Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Nowe życie książki

Po co komu biblioteka

Waldemar Mierzwa, mazurski wydawca i antykwariusz, książki zbiera od 15 roku życia. Waldemar Mierzwa, mazurski wydawca i antykwariusz, książki zbiera od 15 roku życia. Leszek Zych / Polityka
Gromadzenie księgozbiorów w kraju, w którym 56 proc. ludzi nic nie czyta, wydaje się czynnością dość ekscentryczną. A jednak wciąż powstają nowe, prywatne i publiczne, biblioteczki.
Sylwia Stano i Zofia Karaszewska właścicielki Bibliocreatio, dobierają dla klientów książki na miarę.Leszek Zych/Polityka Sylwia Stano i Zofia Karaszewska właścicielki Bibliocreatio, dobierają dla klientów książki na miarę.
Jan Straus, warszawski bibliofil, szuka treści, nie oprawy.Leszek Zych/Polityka Jan Straus, warszawski bibliofil, szuka treści, nie oprawy.
Czuły Barbarzyńca - czytelnia, księgarnia i kawiarnia w jednym.Leszek Zych/Polityka Czuły Barbarzyńca - czytelnia, księgarnia i kawiarnia w jednym.
Justyna Lisek, kierowniczka Przystanku Książka, gdzie można zatrzymać się na niespieszną lekturę.Leszek Zych/Polityka Justyna Lisek, kierowniczka Przystanku Książka, gdzie można zatrzymać się na niespieszną lekturę.

Pewien 60-latek spod znaku Strzelca zaprosił gości na urodziny uprzedzając wszystkich, że jeśli myślą o prezencie, niech będzie to książka, co do której są przekonani, iż powinien ją przeczytać. Otrzymał ich ponad 100. Tak powstała – jak ją nazywa – domowa Biblioteczka Przyjaciół.

Warszawski Czuły Barbarzyńca jako jeden z pierwszych zerwał z peerelowskim podziałem: osobno czytelnia (z obowiązkową ciszą), osobno księgarnia, osobno kawiarnia. Do Czułego Barbarzyńcy można wpaść na książkę.

Na półkach w mieszkaniu Jana Strausa, emerytowanego inżyniera, stoi 8 tys. książek. Straus należy do Warszawskiego Towarzystwa Bibliofilów, ale nie uważa się za typowego przedstawiciela tej społeczności. – Bibliofile są zwykle kolekcjonerami książek rozumianych jako przedmioty. Często wygląda to tak, zwłaszcza na Zachodzie, że stowarzyszenia zrzeszające elitarnych kolekcjonerów wydają książki w niskim nakładzie, ilustrowane na specjalne zamówienie przez najwybitniejszych artystów. Zdaniem Strausa ta forma miłości do książek eksponuje przede wszystkim ich materialne walory. On szuka treści.

Waldemarowi Mierzwie, wydawcy z Dąbrówna na Mazurach, który książki zbiera od 15 roku życia, treść części jego zbiorów narzucił przypadek. Osiem lat temu dostał wiadomość, że niemiecki antykwariusz musi się pilnie pozbyć 200 tys. naukowych książek humanistycznych wydanych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Mierzwa odkupił za symboliczną markę 2 tys. z nich. To one dały początek antykwariatowi, dobrze uzupełniając ofertę strony internetowej jego regionalnego wydawnictwa. Antykwariat nazywa się Mazurski. Prywatny księgozbiór Mierzwy, który już kilkakrotnie gruntownie przebudowywał swoje zbiory, liczy 6 tys. tomów, czwartą jego część stanowią mazurskie regionalia.

Treść gromadzonych książek to sprawa osobista – uważają Sylwia Stano i Zofia Karaszewska, które w 2010 r. założyły firmę Bibliocreatio, zajmującą się doradztwem czytelniczym. Tworzą dla klientów domowe biblioteki, ale też proponują subskrypcję tytułów: co miesiąc dwie lub trzy książki odpowiadające wrażliwości i gustom.

W bibliotekach publicznych tematyka zgromadzonych książek działa trochę jak szyld reklamowy. Przystanek Książka na warszawskiej Ochocie ma księgozbiór dla młodych i przyszłych rodziców. Można wypożyczyć tomy o pedagogice małego dziecka, psychologii, diecie. – Dzięki spójnej ofercie jesteśmy dla czytelników przewidywalni, wiedzą, w jakich sytuacjach mogą na nas liczyć – mówi Justyna Lisak, kierowniczka biblioteki.

Oprawa zdobi

Najoczywistsze, zdawałoby się, kryterium budowy księgozbioru nie jest jedynym, a często nawet nie kluczowym. – Ładnie oprawiony XVII-wieczny starodruk, przywieziony z Francji, w której nie ma nim zainteresowania, w Polsce kupuje się za 300 zł. Niezależnie od jego treści – opowiada Jan Straus. Odnosi wrażenie, że kolekcjonerstwo urodziwych grzbietów jest dziś dużo częstsze niż ciekawość zawartości.

Straus przez pół młodości po prostu czytał. W domu, tramwajach, pociągach. A potem wydoroślał, zaczął przemyśliwać dokonywane wybory. Zdecydował, że budowanie księgozbioru zacznie od lektur dotyczących średniowiecza i oświecenia. W 1972 r., w poszukiwaniu wyczerpanych wydań, wszedł po raz pierwszy do antykwariatu. Tak zaczęło się jego trzecie życie. Bo życie kolekcjonera jest bytowaniem równoległym, obok życia prywatnego i zawodowego. Jan Straus przez ciekawość oświecenia podryfował do pamiętników Juliana Ursyna Niemcewicza. Na fali pamiętników dopłynął do wspomnień sybiraków. – Uznałem wówczas, że każdy Polak, który myśli poprawnie, prędzej czy później trafi na Sybir. Więc dobrze się orientować, jak tam jest. Dziś zbiera także pierwsze opisy miejscowości i ziem dawnej Rzeczpospolitej, ma solidny zbiór pierwodruków romantyków i jedną z największych w Polsce kolekcji awangardy.

Waldemar Mierzwa uważa, że księgi ładnie oprawione i pięknie zilustrowane zawsze miały wzięcie i niebagatelną cenę. Inna rzecz, że wygląd książki liczy się nawet, gdy pieniądze nie mają nic do rzeczy. Justyna Lisak z Przystanku Książka widzi, że zużyte, zakurzone, zgrzebne wydania sprzed 30–40 lat są dla czytelników przezroczyste. Omiatają je wzrokiem, nie widząc na półkach.

Pomysł właścicielek firmy Bibliocreatio polegał na tym, by najpierw się dowiedzieć, czego klient nie omiecie wzrokiem. Na pierwszym spotkaniu pytają go więc o jego życie: co lubi robić, jak pracuje, jaka muzyka go relaksuje. Potem sprawdzają, czego szuka w literaturze. – Podział na kryminały, romanse czy książki historyczne to tylko pierwszy poziom. Patrzymy, jaki sposób prowadzenia narracji, budowania fabuły odpowiada sposobowi widzenia świata przez klienta. Czy woli szczęśliwe czy nieszczęśliwe zakończenia? Jakich bohaterów lubi? Niektórych na przykład interesują tylko niezależni mężczyźni, którzy mają dużo kobiet – tłumaczy Sylwia Stano. Inni wyznaczają tematy. Chirurg transplantolog zamawia trzy książki miesięcznie: sensacyjną – z szybką akcją i wielością zdarzeń, kryminalną – z zagadką do rozwikłania (byle nie zbyt krwawą), i płomienny romans. Inny klient, kapitan żeglugi, przed długim rejsem zażyczył sobie wyprawki z samych romansów.

Właścicielki Bibliocreatio początkowo nastawiały się na klientów, których interesuje książka jako przedmiot i księgozbiór jako wizytówka. – Sądziłyśmy, że skoro nie wstyd poradzić się dietetyka albo architekta wnętrz, można też skonsultować się w sprawie kupna książek. Ale ludzie, o których myślałyśmy, wstydzą się przyznać do niewiedzy. Zgłaszają się raczej inteligenci, młodzi menedżerowie, świadomi rodzice, którzy wiedzą, że trzeba czytać dzieciom, ale nie mają czasu śledzić rynkowych nowości – opowiada Sylwia Stano. I dla takich klientów ma znaczenie, że książka to przedmiot szczególny. – Mama dwójki dzieci chce, by przywykły do tego, że książki są częścią wyposażenia domu, tak jak wielki telewizor czy gry Playstation. Żeby wiedziały, że w „Poszukiwaniu straconego czasu” to siedem tomów – dodaje Zofia Karaszewska. Młodzi inteligenci lubią, by książki zdobiły ich wnętrza mieszkań. U zaprzyjaźnionego antykwariusza zamawiają oprawy dopasowane do stylistyki domu lub do treści, jak lustrzana okładka w „Alicji po drugiej stronie lustra”.

Justyna Lisak sądzi, że wpływ książka–wnętrze jest dwukierunkowy. Budynek, w którym dziś znajduje się Przystanek Książka, wcześniej gościł kolejno: restaurację Magnolia, chiński bar i klub nocny. Gdy cztery lata temu otwierano tu wypożyczalnię, wystrój i nazwę wymyślono w nawiązaniu do jeszcze starszej przeszłości miejsca. O kilka kroków była historyczna zajezdnia tramwajowa, stąd wzięła się nazwa Przystanek Książka. Po prawdzie, aranżacja wnętrza mniej ma wspólnego z tramwajem, więcej ze stacją kolejową – są tu drewniane ławki i dworcowe zegary. Ale czytelników niespójność nie razi, a przyciąga fakt, że wnętrze jest jakieś.

 

 

Z kosza na Allegro

W technologii gromadzenia księgozbiorów zmiany czasów widać jak w niewielu innych działaniach. Tuż po wojnie zbieracze posilali się tym, co zostało z rozbitych bibliotek prywatnych. Potem powstała mała sieć państwowych antykwariatów. Z czasem zaczęły wyrastać pojedyncze antykwariaty prywatne. Można w nich było trafić na paryską „Kulturę”. – Poza wyznaczonymi miejscami handel książkami był zakazany, ale znajomi przywozili je sobie nawzajem z Zachodu. No i czyhało się na to, co w księgarniach. Był w tym rodzaj misji kupowało się książki, bo nie było wiadomo, czy zaraz nie zostaną uznane za treść wywrotową na zapas, by zapewnić strawę rodzinie na dłuższy czas – wspomina Jan Straus. Dziś jest Internet. Wiele antykwariatów – tak jak Mazurski Mierzwy – zrezygnowało z tradycyjnych siedzib.

Zofia Karaszewska i Sylwia Stano czas na wynajdywanie książek dzielą równo między księgarnie, antykwariaty i sklepy internetowe. Niekiedy najpierw wpadnie im w ręce oryginalny tytuł, a potem myśl: ależ to świetnie do któregoś z klientów pasuje. Tak było niedawno z „Zabójstwem przy rue Morgue” Edgara Allana Poe, nowelą uważaną za pierwszy utwór detektywistyczny. Wraz z Allegro, zdawało się, dla poszukiwaczy książki otworzył swe podwoje raj. – Bywają tam wystawiane wspaniałe książki przez ludzi, którzy nie mają pojęcia, ile są warte – tłumaczy Waldemar Mierzwa. Wiele ciekawych pozycji, wydanych niegdyś w mikroskopijnych nakładach, można kupić po złotówce.– Jeśli ktoś zaczął kupować na Allegro, a wcześniej na eBayu, już dawno ma świetny księgozbiór za niewielkie pieniądze – podkreśla. Z drugiej strony, niezorientowany amator może przepłacić za pozorną okazję.

Tych najcenniejszych tomów próżno jednak szukać i na ladach antykwariatów, i w zwyczajnych sklepach internetowych. Trafiają prosto na aukcje. Sprzedający na dzień dobry ustala z antykwariuszem cenę wywoławczą i procent – zwykle 20–30, jaki antykwariusz dostanie od ostatecznej kwoty sprzedaży. Nie to co kiedyś, gdy antykwariusz płacił klientowi 100 zł, a jeśli uznał, że rzecz jest wartościowa – wystawiał. Choćby cena urosła 4 tys. razy, klient już nic z tego nie miał.

Inna rzecz, że sprzedawanie książek to dla inteligenta wciąż wstyd, jak wyzbywanie się czegoś osobistego. Z tym większym bólem Waldemar Mierzwa rozmawia z tymi, którzy pozbywają się swych księgozbiorów – z powodu wieku, potrzeby gotówki, braku zainteresowanego następcy. Zwłaszcza gdy musi im powiedzieć, że do sprzedaży nadaje się 10 proc. gromadzonej przez dziesięciolecia biblioteki. – Bo reszta to na przykład ładnie wydana polska klasyka, której nikt dziś nie szuka. To dla tych ludzi straszny cios, bo zbierali książki w nadziei, że ktoś kiedyś z tego skorzysta. Mierzwa do tej pory ma przed oczami widok kilku tysięcy tomów rozłożonych w stosach w ogromnym pokoju. – Krewni zmarłej nauczycielki języków klasycznych poprosili mnie o likwidację jej księgozbioru. Początkowo nie wiedziałem, dlaczego wyjęli z półek te wszystkie książki. Szybko zrozumiałem, że jedyne, co ich interesowało, to czy w środku są ukryte pieniądze. Przewertowali każdą książkę! Mazurski antykwariusz oddaje część książek bibliotekom. Czasem wstawiają je na regały, czasem wykładają do koszy, jako darmowe książki dla czytelników (te kosze bywają też drogą na Allegro).

W Przystanku Książka z podobnych darów pochodzi dwie trzecie pozycji wprowadzanych w tym roku do katalogów. – Wyłącznie z książek, które czytelnicy nam podarowali, stworzyliśmy księgozbiór anglojęzyczny – opowiada Justyna Lisak. Na razie to ledwie 150 książek, ale dużo więcej czeka w magazynie. Waldemar Mierzwa miał też kiedyś pomysł, by z likwidowanych zbiorów zakładać nowe biblioteki. Stworzył taką dla pobliskiego ośrodka Markotu – solidną, 3 tys. tytułów. Spłonęła. Szef ośrodka zadzwonił z prośbą, aby ponownie książek nie zbierać. Bo ze 150 pensjonariuszy tylko pięciu chciało je wypożyczać.

Po co komu biblioteka

12 proc. Polaków wciąż jeszcze intensywnie czyta.

60-latek spod znaku Strzelca od ośmiu miesięcy oddaje się lekturze prezentów z Biblioteczki Przyjaciół.

Jan Straus lubi usiąść w pokoju i popatrzyć na półki odzwierciedlające historię jego życia. Niekiedy przestawia zbiory. Według nazwisk autorów, datami lub miastami, z których autorzy pochodzą. I nagle odnajduje podobieństwa, których wcześniej nie zauważał. Nowe znaczenia.

Doradczynie z Bibliocreatio mówią, że klienci ciągle patrzą na książki jak na przekaźniki wartości rozumianych w stary, inteligencki sposób. Ostatnio jedna z pań sprezentowała synowi na 20 urodziny bibliotekę klasyków. 50 książek, które mają mu towarzyszyć jako mężczyźnie przez całe życie. Od „Hrabiego Monte Christo”, przez Jarosława Haska, Josepha Conrada, po Charlesa Bukowskiego. Bywa, że ktoś prosi, by przez książki pomóc oswoić życie. Wytłumaczyć dziecku, że mama ma raka albo że rodzice muszą się rozwieść. W Bibliocreatio współpracują z psychologiem.

Justyna Lisak lubi w książkach ich przydatność w tworzeniu przyjemnych sytuacji. W Przystanku Książka regularnie organizuje głośne czytanie dla dzieci. A niedawno biblioteka włączyła się w akcję Och-Teatru „Czytanie gdzie indziej”. Aktorzy czytali na dachu wieżowca, u fotografa, w Przystanku w piwnicznych magazynach, po zmroku, wśród przesuwnych regałów. Kryminał w takiej scenerii znacznie szybciej mrozi krew.

Waldemarowi Mierzwie niedawno przy likwidacji jednego z księgozbiorów nie było smutno. Żona zmarłego lokalnego działacza Solidarności spieniężyła wszystko, co się dało z ich biblioteki, by wydać opowieść o jego życiu. Starzy zbieracze uważają, że książka powinna czymś zaowocować.

A z monachijskim antykwariuszem było tak. Jest on Niemcem z czeskich Sudetów. Jako żołnierz Wehrmachtu we wrześniu 1939 r. wziął udział w wojnie przeciwko Polsce. Poza nim w plutonie byli sami Ślązacy, którzy rozmawiali ze sobą w swojej gwarze. Sierżant błagał ich, by chociaż rozkazy przekazywali po niemiecku. Przyszły antykwariusz poznał podczas wojny jeszcze kilka języków Europy Środkowo-Wschodniej. Kiedy osiadł po wojnie w Monachium, zaczął specjalizować się w zaopatrywaniu niemieckich bibliotek w książki naukowe, wydane w krajach środkowej Europy.

Antykwariusz współpracował m.in. z Ars Poloną. Często bywało tak, że zamawiał jeden tytuł z historii Polski, a dostawał dodatkowo trzy–cztery pozycje, np. z socjologii wsi, z tłumaczeniem: Dla pana to drobiazg, parę marek więcej, a komu my je sprzedamy? Pod koniec lat 60. kupił za bezcen książki polskie wycofane ze zbiorów czeskich bibliotek, najwięcej miało pieczątki miasta Hradec-Kralove. Przez blisko sześć dekad zgromadził ok. 200 tys. woluminów autorstwa słowiańskich uczonych.

Gdy antykwariusz przekroczył osiemdziesiątkę, interesy przejęła córka. Koszty utrzymania magazynu stale rosły. Zaczęto szukać chętnych na przejęcie prawie za bezcen tej części zasobów. Na ogół bezskutecznie. – Pamiętam, że pakowaliśmy książki w późny sobotni wieczór – wspomina pobyt w Monachium mazurski antykwariusz. – Wychodziliśmy z magazynu ostatni. W poniedziałek wyspecjalizowana firma wywiozła dziesiątki tysięcy woluminów na makulaturę.

Polityka 31.2011 (2818) z dnia 26.07.2011; Na własne oczy; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Nowe życie książki"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną