Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Koniec świata

Orbis - wspomnienie nostalgiczne

Stefan Maszewski / Reporter
Nikt już nie pojedzie z Orbisem na zagraniczną wycieczkę. Firma, która kojarzyła się z luksusem i solidnością, kończy swój żywot w niesławie.

Orbis (z łac. świat) założyło w 1920 r. we Lwowie kilku bankierów i finansistów. Wśród nich był hrabia Aleksander Skarbek. Spółka miała krzewić kulturę wypoczynku i ułatwiać Polakom wyjazdy zagraniczne. Po kilkunastu latach trafiła do grona 10 najlepszych biur podróży na świecie. Dziś powiedzielibyśmy, że odrodzone państwo polskie postanowiło stworzyć pierwszy narodowy czebol. W 1933 r., gdy akcje Orbisu odkupił od prywatnych udziałowców państwowy bank PKO, nikt się nie oburzał. Nacjonalizacja biura nie zahamowała też jego szybkiego rozwoju. Tuż przed wybuchem wojny Orbis miał już 136 oddziałów w kraju i 19 za granicą. Gorzej z hotelami, tych było zaledwie cztery. Wśród 586 zatrudnionych osób aż 288 znało jeden język obcy, a 165 dwa i więcej. W 1938 r. dzięki Orbisowi wyjechało za granicę 6900 Polaków. A firmę dobrze znali i cenili. To do należącego do Orbisu sopockiego Grand Hotelu tłum na rękach niósł Jana Kiepurę.

To, że władza ludowa z zagranicznych placówek Orbisu (w Brukseli, Nowym Jorku, Londynie i Tel Awiwie) uczyniła ośrodki promujące Polskę, nie było więc jej wymysłem. Po prostu kontynuowała przedwojenną tradycję. Z czasem przybywało ich na świecie coraz więcej. W kraju firma oferowała pobyty przedstawicielom przodującej siły narodu. Po włączeniu do Orbisu najlepszych, przejętych przez państwo, hoteli zaczęto myśleć o organizowaniu przyjazdów do Polski gości zagranicznych.

Jednym z pierwszych był Pablo Picasso, który w 1948 r. przybył na Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju. To wtedy w jednym z warszawskich mieszkań narysował słynnego gołębia. Orbis opiekował się też turystami, którzy tłumnie zjechali do Polski na Światowy Festiwal Młodzieży w 1955 r.

W tych czasach krajowców na wycieczki zagraniczne do kk (krajów kapitalistycznych) nie wypuszczano. Jeszcze za Gomułki Orbis zaczął jednak organizować pobyty w ks (krajach socjalistycznych). W Bułgarii, nad Morzem Czarnym, na Węgrzech nad Balatonem i – najbardziej atrakcyjne – wypady do Jugosławii, nad Adriatyk. Na początku tylko dla najbardziej zasłużonych w utrwalaniu władzy ludowej. To wtedy w rodakach zaczęła się ujawniać smykałka do handlu zagranicznego.

Orbis nie przestawał być synonimem luksusu. Oferował więcej niż inni. W kraju hoteli w ogóle było mało, a w tych nielicznych gości kwaterowano w pokojach wieloosobowych. Tylko Orbis miał jedno- i dwuosobowe, w dodatku – z łazienkami. Z czasem firma wzbogaciła się o znacjonalizowane stare hotele, m.in. Europejski i Bristol w Warszawie.

W recepcji każdego hotelu dyżurował milicjant. Miał pilnować właściwych relacji obsługi z zagranicznymi gośćmi. Nigdy jednak na piętrach nie było w Polsce etażowych, znanych z hoteli radzieckich.

Głównym towarem eksportowym był wtedy węgiel, ale władza szybko się zorientowała, że o wiele lepiej zarabiać można na turystach. Do przyjazdu zachęcały zagraniczne biura Orbisu. Tam cudzoziemcy wykupywali obowiązkowe vouchery, czyli miejsce w którymś z orbisowskich hoteli. W zamian Orbis załatwiał im wizy. Zagraniczny turysta musiał też dokonać wymiany dewiz po kursie oficjalnym, dużo gorszym niż czarnorynkowy. To wtedy powstał zawód cinkciarza (od słów „cieńć many”, czyli spolszczonego change money, którymi handlarze zaczepiali gości). Cinkciarze kręcili się wokół orbisowskich hoteli, oferując korzystniejszą sprzedaż złotówek. Wraz z gośćmi zza żelaznej kurtyny pojawiły się też dewizowe krajowe panienki. Te w Orbisie oferowały najwyższy standard usług. Dla krajowców Orbis stał się oknem na świat. Dla milicji – miejscem spotkań przedstawicieli półświatka.

Złote lata Gierka

Podwójny kurs walut czynił z Orbisu atrakcyjnego pracodawcę. Krążyły legendy o tym, komu i ile trzeba zapłacić za posadę szatniarza czy kelnera. Nieważna była chuda pensja, ale dewizowe napiwki i łatwy dostęp do gości z Zachodu, pozwalający dorobić na wymianie. W szatniach dorabiali często emerytowani wojskowi.

Z Polski zaś podwójny kurs czynił atrakcyjny, bo tani, kraj do odwiedzin dla obcokrajowców. Orbis stał się istotnym elementem planu modernizacji kraju dla ekipy Gierka. – Pierwsze zaciągnięte kredyty zagraniczne przeznaczono na budowę luksusowych hoteli, najpierw Forum, potem Victorii w Warszawie oraz Kasprowego w Zakopanem – wspomina Maciej Grelowski, który pracę w Orbisie rozpoczął jako recepcjonista w Bristolu, a zakończył jako szef całej firmy. Tylko Orbis nie zawiódł i spłacił je w terminie. Forum budowali Szwedzi, po których została pierwsza sauna koedukacyjna.

Dla władzy najważniejsze było, że przedsiębiorstwo przysparza krajowi dewiz. Nikt wtedy nie liczył efektywności, twarda waluta była potrzebna bez względu na cenę jej zdobycia. Orbis cieszył się więc przywilejami. – Forum mogło serwować dania mięsne nawet w poniedziałki – pamięta Grelowski. W całym kraju, ze względu na permanentne braki w zaopatrzeniu, w gastronomii jeden dzień musiał być bezmięsny.

 

 

Firma rosła coraz bardziej. Była organizatorem zagranicznych wycieczek i właścicielem hoteli, w których biuro podróży kwaterowało turystów. Miała największą w kraju bazę transportową, do której należały najlepsze autokary – tylko te orbisowskie miały klimatyzację. Zajmowała się wynajmem samochodów osobowych. W dodatku Orbis był monopolistą. Prawie wszystkie pieniądze, jakie turyści zagraniczni zostawiali w Polsce, trafiały do jego kasy. Żyć nie umierać.

Okno na świat otworzyło się naprawdę, gdy Orbisowi pozwolono część zarobionych na turystach zachodnich dewiz przeznaczyć na organizację wycieczek do krajów kapitalistycznych. Pani Bożena, dziś 80-letnia emerytka, z Orbisem po raz pierwszy w życiu wyjechała na Zachód, do Hiszpanii. – Miałam prywatny sklep z kapeluszami na Pradze, stać mnie było na wycieczkę. Nie cena się wtedy liczyła, tylko czy dadzą paszport na wyjazd – wspomina. Można się było o niego starać, mając zaproszenie od rodziny za granicą albo za pośrednictwem Orbisu. Innej możliwości nie było. Po powrocie paszport trzeba było oddać.

Choć na orbisowskie wycieczki nie stać było tych, co pracowali na państwowych posadach, jeździła na nie głównie prywatna inicjatywa oraz badylarze, to chętnych zawsze było więcej niż miejsc. Bez dobrych układów z panią z Orbisu o wyjeździe nie było mowy. Opłaciło się w nie jednak zainwestować, gdyż bywalcom wycieczki się zwracały. Pani Bożena najczęściej brała ze sobą kryształy i kawior astrachański, który wcześniej przywoziła z wycieczki do ZSRR, też z Orbisem. Kiedyś sprzedała nawet własne futro z lisów.

Średnie zarobki w kraju, liczone po kursie czarnorynkowym, oscylowały wokół 20 dol. miesięcznie. Gdyby nie Orbis, żelazna kurtyna byłaby o wiele bardziej szczelna. Za szczyt luksusu w PRL uważano rejs statkiem „Batory” do Stanów Zjednoczonych, też organizowany przez Orbis. „Batory” często wracał bez pasażerów.

Podróż się kończy

W najlepszym w historii Orbisu 1979 r. firma obsłużyła 1,5 mln krajowych turystów. Księgi pamiątkowe orbisowskich hoteli pęczniały od wpisów znamienitych gości zagranicznych. W Europejskim zawsze zatrzymywał się Artur Rubinstein, w Bristolu Marlena Dietrich. W Grand Hotelu (obecnie Mercure) zorganizowano casting do filmu „Śmierć w Wenecji”, który obserwował sam Luchino Visconti. W stanie wojennym nikt się nie wpisywał. W wielu hotelach orbisowskich kwaterowało wtedy ZOMO.

Po dwóch latach sytuacja wróciła do normy, hotele znów zapełniły się gośćmi. Im bardziej kryzys czyścił z towarów sklepowe półki, tym bardziej luksusowo prezentował się Orbis. Z zagranicznych wycieczek w latach 80. Polacy przywozili mydło i pastę do zębów.

Najbardziej światowo prezentowała się Victoria. Tutaj odbywały się konferencje Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. W tym hotelu był jedyny przyzwoity basen w Warszawie i trzeba było mieć nie lada dojścia, żeby uzyskać stałą kartę wstępu. Pływał tu, nawet jako premier, Mieczysław F. Rakowski. Sceną wielkiego świata poczuła się Victoria, gdy postrzelono tu jednego z jej częstych gości. Ofiara okazała się zamachowcem z arabskiej organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień, która wymordowała sportowców izraelskich podczas olimpiady w Monachium. Zamachowcem był agent Mossadu. Luksus skończył się razem z PRL.

Maciej Grelowski, już jako dyrektor Victorii, zacierał ręce, gdy w Pałacu Namiestnikowskim w 1989 r. odbywała się kolejna prestiżowa impreza potwierdzająca wysoką rangę hotelu. Tym razem były to już rozmowy przy Okrągłym Stole. Kelnerów, podobnie jak przy zjazdach RWPG, wynajęto do obsługi gości. W nowej Polsce Victoria, jeszcze za czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, organizowała w pałacu przyjęcia, ale naprawdę luksusowo robiło się już gdzie indziej.

Przedsiębiorstwo Orbis, zatrudniające już prawie 20 tys. osób, coraz gorzej odnajdywało się w nowej rzeczywistości. Przy jednolitym kursie walut trzeba było wreszcie zacząć liczyć efektywność. A ta okazała się marna. Nawet najwierniejsi klienci Orbisu na zagraniczne wycieczki coraz częściej zaczęli wyjeżdżać z innymi biurami. Powód był prozaiczny: były tańsze. Na hotelowej mapie Polski pojawiły się sieci zagraniczne: Sheraton, Radisson, Hilton, Hyatt. Teraz one stały się symbolem luksusu. Marki Accoru – hotele sieci Etap, Ibis, Novotel, Mercure – mają służyć mniej wybrednym i pewnie trochę gorzej sytuowanym klientom. Ciągle broni się tylko Grand Hotel w Sopocie. Nie tak dawno gościł Władimira Putina.

Z tego, że nasze okno na świat marnie przyswoiło zasady gospodarki rynkowej, nawet władza nie zdawała sobie sprawy. Kiedy rozglądano się za dobrymi spółkami, które można by prywatyzować w pierwszej kolejności, wytypowano również Orbis. W efekcie w 1991 r. został spółką akcyjną. Dwa lata później wyodrębniono z niej dwie spółki córki – największe wtedy biuro podróży – Orbis Travel oraz Orbis Transport. – Liczono, że stanie się własnością pracowników – wspomina członek ówczesnego zarządu – ale załoga nie rwała się do kupowania udziałów. Wiedzieliśmy, że Orbis najwięcej zarabiał na hotelach.

W tym roku nowy właściciel, Enterprise Investors, planował, że Orbis Travel zorganizuje wakacje dla 27 tys. klientów. Miałby wtedy około 3 proc. polskiego rynku wycieczek zagranicznych. Planu zrealizować nie zdążył.

Polityka 41.2010 (2777) z dnia 09.10.2010; Coś z życia; s. 116
Oryginalny tytuł tekstu: "Koniec świata"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną