Jest to, jego zdaniem, rzeczywistość zapóźniona, nieobiektywna i polegająca na nieporozumieniu, czego dowodem jest wybór Bronisława Komorowskiego na prezydenta. Z powodu tego, że jest chora, już po wyborach przestała ona za prezesem PiS nadążać, podobnie zresztą jak niektórzy oddani mu publicyści.
Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi osobiście premier Tusk i trzy lata jego rządów. Ich efektem jest chaos, który trafnie opisuje w „Super Expressie” Jan Pospieszalski. „Widziałem wielką pluszową kaczkę, która była darta na strzępy przy aplauzie pijanych ludzi” – ubolewa, relacjonując demonstrację przeciwników krzyża na Krakowskim Przedmieściu.
Pospieszalskiego boli, że bestialstwo to odbywało się w atmosferze „szyderstw i cynicznego rechotu”, w sytuacji, gdy „alkohol wisiał w powietrzu”. Przyznaje, że nigdy nie zapomni tamtych scen, zwłaszcza „pluszowego misia przybitego do krzyża” oraz chłopaka z dredami, który na widok Pospieszalskiego z kamerą, zamiast sensownie się wypowiedzieć, „wygrażał, że mi zaraz zap... doli z łokcia”.
Do merytorycznej dyskusji nie było, rzecz jasna, w tej sytuacji warunków. Ze strony tłumu Pospieszalskiego spotkały jedynie bolesne i niesprawiedliwe zaczepki, a jeden z wiecujących miał się nawet posunąć do stwierdzenia, że to Pospieszalski jest tym, który sieje nienawiść. „Gdy próbowałem dowiedzieć się, w jakim aspekcie sieję nienawiść, nie potrafił odpowiedzieć” – przyznaje dziennikarz, co dowodzi, że zarzut był nietrafiony w każdym aspekcie.
Ostatnie badania CBOS informują, że do głosowania na Komorowskiego przyznaje się już 59 proc. uczestników II tury wyborów, a więc aż o 6 proc. więcej, niż faktycznie na niego zagłosowało, podczas gdy do głosowania na Jarosława Kaczyńskiego przyznaje się dzisiaj o 10 proc. wyborców mniej, niż oddało na niego głos w czerwcu.
Rezultaty te pokazują, że opisana przez sondaż CBOS rzeczywistość nie ma większego sensu, dlatego wiele osób akceptuje to, że Jarosław Kaczyński po wyborach się nią nie kieruje, tylko idzie swoją drogą, a rzeczywistość swoją. W każdym razie tempo, w jakim Jarosław Kaczyński podąża w sobie tylko znanym kierunku, jest tak duże, że niektórzy politycy PiS obawiają się, że nawet oni wkrótce stracą z nim kontakt.