Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Test na rozum

Ucz się pod klucz – podsumowanie

Testy maturalne uczniowie często wypełniają bezrefleksyjnie, „pod klucz”, którego próbują się domyślić. Testy maturalne uczniowie często wypełniają bezrefleksyjnie, „pod klucz”, którego próbują się domyślić. Lucyna Stachowicz / Forum
Zamykamy cykl artykułów poświęconych maturze z języka polskiego. Wzięliśmy ją pod lupę, by zaapelować o namysł nie tylko nad sposobem egzaminowania, ale i nauczania tego wyjątkowego przedmiotu.
MK/Polityka

Obowiązująca od 2005 r. formuła egzaminu końcowego w szkole średniej od początku budziła emocje. Dotyczyły one głównie egzaminu z języka polskiego. I wcale nie były to emocje tylko negatywne. Nie sposób pominąć zasadniczej zalety testów: wszyscy uczniowie zdają to samo, w tym samym momencie i oceniani są przez egzaminatorów, którzy w życiu ich nie widzieli i nie słyszeli. Trudno sobie wyobrazić lepszą gwarancję bezstronności oceny. Jeśli zaś chodzi o prezentację maturalną, to trudno wyobrazić sobie skuteczniejszy sposób na sprawdzenie samodzielności myślenia, erudycji i elokwencji.

Tyle że wyobraźnia sobie, a życie sobie. Z opublikowanych na naszych łamach wypowiedzi nauczycieli i ekspertów, z korespondencji, jaka napłynęła, wyłania się obraz smutny, pełen paradoksów. Wiele pytań w testach sprowadza się do swoistej zgadywanki, przy tym nie tyle tu o wiedzę chodzi, ile umiejętność posłużenia się terminologią literaturoznawczą czy językoznawczą. A jeśli w grę wchodzi wiedza, to często tak detaliczna, że jeśli nawet uczeń ją w szkole posiadł, to nie wiadomo po co. Zaś prezentacja maturalna wymaga umiejętności, których nikt w szkole z uczniem nie ćwiczył: napisania obszernej pracy i publicznej jej obrony.

Więc test uczniowie często wypełniają bezrefleksyjnie, „pod klucz”, którego próbują się domyślić. Wypisują bzdury, za co nie spotkają ich żadne negatywne konsekwencje, przeciwnie – jeśli w odpowiedzi znajdzie się choć przebłysk myślenia – egzaminator naciągnie ocenę. Tak przynajmniej wynika z poufnych wyznań, jakie nam poczynili egzaminujący nauczyciele, skłaniani przez władze oświatowe do przychylności przy werdyktach. Bo przecież – ironizowali – byłoby sprawą politycznie niebezpieczną, gdyby miało się okazać, że matura poszła fatalnie.

Prezentacje zaś (przyjmijmy, że zdecydowana większość to jednak samodzielne dzieła, a nie towar z rynku internetowego) często wypadają nieporadnie i karykaturalnie, bo dzieciaki nie mając ni wzorów, ni wskazówek – pozują na mędrców albo telewizyjnych showmanów.

Naukowcy, zaangażowani w reformę edukacyjną, powiadają, że te mankamenty da się powoli wyeliminować, nowa podstawa programowa, stopniowo wprowadzana od kilku lat do szkół kolejnych szczebli, pozwoli bowiem już w 2015 r. odmienić również maturę. Jednak odwrotu od testów prawdopodobnie już nie ma – tak egzaminuje się w całym cywilizowanym świecie. Wypada więc wierzyć, że da się skonstruować test na rozum, a nie na spryt; że uczniowie będą skłaniani do samodzielności w formułowaniu i wypowiadaniu sądów, a nie do ich powielania i mimowolnego parodiowania.

Przy okazji nie sposób jednak oprzeć się głębszym refleksjom na temat tego, dokąd zmierza współczesna szkoła. Zachwyt – bo też jest to powód do zachwytu – powszechnością aspiracji edukacyjnych i całkiem przyzwoitymi wynikami polskich uczniów na tle innych krajów w międzynarodowych badaniach umiejętności szkolnych (PISA) nieco nam chyba przysłania główne cele, którym miała służyć reforma oświaty. I nie chodzi tu o konkretne poczynania tego czy innego ministra, ale o generalne wyobrażenie, jaka powinna być i czemu służyć szkoła. O marzenie kształtujące się co najmniej od Gombrowiczowskiego protestu przeciw szkole gotowych schematów, utartych formułek, intelektualnej mielizny.

Zrekonstruujmy choćby 10 postulatów, związanych z językiem polskim jako przedmiotem, który – było nie było – uważany jest za centralny, oczywisty, absolutnie niezbędny. I zestawmy ze stanem obecnym.

1. Oczekiwano, że szkoła będzie uczyć samodzielności myślenia – dalej skłania ona do poszukiwania utartych formuł, gotowych odpowiedzi, tresując już teraz na potęgę do testów. Bo też od tego, jak uczniowie wypadną w testach, zależy pozycja szkoły w rozmaitych rankingach rzekomej jakości.

2. Wydawało się oczywistością, że szkoła ma wpoić umiejętność korzystania ze źródeł wiedzy, zwłaszcza w dobie wszechwiedzącej sieci – dziś często mamy do czynienia z karykaturą tej umiejętności. Wśród uczniów, a potem studentów rozpowszechnił się nawyk pracy na zasadzie kopiuj-wklej; szkoła, a potem studia promują wręcz kompilację jako cel i formę pracy. Znacznie groźniejszym zjawiskiem jest rynek usług paraedukacyjnych: bryków, gotowców, prac – od domowych po doktorskie – na obstalunek.

3. Uczniowie mieli się nauczyć czytać ze zrozumieniem, czyli rozumieć, co się czyta, ale też co się wybiera do czytania – tymczasem nieczytanie, brak kontaktu z czymkolwiek drukowanym nie jest szczególnym powodem do wstydu; przeciwnie – w modzie jest taką postawę manifestować. Szkoła i system egzaminacyjny zachęcają do czytania fragmentów utworów, wychodząc z dziwnego założenia, że fragment wystarczy, by wszystko zrozumieć. Z badań wynika, że głównym problemem dla uczniów jest dziś streścić dzieło czy wypowiedź publicystyczną, wyłowić jej główną myśl, sens, przesłanie.

4. Marzeniem była powszechna biegłość w formułowaniu myśli w mowie i na piśmie – uczniowie piszą coraz mniej; wspomniana metoda kopiuj-wklej powoduje, że jakiekolwiek dłuższe wypowiedzi są tylko zlepkiem akapitów, że brakuje im dyscypliny, logiki, jasności wywodu. A w całej swojej karierze szkolnej mówi się publicznie (nie chodzi oczywiście o rutynowe odpowiedzi przy tablicy czy wygłoszone w klasie referaty) tylko raz – podczas maturalnej prezentacji.

5. Miał uczeń opuszczać szkołę z niezbędną orientacją w świecie ludzkiej kultury – przeszłej i obecnej – a głęboka dezorientacja nie jest czymś wyjątkowym. Przeładowanie programu nadmiarem informacji do zapamiętania prowadzi do tego, że uczniowie nie wiedzą, co w tym ogromnym zasobie jest naprawdę ważne albo wręcz elementarne, toteż na przykład wątpliwość, co było pierwsze: oświecenie czy odrodzenie, nie uchodzi za przejaw ignorancji – ot, luka w pamięci.

6. Miała szkoła odstępować od zasady „3 x Z”: zakuj, zalicz, zapomnij – zasada wydaje się wciąż skuteczną taktyką uczniowską, skoro najskuteczniejszą strategią, gwarantującą awans do dobrej szkoły kolejnego szczebla, jest zdobycie jak największej liczby punktów w testach.

7. Wydawało się, że szkoła będzie odstępować od tradycyjnego podziału na przedmioty szkolne, a na pierwszy ogień pójdzie właśnie polski, porzucając tradycję przedmiotu patetycznego, na którym raczej oddaje się hołd Wielkiej Literaturze niż na podstawie utworów literackich mówi o człowieku – ale podział przedmiotowy od dziesięcioleci się nie zmienia. Historii mało gdzie uczy się synchronicznie z literaturą; kultura współczesna to kompletny margines; wprowadzenie elementów wiedzy filozoficznej, psychologicznej, socjologicznej uchodzi za ekscentryczność.

8. Zmienić miały się zasadniczo relacje między uczniem a nauczycielem – uczeń wciąż jest petentem, a nauczyciel – egzekutorem wiedzy. Zmieniło się tyle, że uczniowie częściej przekraczają granice arogancji (choćby komunikując, że nie zamierzają czytać), a nauczyciele pozbawieni – i słusznie – narzędzi przestarzałych i okrutnych (czyli dyscypliny w sensie ścisłym), nie zostali wyposażeni w nowe (czyli kompetencje psychologiczne, które pozwoliłyby namówić młodego człowieka na choćby umiarkowany wysiłek intelektualny).

9. Ukończyć ogólnokształcące gimnazjum mieli wszyscy, a liceum – większość, ale obiecywaliśmy sobie pielęgnować uczniów wybitnych. Szkoły społeczne i prywatne zrazu wydawały się edukacyjną awangardą. Dziś wcale nie jest to takie pewne, wiele szlachetnych inicjatyw przerodziło się może niekoniecznie od razu w fabryki świadectw za pieniądze, ale w cieplarnie dla pięknoduchów, bez opłacalnych w życiu społecznym kompetencji, jak przebojowość, odporność na stres.

10. Miała szkoła przygotowywać człowieka otwartego na wiedzę, wiecznie ciekawego, gotowego do ustawicznych innowacji, w tym do zmiany pracy nawet 10 razy w życiu – większość absolwentów szkół, włączając szkoły wyższe, przejawia dziś co najwyżej gotowość do wykonania jasno zakreślonego zadania; oczekuje poleceń i stara się zaspokoić oczekiwania, wśród których lepiej nie napotkać zadania: bądź kreatywny.

Na początku czerwca w Warszawie odbyła się zorganizowana przez Instytut Badań Edukacyjnych (pod medialnym patronatem POLITYKI) konferencja na temat stanu polskiej edukacji, która zgromadziła 2,5 tys. nauczycieli, dyrektorów szkół i ekspertów. Podczas zamykającej wydarzenie panelowej dyskusji zaprezentowany został punkt widzenia teoretyków, praktyków i publicystów. Nasz, tu opisany, obraz stanu polskiej szkoły został uznany za nadto przyczerniony, marzenia – za zbyt wygórowane, a stosunek do reformy – za zbyt niecierpliwy. Pedagodzy zachęcali, by patrzeć na nią jako nieustający proces, i dostrzegać niesłychane szanse edukacyjne, jakie otworzyły się – również dzięki jednolitym zewnętrznym egzaminom – przed młodzieżą z małych ośrodków i zaniedbanych środowisk. Być może nadzieja, że z połowy narodu – bo połowa młodzieży chce dzisiaj kończyć studia – da się zrobić inteligentów, była i jest naiwna. Zresztą, wnosząc z sytuacji na rynku pracy, wcale nie inteligentów on łaknie, raczej – sprawnych funkcjonariuszy korporacyjnych.

Niewykluczone też, że szkoła jako instytucja stara się po prostu podołać wyzwaniom cywilizacyjnym. Skoro cały nasz świat, cała kultura czy też popkultura, od polityki po telewizyjną rozrywkę, zasadza się na nieustającym wyścigu, konkurencji, walce z rywalem-wrogiem, to trudno, by i szkoła nie uległa dyktatowi punktów, procentów, procedurom rankingowania, eliminowania, awansowania.

Biorąc pod uwagę to wszystko, warto jednak wciąż upominać się o umiar i rozsądek. Język polski jest wyjątkowym przedmiotem, ciąży na nim specyficzne zobowiązanie – ma nauczyć człowieka komunikowania się, to znaczy ubierania myśli w słowa i używania do tego rozumu. Bez tej umiejętności po prostu nie jesteśmy w stanie funkcjonować jako społeczeństwo, raczej jako zbiorowisko pohukujących na siebie hord. Do podjęcia naszej akcji sprowokowali nas sami autorzy tegorocznego testu maturalnego, dając uczniom do ćwiczeń fragmenty artykułu z „Poradnika Psychologicznego POLITYKI”. Traf chciał, że był to artykuł o umiejętności komunikowania się (i używania do tego rozumu).

Cykl „Ucz się pod klucz” oraz korespondencję czytelników w tej sprawie przekażemy ministrowi edukacji i szefowi Centralnej Komisji Egzaminacyjnej w nadziei, że w następnych latach, skoro już coś testować musimy, testujmy w większym stopniu rozum i rozumienie.

Polityka 25.2011 (2812) z dnia 14.06.2011; Nauka; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "Test na rozum"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną