Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Myśli zaduszkowe

Jak się zmienia nasza żałoba

Piotr Męcik / Forum
Czytanie nekrologów dostarcza pewnej wiedzy o naszym podejściu do śmierci. Tradycyjne nekrologi trzymają się mocno, lecz widać też zmiany.
Warszawa, 1961 r.Andrzej Wiernicki/Forum Warszawa, 1961 r.

Widziałem w druku nekrolog ukochanego psa. Prócz typowych wyrazów współczucia, pojawiają się wyrazy solidarności z osobami dotkniętymi stratą kogoś bliskiego. Często wyrazy współczucia składa się z powodu śmierci „Mamy” lub „Taty”, dawniej takie dziecięce zdrobnienia były niespotykane. Spotkałem wyrazy współczucia z powodu śmierci „Cioci”. Intencja jest tu chyba taka, jak w grupach wsparcia. W tej trudnej dla Ciebie chwili jesteśmy z Tobą.

Nekrologiczny pluralizm

Ciekawe, że niektóre takie ogłoszenia bywają de facto anonimowe. Odbiorca przywołany jest tylko z imienia, autorzy też podpisują się tylko imionami. Są też takie: Odszedł mój najukochańszy Dziadek, dziękuję za wszystko, bajbaj Kama (imię zmienione). W przestrzeń publiczną wysyła się komunikat rozpoznawalny dla niewielu wtajemniczonych i wskutek tego stający się jakby szyfrogramem. A skoro tak, to po co go w ogóle ogłaszać? Spodziewałbym się ewentualnie takiego szyfrogramu w odniesieniu do osób homoseksualnych, ale na taki się nie natknąłem, co też jest pewnym komunikatem.

Generalnie jednak mamy więc do czynienia z pewnym pluralizmem nekrologicznym. Choć dominuje nekrolog tradycyjny, zaznacza się poszukiwanie nowych form żałobnych. Świat nekrologów zaczyna się wzbogacać o komunikaty zindywidualizowane, odbiegające od nekrologicznego paradygmatu. Społeczeństwo, w jakim żyjemy, komplikuje się, jest w nim więcej miejsca na indywidualizm i środowiskowe nisze, nic dziwnego, że te zjawiska przepływają strużką i do tego tekstu kultury, jakim są nekrologi.

Mam wrażenie, że wyróżnia je od nurtu głównego zaspokajanie potrzeb emocjonalnych nadawców, w jakimś stopniu także odbiorców, kosztem funkcji informacyjnej. Tak jakby mniej ważne stawało się, by ludzie dowiedzieli się, kim był zmarły; ważne jest, by się dowiedzieli, że przeżywam sam lub wraz z pewną grupą żałobne emocje i tym właśnie chcę się podzielić publicznie z adresatem ogłoszenia i innymi.

Czy jest w tym coś złego? Dla mnie nie. Ktoś, kto naukowo bada kulturę, w tym przypadku publiczną sferę żałoby, wie, że kultura w każdej dziedzinie się zmienia i jest to proces normalny. Niektórzy konserwatyści mogą nad tym ubolewać, ale już starożytni łamali ręce nad tym, że świat schodzi na psy i zmierza do samounicestwienia, a przecież jedziemy dalej.

Śmierć nieoswojona

Jednym z takich nieco kasandrycznych konserwatystów był amerykański socjolog Robert Nisbet, po polsku można z pożytkiem myślowym przeczytać jego „Przesądy”. Rozważa w niej między innymi stosunek do śmierci we współczesnej kulturze amerykańskiej i szerzej w świecie zachodnim. Uważa, że nastąpiła zdecydowana zmiana na gorsze.

Dawniej śmierć była oswojona, bo miała wymiar wspólnotowy. Nie cierpiało się w samotności. Istniały powszechnie znane, akceptowane, czytelne i stosowane rytuały żałobne, dzięki którym żałobnicy wiedzieli, jak się zachowywać, a społeczność wiedziała, jak się zachowywać wobec żałobników. Jedni i drudzy odgrywali swe role ku wzajemnemu pokrzepieniu i celebracji życia. Dlatego wdowa po śmierci męża mogła odpowiedzieć naiwnemu młodemu człowiekowi, pragnącemu wyrazić jej swoje szczere współczucie z powodu utraty tak bliskiej osoby: Pan chyba żartuje, myśmy z mężem nie rozmawiali od prawie pięćdziesięciu lat!

Można się z Nisbetem nie zgadzać lub zgadzać, ale jego obserwacja jest celna. Nawet w katolickim kulturowo kraju, jakim jest Polska, widać pierwsze zwiastuny tego zerwania z tradycyjnym żałobnym tekstem kultury. Dla mnie, jak pisałem wyżej, takim zwiastunem są „nowe” nekrologi. Owszem, cmentarze wciąż w czas Zaduszek jarzą się od świateł i roją od odwiedzających groby – co wydaje mi się jedynym w istocie polskim świętem narodowym – lecz na co dzień jesteśmy poddawani presji kultury masowej, głównie w telewizji i kinie, w której żadnej wspólnoty żałobnej, tej łączącej umarłych z żywymi w łańcuch pokoleń, człek nie uświadczy.

Dominuje w niej raczej obraz śmierci jako największego nieszczęścia, jakie może się przytrafić cieszącemu się życiem i zdrowiem człowiekowi. Toteż śmierć jako realne doświadczenie ludzkie, jednostkowe i społeczne, jest albo pomijana milczeniem, albo przedstawiana tak, jakby można z nią było „walczyć” niemal tak, jak „walczy się” z ciężką chorobą lub innymi dopustami losu. Tematu śmierci jest niby pod dostatkiem, lecz właśnie w wersji jakby mitycznej. Czarny rycerz krzyżuje laserowy miecz z białym rycerzem i... przegrywa ostateczny pojedynek. To ja już wolę zapalić komu trzeba zaduszkowe znicze.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną