Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Był poród, a nie ma dziecka

Był poród, a nie ma dziecka. Jak nastolatkowie pozbyli się ciąży lekami na reumatyzm

Para młodych ludzi z niezaniedbanych środowisk całą swoją wiedzę o prokreacji czerpała z Internetu. Para młodych ludzi z niezaniedbanych środowisk całą swoją wiedzę o prokreacji czerpała z Internetu. Varshesh Joshi / StockSnap.io
Porównali w Google wielkość jej brzucha z opisem rozwoju ciąży i uznali, że to najwyżej trzeci miesiąc. Podczas śledztwa ustalono, że to był miesiąc ósmy. Tak więc on dostał zarzut zabójstwa, a ona zabójstwa pod wpływem szoku poporodowego.
Para młodych ludzi z niezaniedbanych środowisk całą swoją wiedzę o prokreacji czerpała z Internetu.Łukasz Rayski/Polityka Para młodych ludzi z niezaniedbanych środowisk całą swoją wiedzę o prokreacji czerpała z Internetu.
Porównując zdjęcia z Internetu z jej brzuchem, doszli do wniosku, że to jednak ciąża.Łukasz Rayski/Polityka Porównując zdjęcia z Internetu z jej brzuchem, doszli do wniosku, że to jednak ciąża.

Tabloidy pokazały zdjęcia z Naszej Klasy z podpisem: mordercy. Na tych zdjęciach on siedzi rozparty, ona w minispódniczce wygina się przed lustrem. Jak to na fotkach małolatów w Internecie.

Kiedy to się stało, ona nie miała 17, on skończył 18 lat. Zakochali się dwa lata wcześniej, współżyli prawie od roku. Myśleli, że są dla siebie stworzeni, chcieli nawet brać ślub, ale jeszcze nie teraz. Na razie ukrywali tę miłość, bo ojciec nie pozwalał jej nawet widywać się z chłopakami.

Wieś pamięta, jak ten ojciec wyrzucał najstarszą córkę z domu wprost na drogę, gdy okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Przez cztery lata nie rozmawiał z żoną, bo uznał, że to ona pozwoliła córce się złajdaczyć. Matka była ojcu posłuszna. Też nie próbowała nawiązać kontaktu z najstarszą. Więc młodsza miała przykład, co się może stać. Jej chłopak przez całe dwa lata znajomości nigdy nie był u niej w domu, choć przyjeżdżał codziennie z oddalonego o 2 km miasteczka. Czekał w bezpiecznej odległości na parkingu pod szkołą. Po lekcjach mieli parę godzin dla siebie u niego w domu.

A wieczorami rozmawiali jeszcze przez Gadu-Gadu, Skype’a albo esemesowali. W Internecie prócz wielu zdjęć zostały po nich dziesiątki jego miłosnych wierszy.

Miłość

On był ten romantyczny. Ona ta pragmatyczna. Powiedziała mu, że jeśli już tak bardzo chce z nią uprawiać seks, to muszą poczekać, aż ona skończy gimnazjum. Tak się stało. Zaczęli wczesnym latem, potem on na całe wakacje pojechał do Szwecji, jak co roku, zarobić na rodzinę (W 1994 r. jego ojciec zginął. Matka została sama z czwórką dzieci. On był najmłodszy z czwórki, ale szczególnie odpowiedzialny. Odkąd skończył 14 lat, też zaczął dokładać się do utrzymania domu). Ale jak we wrześniu z tej Szwecji wrócił, w listopadzie ona już nie miała okresu. Zwierzyła się przyjaciółce z dawnej klasy w gimnazjum. Ta też nie miała okresu, więc uspokajała, że to się przecież zdarza. Poza tym w Internecie było napisane, że ciąża daje także inne objawy. Mdłości, nabrzmiewanie piersi i twardnienie brzucha. A ona niczego takiego nie zauważała.

Pójście do lekarza nie wchodziło w grę – trzeba przyjść z rodzicem. Test ciążowy bała się kupić, bo gdyby pokazał, że ciąża, to co dalej?

Pomyślała, że to po prostu kara za grzechy. Powiedziała mu, że w Wielkim Poście nie będą uprawiać seksu – i nie uprawiali. W marcu dalej nie miała okresu, brzuch powiększył się i stwardniał. Ale nie tak bardzo. Nikt nic nie zauważył, nawet mama.

W marcu 2010 r. ona i on, porównując zdjęcia z Internetu z jej brzuchem, doszli do wniosku, że to jednak ciąża. Ale nie ma szans, by był więcej jak drugi, trzeci miesiąc. Rozmawiali o tym na Gadu-Gadu wieczorami i on pisał, że przecież chcą tego dziecka. Ale ona – że jeśli sobie wyobraża, że on gdzieś w Szwecji, a ona w ciąży na ulicy – to trudno, jej już wszystko jedno, bo i tak się zabije. Więc on, że kocha i że będzie ją wspierać i że bierze to na siebie.

Szukali w Internecie, co robią inni w tych sprawach, ale potem ona musiała już wracać do domu, więc wieczorem wysłał jej kolejną wiadomość: znalazł odpowiednie forum i gdyby wiedział na pewno, że jest nie więcej jak trzeci miesiąc, to mogliby o tym porozmawiać.

Według prokuratury rejonowej w Bochni zaplanowali to. A więc: tuż przed tamtym dniem ona poszła jeszcze do lekarza, symulując chorobę, po zwolnienie lekarskie ze szkoły. On poszedł do ortopedy i wybłagał, żeby go wpuścili bez kolejki, a potem opowiedział lekarzowi o kłopotach z kolanem, tak jak wyczytał w Internecie. Apteka nie miała potrzebnego specyfiku, więc wykupił tylko pozostałe. Po ten lek wrócił nazajutrz. W Internecie pisano, że trzeba zaaplikować 16 tabletek. Na początek, na wszelki wypadek, dał jej jedną pod język – z ostrożności. Żeby zobaczyć, co dalej.

Nic dalej. Więc nazajutrz zaaplikowali dopochwowo jeszcze cztery.

Śmierć

Wieczorem dostał od niej esemesa, że wyleciało z niej coś białego, więc to chyba już po wszystkim. Rano zadzwoniła jednak, żeby po nią przyjechał, bo jest coraz gorzej. Przywiózł ją do siebie. W domu za ścianą siedział starszy brat, był też pan od naprawy balustrady na balkonie. On zrobił jej herbatę, jedzenie, okrył kocem. I poszedł na podwórko rąbać drewna, bo obiecał matce i dziadkom. Brzuch bolał ją tak, że myślała, że umiera. Panicznie się bała, że za ścianą usłyszą, jak krzyczy. Biegli sądowi napiszą potem, że były to bóle porodowe.

Gdy on wrócił godzinę później, nie zastał jej już w swoim pokoju. Znalazł ją w łazience, kucała w wannie wypełnionej krwią z wodą. Powiedziała, że dziecko z niej wyleciało. Że nie płakało, ruszało się przez chwilę, ale potem przestało. Zapytał więc, gdzie to dziecko. Powiedziała mu, trzęsąc się, że gdzieś w tej wodzie. Potem na chwilę zemdlała.

On też był zszokowany, przerażony. Poszedł po nożyczki, żeby ją odciąć od tego. Ciął, starając się jej nie drasnąć trzęsącymi się rękami. Gdy zgarniał to dziecko ręcznikiem do reklamówki, zobaczył, że to dziewczynka.

W Internecie było napisane, że gdyby coś się nie powiodło, dla zdrowia kobiety trzeba jechać do szpitala, bo inaczej sytuacja może być groźna dla jej życia. On nalegał, bo bał się, że ona może nie przeżyć. Wziął jeszcze ciałko dziecka w tej reklamówce, zapakował do bagażnika. Ona jakby nie bardzo wiedziała, co się dzieje. W drodze poprosiła jeszcze, by zeznać, że po prostu poroniła ciążę w drugim miesiącu. Była przekonana, że będą odpowiadać karnie za to, że poród nie odbył się w szpitalu. Że każdy poród, po umówieniu się, odbywa się w szpitalu.

Policję zawiadomił szpital. Stawiła się para, która twierdzi, że przyjechała z poronieniem w drugim miesiącu ciąży, tymczasem z badania wynika, że był poród. A nie ma z nimi dziecka. Policji sprawa wydawała się jasna: zeznania są fałszywe, ustalone z góry, więc w grę wchodzi nawet morderstwo.

Potem był alarm: domniemany sprawca zniknął. A on pojechał przywieźć z odległej o 20 km wsi jej matkę, bo potrzebna była zgoda opiekuna na zabieg u nieletniej. Wrócił z jej matką. Zapytali go, gdzie to dziecko. Powiedział, że w bagażniku, przyniósł. Zeznał też, że włożył je do bagażnika z tego szoku. Że nie wiedział, co miałby z nim zrobić.

Posłano jeszcze ekipy techniczne do jej i jego domu i znaleziono dowody rzeczowe: opakowanie po leku na stawy oraz resztę niezużytych tabletek. Zabezpieczono też inny materiał dowodowy: całą korespondencję mailową oraz esemesową. On przyznał się już na pierwszym przesłuchaniu, że podał jej ten środek poronny. Jak zapisano, zeznał, że ciąża trwała od jesieni i miał tego świadomość. Zastosowano areszt, który potrwał w sumie od maja aż do stycznia następnego roku.

Badanie histopatologiczne wykazało, że dziewczynka urodziła się żywa: 30–32 tydzień ciąży. Zmarła na skutek niedojrzałości układu oddechowego. Gdyby przyszła na świat w szpitalu z inkubatorem, miałaby spore szanse na przeżycie i normalny rozwój. Prokuratura rejonowa w Bochni jemu postawiła więc zarzut spowodowania śmierci poprzez zaniechanie udzielenia pomocy oraz dokonanie przerwania ciąży, gdy płód był już zdolny do życia poza organizmem matki. Do dożywocia włącznie. Jej – zabójstwo pod wpływem szoku poporodowego. Do pięciu lat więzienia.

Badanie histopatologiczne nie wykazało obecności w ciele dziecka żadnych podejrzanych substancji ani śladów interwencji farmakologicznej. Tak jakby urodził się wcześniak. Gdyby przynieśli to dziecko w jakiś ludzki sposób, raczej nikt by nie podejrzewał, że sami wywołali poród.

Kara

Wyrok w jego sprawie zapadł w styczniu 2011 r. Sąd okręgowy w Tarnowie uniewinnił chłopaka z zarzutu zabójstwa, skazując go na rok bezwzględnej kary więzienia z zaliczeniem na jej poczet aresztu. Sąd uznał, że nie można mówić o działaniu z intencją zabicia dziecka, gdy z całego materiału dowodowego wynika, że dziewczyna i chłopak byli przekonani, że to najwyżej trzeci miesiąc. Ale sąd pytał też retorycznie, jak to się mogło stać, że para młodych ludzi z niezaniedbanych środowisk całą swoją wiedzę o prokreacji czerpała z Internetu. Chłopak wrócił więc do dawnej szkoły, gdzie psycholog stara się pomóc mu dojść do siebie. Wielu w tej szkole mówi o nim: morderca. Pewnie nawet większość.

Dziewczyna nie miała odwagi pokazać się w swojej dawnej szkole. Starsza siostra, którą ojciec kiedyś wyrzucił z domu, znalazła jej inną szkołę – z internatem. I dostępem do pomocy psychiatrycznej, bo mówiła tylko o tym dziecku, które z niej wypadło. W tej nowej szkole nie rozniosło się jeszcze, kim ona jest. Poza tym jej proces dopiero się zacznie.

Rodzinna wieś najbardziej współczuje jej ojcu. Teraz chodzi smętny. Nawet zaczął trochę pić po tym wszystkim. Ostentacyjnie wykasował jej numer ze swojej komórki. I dziewczyna, i chłopak wciąż nie mają odwagi pokazać się na ulicy. Piszą do siebie listy.

Polityka 13.2011 (2800) z dnia 25.03.2011; Kraj; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Był poród, a nie ma dziecka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną