Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Noga z najwyższej półki

O żołnierzu, który stracił nogę w Afganistanie

Chorąży Franciszek Jurgielewicz z protezą nogi. Chorąży Franciszek Jurgielewicz z protezą nogi. Radosław Krupiński / Polityka
Nowa noga Franciszka Jurgielewicza to prezent od państwa. Noga jest nowoczesna i skomplikowana, zupełnie jak nowe życie Jurgielewicza.
Polscy żołnierze podczas patrolu w Afganistanie.Damian Kramski/Agencja Gazeta Polscy żołnierze podczas patrolu w Afganistanie.
Chorąży Franciszek Jurgielewicz został ranny w Afganistanie 15 maja 2010 roku.Radosław Krupiński/Polityka Chorąży Franciszek Jurgielewicz został ranny w Afganistanie 15 maja 2010 roku.

W snach to jeszcze cały czas mam swoją własną nogę. Jak uda mi się zasnąć, to śni mi się tamten inny świat. Że normalnie chodzę, a nawet boksuję. A przecież ja już od dawna nie boksuję. Albo śni mi się, że do pracy idę, a samochodem jeździłem. Analizowałem nawet, czy to przypadkiem właściwe jest, że śni mi się bardziej ten świat dawny. Wiadomo, że jak funkcjonuje się w innym wymiarze, gdzie jest ciekawiej i lepiej, a tu się budzisz bez nogi, to co rano są problemy.

Takiego snu bez nogi to jeszcze nie miałem. Widać podświadomie jeszcze tego nie zaakceptowałem. Raz nawet po kolejnej operacji w Niemczech miałem takie wybudzenie z wrażeniem, że mam nogę. Ucieszyłem się. Myślę sobie, pewnie pod łóżkiem położyli. I próbowałem sobie to jakoś w głowie poukładać. Bo kojarzyłem, że nogi nie było, a tu czułem, że się znowu pojawiła. Myślałem, że z tą amputacją to zły sen jakiś. Po prostu obudziłem się w samolocie do Afganu i jeszcze wszystko przede mną [patrz na końcu artykułu przypis 1]. A to już była moja końcówka, bo dopiero co mnie z tego Afganistanu zwieźli.

Tak na co dzień to ta moja dawna noga też mi towarzyszy. Ale to już nie jest takie przyjemne jak we snach. O, na przykład teraz to czuję piętę. Boli, jakby ją ktoś ciął piłą. Innym razem to ból jest taki, jakby ktoś szorował nogą po chropowatym betonie. Albo jakby ktoś ją miażdżył. To różnie jest w różne dni. Najgorzej na początku było. Przez pierwszych pięć dni bolało tak między 7 a 8. Ból się tak liczy. Zero to nic nie boli. A 10 to też nic, bo z bólu po prostu tracisz przytomność. Ja wytrzymały na ból jestem. Ale jak dochodziło do 7, to sobie dawkowałem więcej morfiny. Taki przycisk miałem. Tylko że na początku myliłem go z takim innym do wzywania lekarza. Człowiek musiał się dużo uczyć.

Z tymi bólami fantomowymi też się musiałem nauczyć. Niby widziałem, jak jest, a cały czas czułem po staremu. Dziwne takie zjawisko, zwłaszcza kiedy swędziało pod kolanem, a przecież ja tego kolana nie mam. To jak miałem się podrapać? Niedawno palce u nogi mnie bolały. Pomyślałem sobie, że skoro czuję, jak bolą, to może poczuję też, że nimi poruszam. Próbowałem zmusić je do ruchu. Nie słuchały. Czasem znów mam tak, że poruszam kikutem i czuję, jakbym całą nogą ruszał. Świadomie wiem, że jej nie ma, ale odczuwam. Ciężko wytłumaczyć, jak to dokładnie jest. Kiedyś sam bym nie zrozumiał.

Czy ja tęsknię za tą swoją własną nogą? To jest dziwne pytanie. Zatęsknić można powiedzmy za stratą samochodu, który ktoś ukradł. A za tym tęsknić nie można. Tego po prostu brakuje. No, na pewno, gdyby była taka możliwość przeszczepu czy uzyskania nogi, to chętnie bym poddał się temu. Albo mieć, po prostu mieć tę nogę z powrotem. Chociaż ta moja to bardzo ranna była. Na początku to nawet nie widziałem co i jak. Dostaliśmy ogień z zasadzki [2]. Jak siedzisz w Rosomaku i do ciebie strzelają, to pociski słychać, jakby ktoś rzucał kamykami. Taki deszcz kamyczków. Ale jak robi się ciemno i nic nie słyszysz, to znaczy, że coś grubszego poszło. Ja to nawet na początku nie wiedziałem, że dostaliśmy z erpega (ręczna wyrzutnia rakiet). Myślałem, że złapaliśmy ajdika (mina pułapka). Siedziałem w wieży. W desancie miałem sześciu ludzi. Krzyczałem, żeby odpowiedzieli, czy żyją. Ale oni podobno mnie nie słyszeli. Bólu nie czułem w ogóle. Nawet jak już nam się udało wyjechać spod ostrzału i wyciągali mnie ze stanowiska, a za mną ciągnęła się noga, to też nie bolało. Widziałem, że ta noga już nie pracuje i będzie z nią ciężko. Ale jeszcze nie bolało. Ból przychodzi później. U mnie po jakichś 20 minutach. No i wtedy mówisz różne rzeczy. Nie wiem, czy chcę o tym teraz mówić. (Długa cisza) [3].

Nie, morfiny nie dostałem [4]. Z tą morfiną to jest tak, że... (cisza, czeka aż żona zniknie z pola widzenia). Żona to słyszała, ale się denerwuje, jak powtarzam. Sanitariuszowi przed wyjazdem mówiło się, że jak będzie źle, to żeby dobił. Nie ratował, tylko dobił. To łatwo idzie. Jak stracisz dużo krwi, funkcje życiowe ulegają osłabieniu. Oddech jest płytki. Jak w takim momencie podasz morfinę, to następuje rozluźnienie mięśni i ustanie funkcji oddechowych. Mnie morfiny nie dali. Nie pamiętam, czy o nią prosiłem. Tyle na ten temat.

Ja nigdy jakoś nie przepadałem za wodą. Jak już, to gazowaną kupowałem. A wtedy bardzo chciało mi się pić. Czułem, że umieram. I ta woda bardzo mi smakowała. Smak każdej kropelki pamiętam. Od tamtej pory bardzo mi woda smakuje. Już nie tak, ale smakuje. Na śmigłowiec medyczny czekałem godzinę, bo baza była cały czas ostrzeliwana. Przytomność straciłem w śmigłowcu. W dokumentach mam napisane, że 15 maja około godziny 20 zostałem przetransportowany do Ghazni, gdzie noga... A właściwie obydwie nogi zostały zszyte. W lewej rozszarpało mi mięsień. A następnie przetransportowany zostałem do Bagram. Tam podjęto decyzję o amputacji. Z papierów wynika, że po operacji ważyłem 78 kilo, a przed 83. Co zrobili z tą moją odciętą nogą, to nie wiem, bo w papierach o tym nie ma. Została pewnie spalona. Chyba tak to się odbywa. W sumie o tym mi nie mówili, chociaż wszystko mi tłumaczyli. Nawet jaki jest dzień, bo ja nie pamiętałem. I dlaczego widzę wszystko na czerwono i nierówno. Na czerwono to od leków. A zakrzywienie przestrzeni to już uraz. Teraz też nie widzę pana całego. Czubka głowy nie widzę. Ale przynajmniej te zakrzywienia i czerwone okulary zniknęły. Zresztą okiem to się będę martwił później. Wtedy, jak mi powiedzieli, że mi nogę odjęli, też tak pomyślałem. Ten, który mi to mówił, opowiadał mi później, że ludzie różnie reagują. Jedni to na przykład rwą wszystkie te kable i kroplówki. I tych się znowu usypia. A inni, jak ja, to są raczej spokojni. Bo ja, jak tylko się dowiedziałem, że będę żył, to taki sobie postawiłem cel – funkcjonować najlepiej jak się da i być jeszcze przydatnym rodzinie, społeczeństwu i ojczyźnie.

I ojczyzna mi w tym pomaga. Na koszt państwa zakupiona dla mnie została nowa noga [5]. Jedna z najlepszych, jakie są sprzedawane w Polsce. Produkt wysokiej klasy. Z najwyższej półki. Ktoś mógłby spojrzeć i powiedzieć, co to za noga, jak od razu wszystko widać, że to metal i plastik. A to wcale nie metal, tylko stal szlachetna i tytan. I nie plastik, tylko lekkie włókna węglowe. A że nie jest pokryta materiałem skóropodobnym to moja decyzja. A konkretnie nasza. Żołnierska. Inni koledzy też nie pokrywają swoich. Nie ma co państwa na kolejne tysiące złotych narażać. Bo ta sztuczna skóra to się szybko wyciera. Zresztą i tak kąpać się w niej nie można. Są takie nogi, które są odporne na wodę. Ale w mojej jest elektronika, nie można moczyć. Powiedzmy na krótkie opady deszczu, jak ma się spodnie, to przejść idzie. Ale nie można wpaść do wody, bo to jest od razu zniszczony komputer. Na deszcze to zawsze z parasolem. W ogóle dobrze mieć parasol. Taki duży. Bo jak już się laskę odrzuci, to taki parasol może czasem za laskę robić.

Co będzie? Tak medycznie to ogólnie wiem, co mnie czeka. Odkąd miałem wypadek, to mógłbym się już chyba habilitować z rehabilitacji. O protezach to mogę jak o samochodach. Klasę nogi poznaje się po jakości kolana. Ile ma osi, jakie programy. Im więcej programów, tym więcej możesz. Są takie, że i na łyżwach pojeździsz, na nartach. Albo takie do biegania. Ja to wcześniej dużo biegałem. Z najstarszą córką Jolą zwłaszcza. No Jola to ciężko zniosła ten mój wypadek. Ale ja nie o tym.

Moje kolano jest jednoosiowe. Ale bardzo dobrej firmy Sileca. Po pierwszych trzech, czterech krokach komputer sam rozpoznaje, czy będę chciał iść szybciej, czy wolniej i wspomaga wyrzut nogi. Bez wspomagania byłoby ciężko, bo noga waży prawie 5 kg. Kikut by tego nie uciągnął. Chcę coś bardziej skomplikowanego robić, to mam od tego programy specjalne i pilocikiem sobie przełączam.

Technika chodzenia jest prosta. Wyrzut następuje z biodra. Staje się i od razu przechodzi się na lewą nogę. Taki chód najbardziej przypomina chodzenie mężczyzny. Bo facet, jak chodzi, to się lekko buja i to tak jest przewidziane. Ja to już testowałem. Kolegę spotykam. A wiem, że o wypadku nie słyszał. Pyta, co ja tak dziwnie chodzę? A ja spokojnie mówię – wiesz, nogę skręciłem. I nie zorientował się chłop, że coś było nie tak. Dobrze żeśmy razem samochodem nie musieli jechać, bo dopiero by się zdziwił. Przy wsiadaniu do samochodu nogę można przekręcić w kolanie o 180, a nawet 360 stopni, żeby łatwiej było usiąść. To trochę dziwnie wygląda, ale bardzo się przydaje.

Co jest trudne dla tej nogi? To wszystko od człowieka i programów zależy. Na zimę też mam program. Tylko musi to przestawiać fachowiec protetyk, u którego serwisuje się nogę. Mój protetyk mi mówił, że z czasem to i zatańczę. Tańczę dobrze. To znaczy wcześniej dobrze tańczyłem. I klasycznie, i w rozrywce, a nawet country potrafiłem poprowadzić. Wiadomo, że w tym przypadku obracać się musi najwięcej kobieta. To wszystko kwestia wprawy i chęci.

A chęci mam wiele. Tylko muszę się uporać z dopasowaniem leja. Lej w połączeniu z kikutem zastępuje udo. Im dłuższy jest kikut, tym praca na tej nodze jest łatwiejsza. Ja mam lej pełnokontaktowy. Do takiego leja trzeba dobrze zahartować kikut. Po operacji trzeba go odpowiednio owijać i bandażować, bo kikut ma tendencję brania w obwodzie. Puchnie po prostu. Czasem tworzą się skostnienia, które potrafią przebijać mięśnie. Trzeba wtedy jeszcze raz ciąć nogę. Wszystko zaczynać od nowa. Mnie to bardzo motywowało do hartowania kikuta. Ćwiczyłem po trzy godziny dziennie. Plus dwie godziny zabiegów. Tak mi się śpieszyło, żeby ten lej włożyć. Może za szybko to wszystko chciałem? [6] Mówili mi, na początku spróbuj pochodzić parę godzin. A ja chodziłem szesnaście. Człowiekowi się śpieszy, bo myśli sobie – czas ucieka, a ty chodzić nawet nie umiesz. Co tam chodzić. Spodnie się trzeba nauczyć wkładać, bo i do tego technikę trzeba mieć odpowiednią. Co innego dresy, to łatwiej. Ale wyjściowe, zaprasowane, to już trudniej. Od protezy trzeba zaczynać.

Jeśli chodzi o to, czego się boję, to się okaże po następnych badaniach. Być może będzie potrzebny zabieg kolejny, bo jednak kikut znów boli. Jednego dnia jest lepiej, ale drugiego gorzej. Może następuje jakieś rozszczepienie kostniny. Ta noga to głupia jest i myśli, że odrośnie. Nie wie, że proteza jest dla niej najlepsza. I z tymi Afgańczykami to jest tak samo. Człowiek jedzie na misję, bo widzi, że to społeczeństwo potrzebuje pomocy, tylko że ono jeszcze samo nie jest w stanie tego zrozumieć. Oni żyją w tym swoim małym środowisku, gdzie może nie czują tych związków z państwowością. Właściwie wioska to dla nich to państewko, zamknięty obszar. Jak się pomyśli, jak u nas w Polsce dzieci żyją, na przykład moja Jola, Ula, Daruś, a jak tam, to naprawdę chciałoby się zmienić, żeby tam były takie warunki bardziej demokratyczne i bardziej ludzkie. Dlatego na misję się jedzie po to, żeby nieść tę pomoc, próbować zmienić te rządy, rozwinąć świadomość społeczeństwa. Przede wszystkim świadomość u żołnierzy tej armii afgańskiej, u policji, no ale na razie, jak widzimy, to, no większych sukcesów chyba nie odnosimy [7].

Przypisy

1. Chorąży Franciszek Jurgielewicz (rocznik 1970) w wojsku służy od 1992 r. Do Afganistanu wyleciał 21 marca 2010. To była jego trzecia misja (wcześniej Kosowo i IX zmiana w Iraku).

2. Zasadzkę na zespół OMLT 2 zajmujący się szkoleniem afgańskiej armii, działający w bazie Warrior, zorganizowano 15 maja 2010 r. około godz. 18. Dzięki postawie kierowcy wozu, w którym jechał Jurgielewicz, wszyscy przeżyli. – Bober sam był ciężko ranny. Ale odpalił wóz i wywiózł nas ze strefy śmierci – wspomina major Andrzej Pawelski, dowódca OMLT 2.

3.Franek był cały czas świadomy. Prosił, żeby pozdrowić żonę, dzieci. Mówiłem mu przestań p..., sam im to powiesz. Musiałem tak do niego mówić, bo zaczynał nam odpływać. Zmobilizował się i znów zaczął walczyć – wspomina major Pawelski.

4.Każdy żołnierz dostaje autostrzykawkę z morfiną. Ale nie wiem czemu z dawką 20 miligramów. Pracuję w pogotowiu ratunkowym od trzech lat. Nigdy nie podałem nikomu nawet o połowę mniejszej dawki. Gdybym dał Frankowi te 20 miligramów, raczej by tego nie przeżył. Przy innym rannym próbowaliśmy przelać tę dawkę do normalnej strzykawki i podać mniej. Ale pod ostrzałem nie ma szans na takie akcje. Nie wiem, czy wojsko już wyposażyło żołnierzy w mniejsze dawki – mówi Wojciech Smaga ps. Siódmy, cywilny ratownik medyczny, który zatrudnił się na VII zmianie w Afganistanie i uratował życie Jurgielewiczowi.

5.Od dwóch lat trwają prace nad ustawą o weteranach, która m.in. formalizuje kwestie zakupu protez. Ta Franka ma gwarancję na 5 lat. Skąd ma wziąć pieniądze na jej dalsze serwisowanie albo zakup nowej? Taka proteza kosztuje około 130 tys. zł. Ustawa reguluje m.in. takie sprawy, ale musi wreszcie wejść w życie. Podobno to już kwestia tygodni. Zobaczymy – mówi Daniel Kubas, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych na Misjach.

6. Oprócz wsparcia rodziny i kolegów największą motywacją dla Franciszka Jurgielewicza jest wizja powrotu do wojska. Dowódca jego jednostki znalazł nawet dla niego etat. Jurgielewicz zająłby się szkoleniem z teorii. Brak nogi mu w tym nie przeszkodzi. Musi to jednak oficjalnie potwierdzić komisja wojskowa. – Franek bardzo liczy na powrót do czynnej służby wojskowej, dlatego tak ciężko ćwiczy. Wiem, że robi to dla siebie, rodziny i swoich przełożonych. To człowiek o mocnym charakterze. Trzeba jednak liczyć się z tym, że powrót do zdrowia, a tym samym do pracy, może się wydłużyć – mówi Paweł Swakowski, fizjoterapeuta zajmujący się rehabilitacją Franciszka Jurgielewicza.

7. Z 39-osobowego oddziału, w którym służył Franciszek Jurgielewicz na VII zmianie w Afganistanie: dwie osoby zginęły, 16 zostało rannych, pięć postanowiło wrócić do kraju przed zakończeniem misji. Kiedy straty zaczęły zbliżać się do 50 proc., dowódcy zaproponowali jednostce przeniesienie do bezpieczniejszych zadań. Nikt nie przyjął propozycji.

Polityka 12.2011 (2799) z dnia 18.03.2011; Kraj; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Noga z najwyższej półki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną