa, pułkownika rajtarów królewskich. Dość rychło opuścił ojcowiznę, aby – jak twierdził później – uczyć się filozofii. Podróżował do Francji oraz zwiedził Półwysep Apeniński i Pirenejski. Z Hiszpanii przyjechał do Rygi, stąd zaś – poprzez Smoleńsk – przybył w 1681 r. do Moskwy. Przedstawiony carowi, przyjął chrzest prawosławny, został wpisany w poczet szlachty i zatrudniony jako tłumacz w tak zwanym poselskim prikazie. Brał udział w rosyjskiej wyprawie do Chin. Zyskał u dworu wielu protektorów, których uczył między innymi łaciny. Oni też zapewne pomogli Białobockiemu, gdy znalazł się w opałach. Oskarżono go bowiem o herezję, a to dlatego, iż uczestnicząc w dysputach religijnych bronił zasad tolerancji. Biełobockij (to tak go nazywano w Moskwie) był autorem poematu „Pentateugum”, poświęconego rzeczom ostatecznym, który to utwór odegrał wybitną rolę w rozwoju poezji rosyjskiej.

Pośrednicząca i inspirująca rola kultury polskiej trwała blisko trzy wieki. Dzięki krakowskim typografom pierwsze wiadomości o Nowym Świecie już w początkach XVII w. docierają na teren Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Początkowo było ich niewiele, pełniejszy obraz ziem poznanych w wyniku wielkich odkryć zawierała „Kronika wszystkiego świata” Marcina Bielskiego (1551, drugie, o wiele obszerniejsze, wydanie 1554), stanowiąca kompilację z dzieł zachodnioeuropejskich historyków. Książka ta już współcześnie doczekała się co najmniej dwóch (jeśli nie więcej) przekładów na język rosyjski. Była też jedynym dziełem na temat zachodniej Europy, jakie zostało przetłumaczone w Wielkim Księstwie Moskiewskim drugiej połowy XVI w., co nie znaczy, że wydane. Sfery rządzące, z których inicjatywy zapewne dokonano przekładu, uznały tę kronikę, przenikniętą sympatią dla reformacji oraz polskich swobód parlamentarnych, za zbyt niebezpieczną, aby należało ją udostępniać każdemu czytelnikowi. Niemniej jednak do Bielskiego sięgała ówczesna elita intelektualna. Dzięki pracy polskiego historyka mogła się ona wreszcie, choć w przybliżeniu, zapoznać z dziejami politycznymi ówczesnej Europy, rozwojem ruchu reformacyjnego, przebiegiem wielkich odkryć, z obyczajami i wierzeniami mieszkańców, wreszcie z florą i fauną terenów, które w wyniku wypraw zostały przez Europejczyków poznane i... podbite. Fragmenty kroniki Bielskiego były przekładane w Rosji jeszcze w XVII w.

Tłumaczono również Macieja Stryjkowskiego. W ciągu zaledwie dwudziestu lat (1668–1688) jego „Kronikę” przekładano aż cztery razy (w całości lub tylko poszczególne rozdziały). W świetle tego, co napisałem poprzednio o znajomości polszczyzny w Wielkim Księstwie Moskiewskim – brak przekładu nie oznacza zresztą, iż dana kronika pozostała historykom rosyjskim nieznana. Rosyjski badacz Aleksander I Rogow, autor cennej monografii o Stryjkowskim, pisał (1966), że „bez uwzględnienia zabytków polskiej historiografii doby odrodzenia nie sposób zrozumieć wielu zjawisk zachodzących w rosyjskiej historiografii XVI–XVII w.”.

Zjawisko dwujęzyczności było więc w XVII w. charakterystyczne nie tylko dla pisarzy wywodzących się z pogranicza rusko-polskiego czy polsko-niemieckiej sfery językowej istniejącej w Prusach Królewskich i w Inflantach. Występowało ono również i na południe od Karpat, co w wielu krajach było związane z nadziejami, że właśnie królowie polscy wyzwolą je spod tureckiego jarzma. W dalekim Dubrowniku powstają utwory sławiące Władysława Wazę (słynny poemat epicki „Osman” Ivana Gundulica) i Jana III („Pieśń [...] Janowi Sobieskiemu pogromcy Turków i obrońcy Wiednia” Petara Kanavelovica).

Muzycy, malarze, architekci

W szkołach polskich XVII stulecia kształcą się późniejsi przedstawiciele elit kulturalnych Wielkiego Księstwa Moskiewskiego i Mołdawii, Szwecji i Siedmiogrodu. A przecież wpływy polskie nie ograniczały się wyłącznie do piśmiennictwa, lecz obejmowały również muzykę, architekturę, malarstwo oraz wiele innych dziedzin. Tak więc szczególnym uznaniem cieszyli się organiści i lutnicy, ponieważ sztuka budowy instrumentów stała w Polsce o wiele wyżej niż u naszych północnych czy wschodnich sąsiadów. Pierwszy teoretyk muzyki, jaki pojawił się w Wielkim Księstwie Moskiewskim, Mikołaj Dylecki, muzyczne wykształcenie zdobył w Warszawie i w Wilnie. Śpiewakiem i kompozytorem pracującym dla potrzeb nadwornej orkiestry był Jan Kolendo. Jako budowniczy organów zasłynął w Moskwie Jerzy Proskurowski. Na tutejszym dworze pracowali również przybyli z Polski organiści: Bogdan Zawalski, Kazimierz Wasilewski i kapelmistrz Szymon Gutowski. Ten ostatni w 1667 r. wykonał dla carskiej drukarni pierwszą w Rosji prasę do odbijania miedziorytów.

Z kolei na architekturę księstw naddunajskich pewien wpływ wywarli budowniczowie oraz kamieniarze przybyli z Polski. Jeszcze znaczniejszy, bo trwający aż do początków XIX w., okazał się on w Rosji, a to za sprawą Iwana Zarudnego, rodem z Ukrainy, który kształcił się zapewne w Rzeczypospolitej. Dziełem Zarudnego była między innymi moskiewska cerkiew Archanioła Gabriela, tak zwana Baszta Mienszykowa, z barokową ornamentyką rzeźbiarską, oraz wspaniała, utrzymana w tymże stylu, cerkiew w Dubrownicy pod Moskwą. O wiele silniej polskie wpływy odcisnęły się w malarstwie; przenosili je do Moskwy nadworni artyści, jak Stanisław Łopucki, Jan Mirowski i inni. Dzieła polskich malarzy, wśród nich portrety naszych królów, miedzioryty i drzeworyty, trafiały także do domów bojarskich.

Zestawienie niektórych malowideł rosyjskich z drugiej połowy XVII w. z polskim portretem doby baroku dowodzi, że sarmackie konterfekty wywarły znaczny wpływ na ruskie „parsuny” – tak nazywano na wschodzie Europy podobizny znakomitych osób. Portrety sarmackie docierały także do księstw naddunajskich; również i w Turcji działali nasi malarze, z których najsławniejszy był żyjący w XVI w. Wojciech Bobowski (Ali-Bek).

Choć islam zakazywał przedstawiania osób żyjących, to jednak potajemnie dość często i chętnie korzystano z usług obcych malarzy portrecistów czy malarzy rodzajowych. W ten sposób właśnie zarabiał na życie podczas pobytu w Stambule sam Stryjkowski, „rysując figury” i „iluminując je złotem i farbą”.

Polskie malarstwo figuratywne przenika nawet do dalekiej Persji. Za panowania szacha Abbasa I Wielkiego (1587–1628) misjonarze katoliccy przywożą ze sobą obrazy o treści religijnej oraz pośredniczą w upowszechnianiu europejskiej grafiki.

Te dzieła europejskiej grafiki i malarstwa, które za naszym pośrednictwem dotarły do Moskwy, wpłynęły na dokonanie się zasadniczego przełomu w rosyjskim malarstwie religijnym. Jak widział polskie oddziaływanie na Rosję, podsumował przed laty Aleksander Brückner, pisząc: „Brano od Anglików i Niemców broń i musztrę, dzwony i apteki, lekarzy i kupców, ale literaturę, muzykę, malarstwo, stroje pożyczono od wrogów-sąsiadów, uznając mimo woli ich wyższość i ogładę; polskie zegary, krzesła, stoły, świadczyły o tym samym”.

Badacze rosyjscy zwracają uwagę, iż w warunkach zapóźnienia kulturalnego, jakie występowało w Rosji, barok spełniał rolę renesansu: służył mianowicie emancypacji ludzkiej osobowości, zeświecczeniu literatury, umacniał wiarę w ludzki rozum i naukę, w możliwość postępu, reform politycznych oraz przeobrażeń społecznych. Stąd też tak istotne okazały się kontakty z polską literaturą i kulturą, nie tylko zresztą barokową. Dzieła, które cieszyły się w Wielkim Księstwie Moskiewskim największą popularnością: kroniki Baroniusza-Skargi, zawdzięczamy przecież naszemu odrodzeniu. Historiografia polska tej dobry odegrała nader istotną rolę w kształtowaniu dziejopisarstwa rosyjskiego XVIII w. Kultura rosyjska nie przeżyła epoki odrodzenia; do baroku przeszła „bezpośrednio ze średniowiecza dzięki przeniesieniu na własny grunt doświadczeń sąsiedniej literatury polskiej” – stwierdza Igor Jeriemin. Te doświadczenia przyczyniły się właśnie do narodzenia w Rosji poezji i teatru, pierwszych form powieściowych oraz dziejopisarstwa w nowożytnym słowa tego znaczeniu. Poprzez Polskę docierały do niej w XVII w. pedagogiczne rozprawy Erazma z Rotterdamu.

Edukacja z Polski

Aby odpowiedzieć, dlaczego tak się stało, nie wystarczy odwołać się do mapy, z której wynika, iż Ruś, Moskwa czy Wołoszczyzna przejmowały kulturę zachodnioeuropejską po prostu od najbliższego sąsiada. Istotną rolę odegrał w tym również i oryginalny kształt sarmackiej cywilizacji rozkwitłej w dobie baroku. Wydaliśmy wtedy najwięcej chyba dzieł oryginalnych. W znacznej mierze pozostały one aż do XIX czy nawet XX stulecia w manuskryptach.

Jeśli najbliżsi sąsiedzi Rzeczypospolitej okazywali się tak bardzo podatni na oddziaływanie kultury sarmackiej, to również z uwagi na jej otwarty na wpływy Wschodu charakter. Obok zachodnioeuropejskich treści filozoficznych i literackich odnajdywano w niej bowiem bliskie sobie i zrozumiałe (bo orientalne) gusty artystyczne czy wzory dekoracyjne.

Brückner wyraził przed laty pogląd, iż europeizacja Rosji, zapoczątkowana przez Piotra Wielkiego, przerwała polonizację tego kraju, jaka miała miejsce za rządów jego poprzedników. Car ten „ponad głowy polskie sięgnął wprost do Zachodu (...) powolniejszy proces polszczenia zastąpił gwałtownym, pospiesznym, zachodnim”. Rzekoma sprzeczność wydaje się jednak polegać na nieporozumieniu: to właśnie dzięki naszemu pośrednictwu państwo moskiewskie już w XVII w. wchodziło w krąg nowożytnej kultury europejskiej. Okres ten przygotował grunt pod cywilizacyjne reformy Piotra Wielkiego oraz umożliwił ich przeprowadzenie. Moskwa skorzystała na tym, że Polacy o wiele wcześniej od swych wschodnich sąsiadów poczuli się dziedzicami i współtwórcami najświetniejszych, szczytowych osiągnięć naszego kontynentu.

Działalność Komisji Edukacji Narodowej zwykło się urywać na dacie katastrofy narodowej, jaką wyznacza III rozbiór Rzeczypospolitej. Tymczasem na ziemiach zaboru rosyjskiego trwała ona nadal, choć w zmienionej formie. Aż do 1831 r. działał zreformowany przez Komisję Uniwersytet Wileński, z jej doświadczeń korzystało słynne Liceum Krzemienieckie. I nie tylko ono; w oparciu o pozostawione przez Komisję wzorce, a pod wpływem sugestii księcia Adama Czartoryskiego car Aleksander I przeprowadził (w 1802 r.) reorganizację systemu oświaty w olbrzymim państwie rosyjskim. Za polskim przykładem podzielono je na okręgi. Litewskim, obejmującym wszystkie województwa, jakie niegdyś należały do Rzeczypospolitej, kierował jako kurator sam Czartoryski.

Porównanie Ustaw Komisji Edukacji Narodowej i rosyjskich Zasad pierwiastkowych oświaty narodowej (1803) wykazało, iż wpływy szły tak daleko, że w niektórych rosyjskich rozporządzeniach spotykamy się z dosłownym niemal tłumaczeniem polskiego wzoru. Nie jest to rzecz dziwna, jeśli przypomnimy, iż projekt Ministerstwa Oświecenia Publicznego przygotowało trzech Polaków. Byli nimi: wspomniany już Adam Jerzy Czartoryski, członek rady do spraw szkolnych w tymże ministerstwie, ksiądz Hieronim Stroynowski i hrabia Seweryn Potocki. Szczególnie aktywną rolę odegrał pijar Stroynowski, energiczny współpracownik Komisji Edukacji Narodowej, a w latach 1799–1806 rektor Uniwersytetu Wileńskiego. Ustawa tego uniwersytetu została oparta na wzorach i doświadczeniach organizacyjnych Komisji, by z kolei posłużyć przy tworzeniu nowej struktury uniwersytetów w Moskwie, Charkowie i Kazaniu. Słusznie więc Stefan Truchim swą gruntowną rozprawę na temat współpracy polsko-rosyjskiej przy organizacji szkolnictwa cesarstwa kończył słowami: „Polska, która jako państwo suwerenne przestała już istnieć, przekazywała swe najlepsze osiągnięcia kulturowe narodowi rosyjskiemu”.


prof. Janusz Tazbir, historyk, publicysta, popularyzator wiedzy historycznej. Emerytowany profesor Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty PAN. Specjalizuje się w historii kultury staropolskiej i ruchów religijnych XVI–XVII w.

Niezbędnik Inteligenta Polityka. Niezbędnik Inteligenta. Wydanie 2 (90050) z dnia 18.09.2004; Niezbędnik Inteligenta; s. 27
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną