Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Jak mieć dziecko bez udziału faceta? Opowieść o samotnych w in vitro

Po wspomaganą ciążę zgłaszają się kobiety z wyższym wykształceniem. Po wspomaganą ciążę zgłaszają się kobiety z wyższym wykształceniem. Bruno Polnath / BEW
Nie chcą strzelać sobie „dziecka z balu”. Facet mógłby je nachodzić, szantażować, zarazić jakąś francą, a pragną dziecka. Zgłaszają się do klinik wspomaganego rozrodu po nasienie, jajeczko albo zarodek. Samotne matki invitrówki.
Liczba ciąż wspomaganych zapewne będzie rosła. Jeśli nie wejdą restrykcyjne przepisy, które to ograniczą.Monkeybusiness Images/PantherMedia Liczba ciąż wspomaganych zapewne będzie rosła. Jeśli nie wejdą restrykcyjne przepisy, które to ograniczą.

Greta ma mieszkanie po mężu i dobrą pensję. Opowiada swoją historię na portalach Bocian i Kobiety kobietom. Po to, żeby wesprzeć inne w podobnej jak ona sytuacji. Mąż zostawił ją, bo zakochał się w innej, ani młodszej, ani ładniejszej. Nie wziął niczego z mieszkania. Zamknął za sobą drzwi i nie wrócił. Niegdyś tak zostawił pierwszą żonę dla Grety. Nie chciał dzieci. Ze związku z poprzednią żoną miał dwoje. Greta godziła się z tym, by go nie stracić. Nie może powiedzieć złego słowa: był dobry i opiekuńczy. Wyszła z depresji dzięki myśli, że teraz może już urodzić dziecko.

Spośród 40-latek i starszych zgłaszających się do klinik wspomaganego rozrodu jest wiele decydujących się na dziecko po rozstaniu z mężczyzną. – Nie chcą już nowych związków – mówi dr Tomasz Rokicki z Invi Medu, Europejskiego Centrum Macierzyństwa w Warszawie, a zdają sobie sprawę, że kończy się czas, w którym mogą zostać matkami. – Rozsądna granica to 45 lat – mówi dr Beata Ciszko-Tralik z tej samej kliniki. Pacjentce 51-letniej odmówiła zabiegu.

Greta podeszła do sprawy macierzyństwa – jak mówi – racjonalnie. Nie chciała dziecka z mężczyzną z imprezy. Nabycie nasienia sprzedawanego w Internecie też nie wchodziło w rachubę. W klinice nasienie jest pewne. Zdrowe, przebadane, wyselekcjonowane. Greta spytała, jakie wykształcenie ma dawca, jest brunetem czy blondynem i czy zdrowy. To wszystko.

Bała się poza tym, że mężczyzna może ją upokorzyć. Jej mąż, miłość życia, powiedział jej na odchodnym: z moją dziewczyną w 15 minut przeżyłem więcej seksu niż z tobą przez 15 lat. Czy po czymś takim można sobie wyobrazić kontakt z jakimkolwiek mężczyzną? – pyta Greta do słuchawki telefonicznej (rozmowa w cztery oczy wykluczona).

Dr. Klaudiuszowi Cieplińskiemu z kliniki Gravida w Płocku 42-letnia pacjentka wyjawiła, że w dzieciństwie nabawiła się urazu do mężczyzn i nie jest w stanie zmusić się do stosunku. Ale takie sytuacje zdarzają się rzadko. Zazwyczaj kobiety nie mówią, dlaczego nie chcą zajść w ciążę pozamedycznie. Pragną urodzić. I tyle.

Kto jest ojcem wnuka

Jest pani pierwszą osobą, której o tym opowiadam, mówi 38-letnia Anna z portalu Bocian. Czuję ulgę, że mogę to z siebie wyrzucić. Gdy powiedziałam mamie, że jestem w ciąży, krzyknęła, że zwariowałam. Po chwili: kto jest ojcem? Tę wiadomość zachowam tylko dla siebie. Czy się z tobą ożeni? Nie, bo ma już żonę i dzieci. Czy będzie płacił alimenty? Nie chcę od niego żadnych pieniędzy. Czy jest zdrowy? Zdrowy. Dobre choć to.

Wiadomość o wnuku z in vitro – sądzi Anna – matka zniosłaby gorzej niż tę, że jest nieślubny. Określenie to brzmi dziś wręcz egzotycznie, brak obrączki już nie dyskredytuje matek ani dzieci, którym jeszcze na początku ubiegłego wieku na Podkarpaciu księża nadawali dziwaczne imiona, żeby je napiętnować. Teraz przeciwnie, nieślubne to jakby wyratowane od aborcji.

Invitrowe dziecko, choć statystycznie przez społeczeństwo akceptowane, budzi ciągle lęk – jakieś pincety, próbówki, sztuczne wydziwianie. Dlaczego z tego ma być wnuk w rodzinie? W poczekalni kliniki Invi Med Anna usłyszała opowieść o tym, jak jacyś bardzo religijni rodzice potraktowali córkę, która wyznała, w jaki sposób dorobili się z mężem dziecka: odtąd już nie ich córka, nie ich zięć, a ten wnuk to żaden wnuk. Anna postanowiła nie mówić ani matce, ani nikomu.

Trudno jest udźwignąć myśl – mówi Greta – że będzie się wychowywać dziecko w zupełnej samotności. Jeśli ojciec dziecka mieszka poza rodziną, jeśli nawet ma już inną, to jednak gdzieś jest, fizycznie istnieje. A tu nic. Tylko plemnik bez imienia i nazwiska.

Mimo to Greta się zdecydowała, bo śmiertelnie boi się samotności. Lecz trudno żyć z tajemnicą, o której nie powinno się nikomu powiedzieć i która nie kryje przecież w sobie niczego złego ani paskudnego.

Anna z portalu Bocian opowiada o paskudnym początku drogi do dziecka. Sama jest dzieckiem pozamałżeńskim. Wychowali ją dziadkowie, bo przyjaciel matki nie życzył sobie Anny, dziecka poprzedniego partnera, własnego zresztą też nie. Dziadkowie wykupili mieszkanie w przedwojennym budynku pod Warszawą. Obok niego stał ni to składzik, ni to garaż dziadka, nieotwierany od lat. Po śmierci dziadków dach wygiął się w końcu w łódkę. Wewnątrz ukazała się zapomniana przez Boga i ludzi Wołga z 1968 r. Dziadek nią nie jeździł, ale oliwił i wycierał szmatką: była jego maskotką.

Gdyby nie 40 tys. za zabytek, Anna nie podjęłaby decyzji. Jest nauczycielką, nie ma przesadnych zarobków. Jej związek z mężczyzną rozpadł się po paru latach. Nie spotkała ją żadna wielka miłość. Czy miała pozwolić, by ominęło ją także macierzyństwo?

Poproszenie kogoś ze znajomych, żeby ją zapłodnił, bo jej konkubentowi się nie udało, nie wchodziło w rachubę, są jakieś granice wstydu. Lesbijki proszą, co prawda, o nasienie kolegów gejów, ale im łatwiej – użyczają je mężczyźni z branży, załatwiają to między swymi.

Anna pojechała do sanatorium, bo tam się odbywa, jak słyszała, wielkie rykowisko. Dała się poderwać. Nigdy nie przeżyła większego obrzydzenia. Klinika przy tym wydała jej się czysta, piękna i bezimienna. Już po pierwszym podejściu lekarze powiedzieli Annie, że zarodek w niej ma długość 5,7 mm. Tyle do pokochania, a przecież będzie jeszcze więcej. Wariuje ze szczęścia, tak: wariuje. Ten kapitalik za samochód będzie na pierwsze potrzeby. Ma w szkole pełny etat, dyplomowany. Są dwa miesiące wakacji. Poradzi sobie.

Zarodek do adopcji

Iga też poradzi. Rozmawiamy z Igą twarzą w twarz, nie tylko telefonicznie, dzięki pośrednictwu organizacji popierającej planowanie rodziny. Delikatna i piękna, 42-letnia. Ekonomistka po SGH, z sukcesami, ceniona w swym środowisku. Ze stażem w zachodniej firmie handlowej.

Kupiła pod Poznaniem nieduży dom i urządziła. Jest z tych kobiet, które nie potrafią zadowolić się partnerem, byleby był. Mężczyzn na jej miarę dla wszystkich nie starcza. Mama, starsza już pani, mówiła: męża trzeba sobie znaleźć na studiach. Strasznie ją to naonczas oburzało. Teraz przyznaje, że miała rację.

Z jednym fantastycznym ekonomistą, z którym mogłaby być, jakoś się rozminęli. Dopiero po latach dowiedziała się, że on również darzył ją uczuciem. Ktoś inny stwierdził, że nie jest jeszcze gotowy do trwałego związku. Było nie było, nie udało się, nie Idze jednej. A zegar biologiczny tykał coraz szybciej i mogło być za późno.

W klinice początkowo przyjęto ją z rezerwą. Niektóre odmawiają procedur samotnym, inne zostawiają sobie wolną rękę. Nie ma przepisu stanowiącego, że z banku nasienia może korzystać tylko para, lecz brak konkretnych zapisów stawia lekarzy w dwuznacznej sytuacji – mówi dr Tomasz Rokicki z kliniki Invi Med, która raczej nie odmawia samotnym. Zdarza się to raz na kilkadziesiąt przypadków.

Samotne kobiety ubiegają się o adopcję już urodzonych dzieci. Powierza się je im, wychodząc z założenia, że dziecko musi mieć przynajmniej jedną kochającą osobę. Byłoby nielogiczne odmawianie im prawa do adopcji zarodka.

Iga poddała się inseminacji nasieniem z banku. Próba się nie powiodła. Po rocznej przerwie Iga zgłosiła się znów do kliniki, przyjmując dwa zarodki z własnego jajeczka z nasieniem z banku. Udało się. Powiedziała matce, jak zaszła w ciążę. Matka przyjęła to ze zrozumieniem, a potem z radością. Naczytała się o procedurach. Mówisz, że jeden z zarodków podzielił się na połowę i będą dwie bliźniaczki jednojajowe, powiedziała. A drugi zarodek, co się z nim stało? Z drugiego rozwija się trzecia dziewczynka, wyjaśniła Iga, urodzą ci się trzy wnuczki.

Tylko magisterki

Po wspomaganą ciążę zgłaszają się kobiety z wyższym wykształceniem. Inseminacja kosztuje 1500 zł. Nawet skromniej wykształcone i gorzej zarabiające są w stanie oszczędzić taką sumę. Ale takie nie przychodzą. Tylko magisterki.

Statystyki podają, że w 2009 r. przyszło na świat 4367 dzieci urodzonych przez 18-letnie i młodsze panny, przeważnie bez wykształcenia i z biednych środowisk. To dzieci wpadkowe i przedmałżeńskie – po nich dopiero ślub. Starszym pannom rzadziej przydarzają się przypadkowe ciąże. Większość 40-letnich i jeszcze starszych, a w tym samym roku było ich 1375, podejmuje przypuszczalnie decyzję o ciąży z rozmysłem. Spora grupa, choć nikt nie bada, ile ich jest – z pomocą lekarzy z klinik rozrodczości wspomaganej.

Lekarze mówią, że ich liczba utrzymuje się na tym samym poziomie. Ale tak jak rośnie liczba urodzeń pozamałżeńskich i przesuwa się społeczna akceptacja granicy wieku, w którym wypada urodzić dziecko, liczba ciąż wspomaganych zapewne też będzie rosła. Jeśli nie wejdą restrykcyjne przepisy, które to ograniczą. Wtedy będą jeździć, jeśli będzie je na to stać, po ciążę za granicę.

Polityka 14.2011 (2801) z dnia 02.04.2011; Coś z życia; s. 98
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Andrew Scott: kolejny wielki aktor z Irlandii. Specjalista od portretowania samotników

Poruszający film „Dobrzy nieznajomi”, brawurowy monodram „Vanya” i serialowy „Ripley” Netflixa. Andrew Scott to kolejny wielki aktor z Irlandii, który podbija świat.

Aneta Kyzioł
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną