Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Zwykłe małżeństwo

Po morderstwie w polskiej rodzinie na wyspie Jersey

Damian Rz. trzymający na rękach nieżyjącego już synka Kacpra Damian Rz. trzymający na rękach nieżyjącego już synka Kacpra nk.pl
Szybko ustalono, że ofiary i sprawca masakry na wyspie Jersey są Polakami, policja ujawniła ich nazwiska i twarze. 30-letni Damian Rz. odebrał życie żonie Izabeli, 18-miesięcznemu synkowi Kacprowi, 6-letniej córce Kindze, teściowi, przyjaciółce żony – Marcie de la H. i jej 5-letniej córce Julii.

Dramat wydarzył się na malowniczej brytyjskiej wyspie, chętnie nazywanej rajską. Piękne widoki, rozległe plaże i malownicze klify: życie płynie tu leniwie, wygodnie i przewidywalnie. Polacy są na wyspie sporą emigracyjną mniejszością. Pracują fizycznie, ale coraz częściej także w bankach i turystyce.

Niemal natychmiast na profilu, jaki Damian Rz. założył na portalu Facebook pojawiły się pierwsze komentarze. „Stryczek, śmieciu!”, „Morderca!”, „Niech ci się co noc śnią twoje dzieci i żona!” – pisali internauci. Internet buzował od emocji i już osądzono rzekomego sprawcę: „świr”, „popapraniec”, „zbrodniarz”, „psychopata”.

Bryan Ogesa, podający się za sąsiada rodziny, opowiadał sugestywnie mediom, że usłyszał krzyk „Pomocy! Pomocy!” i zobaczył dziewczynę, leżącą w kałuży krwi, na progu domu zajmowanego przez rodzinę Rz. Miał też widzieć, jak mężczyzna goni i dopada drugą kobietę. „Zdaliśmy sobie nagle sprawę, że on ma w ręku nóż i nie bije kobiety, tylko pcha ją nożem” – mówił Ogesa. Damian Rz. trafił do szpitala. Jak twierdził Ogesa – gdy druga z kobiet padła martwa, próbował odebrać sobie życie kilkakrotnie wbijając 15-centymetrowy nóż w klatkę piersiową i ramiona. Pomoc nadjechała jednak wystarczająco szybko.

Damian Rz. przeszedł operację, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo,. Ale przyjmuje silne leki uspokajające i przeciwbólowe, nie można więc go przesłuchać. Śledczy próbują więc odtworzyć wydarzenia na podstawie zeznań osób związanych z rodziną Rz.

Inny chłopak z osiedla

Damian mieszkał z rodzicami w bloku na nowosądeckim osiedlu Wojska Polskiego. Jednak nie miał tutaj bliskich kolegów. - Znaliśmy go, ale tylko tak, na „cześć-cześć”. On nigdy z nami nie przesiadywał, tylko czasem pogadaliśmy. Jego brat też się z nami nie trzymał – mówi Tomek, który mieszka w sąsiednim bloku.

- To dobry chłopak, grzeczny. Nigdy z nim nie było problemów. Ale też rzadko tu bywał, obaj z bratem dużo czasu spędzali u babci, na sąsiednim osiedlu. Babcię bardzo kochali i dużo jej pomagali – mówi Maria Pyto, koleżanka rodziców Damiana.

Częste wizyty u babci były też prawdopodobnie formą ucieczki z rodzinnego domu. - Wszyscy wiedzą, że jego ojciec lubił wypić. Jak tylko jest jakaś afera na osiedlu, on zawsze się w to wmiesza. Ludzie go tutaj nie lubią i Damian chyba się go wstydzi - zastanawia się Tomek.

Ale w szkole, liceum ogólnokształcącym przy Zespole Szkół Samochodowych, Damian nie pokazywał, że w domu są jakieś problemy. - Był przeciętny. Dostawał średnie oceny, nie wychylał się zbytnio na lekcjach i nie sprawiał kłopotów wychowawczych. Rodzice przychodzili na wywiadówki i wszystko wyglądało naprawdę normalnie – twierdzą znajomi ze szkolnych lat.

Rodzina

„Kochający ojciec”, „wspaniały mąż” – tak mówią o Damianie Rz. znajomi z Jersey i z rodzinnego Nowego Sącza. Zgodnie powtarzają, że nie tolerował przemocy wobec dzieci i ciężko pracował, żeby niczego im nie brakowało. „Wolałbym sobie rękę uciąć, niż podnieść ją na dziecko” – zwykł mawiać. Także na kilka godzin przed tragedią zachowywał się jak klasyczny dobry ojciec. Tamtej niedzieli rano Damian z rodziną wracał z wakacji spędzonych w Polsce, głównie w Nowym Sączu. - Byliśmy razem na promie. Bawił się z Kacprem jak każdy inny tata. Nic nie wskazywało na tak bliską tragedię – napisała na portalu koleżanka Izabeli.

Izabelę poznał 10 lat temu, gdy odbywał służbę wojskową w Bydgoszczy. Była jego wielką miłością. Byli małżeństwem od siedmiu lat, sześć lat temu razem wyjechali na Jersey. Coś się jednak w małżeńskich relacjach popsuło. - Przechodzili kryzys. Damian był przekonany, że ona ma romans i podejrzewał, że jest w ciąży z innym mężczyzną – twierdzi kolega, który z nim pracował. Znajomi potwierdzają, że miesiąc przed tragedią, Damian dowiedział się o romansie żony. Czy dlatego, na kilka tygodni przed tragedią, próbował popełnić samobójstwo połykając kilkadziesiąt tabletek leku na depresję? - Gdy znalazł się w szpitalu, Izabela powiedziała mi, że zrozumiała, jak bardzo go kocha. Mówiła: „Chcę znowu mieć normalną rodzinę, chcę żyć tak, jak cztery lata temu” – twierdzi Katarzyna Krajewska, koleżanka Izabeli. Czy sprawy rodzinne były powodem desperacji, czy raczej zmęczenie pracą albo brakiem perspektyw na emigracji?

Damian drugą szansę od życia także miał potraktować bardzo serio. - Chciał żyć dla rodziny, zacząć od nowa – wspomina Krajewska.

„Kocham Cię nad życie. Razem, trzymając się za ręce zniesiemy wszystko, bo jesteś moją miłością, wiarą, pokorą, a przede wszystkim, moją drugą połową” - napisała Izabela na swoim profilu na Facebooku. Był 21 lipca. Za chwilę wyjechali na wakacje do Polski.

Deweloper

Gdy na Jersey ruszyła zbiórka pieniędzy na transport zwłok ofiar do Polski, pojawiła się informacja, że rodzina Rz. straciła ostatnio wszystkie oszczędności. Damian rzekomo chciał kupić mieszkanie w rodzinnym mieście. Miał wpłacić 50 tys. zł deweloperowi, który później zniknął wraz z pieniędzmi. Spekulowano, że to był powód załamania nerwowego.

W 85-tys. Nowym Sączu nowych inwestycji jest niewiele, a gdy już budowany jest jakiś apartamentowiec, czy osiedle, wiedzą o tym wszyscy. Nikt jednak nie słyszał o nieuczciwym deweloperze, który uciekł z pieniędzmi. Także Marek Garstka, brat Izabeli, nie wiedział, że jego bliscy mieli takie problemy. Czy trzymaliby je w tajemnicy przed rodziną?

„Gdy kilka dni temu byli w Polsce, moja siostra nie wspominała, że dzieje się cokolwiek złego. Nie było też widać, że coś się między nimi psuje – przekonywał w rozmowie z dziennikiem „Jersey Evening Post”. - Podobno oszczędzali na budowę domu. Nie wiedzieli jeszcze, gdzie miałby stanąć, ale sądzę, że byłby to Nowy Sącz lub Bydgoszcz, bo to ich rodzinne miasta. Izabela często mówiła, że lubi Bydgoszcz, ale nie wspominała na serio o powrocie”.

Powrót

Czy zamierzali wracać do kraju? Damian i Izabela, mieszkając na wyspie ponad pięć lat, mieli status rezydentów. W praktyce oznacza to, że stali się pełnoprawnymi mieszkańcami Jersey i gdyby zaszła potrzeba, łatwiej byłoby im znaleźć dobrze płatną pracę, wygodne mieszkanie, czy korzystać z uprawnień socjalnych. Nie byli emigrantami, którzy wczoraj przyjechali do pracy i muszą walczyć o przetrwanie. Twierdzili, że na wyspie żyje im się dobrze.

Zwłaszcza że finansowo układało się pomyślnie. Damianowi pracę załatwił teść, który od lat pracował na wyspie w firmie pośredniczącej w zatrudnieniu. To dzięki niemu 30-latek pracował na budowie i zarabiał wystarczająco dobrze, żeby Izabela nie musiała pracować, zajmowała się domem i dziećmi. Nic nie wskazuje, że chcieli się szybko dorobić i wrócić do Polski. Więcej zdaje się przemawiać za tym, że zostaliby na wyspie: po tylu latach nie zostawia się ułożonego przecież życia, zwłaszcza, że w Polsce nie mieli pracy ani mieszkania. Ich córka wkraczała w wiek szkolny. Zresztą, nikt ze znajomych nie słyszał, aby opowiadali o planach powrotu. Ani w Sączu ani w Bydgoszczy nie żyliby na takim poziomie.

Wynagrodzenie Damiana pozwoliło rodzinie na wynajęcie domu w pięknej dzielnicy i raczej wygodne życie. Mieli nawet oszczędności, na czarną godzinę, jeździli - całą czwórką - na wakacje do Polski i utrzymywali relacje towarzyskie. Na Jersey mieli mnóstwo znajomych Polaków i pomysłów na spędzanie wolnego czasu. Całkiem nowe pokolenie emigrantów, którym się udało i powoli już zapuszczali korzenie.

Marta

Drugą kobietą, która zginęła tamtej niedzieli była 34-letnia Marta de la H. Urodziła się w Gniewie, ale od lat mieszkała na Jersey. Tu wyszła za mąż, pięć lat temu urodziła córkę Julię. Nie była jednak – jak się zdaje - szczęśliwa. Na sześć dni przed śmiercią, Marta dowiedziała się, że jej mąż ma romans. Miała rzucić się wtedy na niego z pięściami, a potem zaatakować funkcjonariuszy, którzy pojawili się na miejscu.

Jej proces miał odbyć się w poniedziałek, ten najbliższy, którego już nie dożyła. W oczekiwaniu na rozprawę, Marta potrzebowała stałego adresu, aby nie trafić do aresztu i nie zostawić Julii pod opieką ojca. Przeniosła się więc do Izabeli, swojej najlepszej przyjaciółki, natychmiast gdy rodzina Rz. wróciła z wakacji w Polsce.

Śledztwo

Policja Stanowa z Jersey zakłada, że Damian Rz. to jedyny podejrzany i całe działania skierowała na uzasadnienie tego scenariusza. Bliskich Damiana przesłuchała policja polska, do Nowego Sącza przybyli też funkcjonariusze brytyjscy. Damian został aresztowany, gdy po ciężkiej operacji jeszcze leżał w szpitalu, niezdolny do złożenia zeznań.

Nagle jednak z nagłówków brytyjskiej prasy zniknęły słowa „morderca” i „nożownik”, a o Damianie Rz. zaczęto mówić jako o „aresztowanym w związku ze sprawą”. Stało się to tuż po tym, gdy policja przesłuchała ponad 40 osób oraz gdy ujawniono kłopoty małżeńskie Marty. Ustalono też z dużym prawdopodobieństwem, że to Kacper i Kinga zginęli jako pierwsi – ich zwłoki znaleziono w ogrodzie, w którym rodzina Rz. i jej goście tego popołudnia grillowali.

Jak twierdzą brytyjskie media, w domu, na korytarzu leżały ciała ojca Izabeli i Julii. Izabela i Marta zmarły natomiast przed drzwiami frontowymi budynku. A może to nie Damian Rz. zabił? Może tylko bronił siebie i rodziny przed nagłym atakiem? Policja przestała udzielać jakichkolwiek wyjaśnień. Czy wersja Ogesa, sąsiada rodziny Rz., była wymyślona? Nie potrafi określić, czy widział śmierć Izabeli czy Marty. Inni świadkowie pojawili się na miejscu dopiero, gdy obie kobiety już nie żyły.

Razem w obliczu tragedii

Polska społeczność na Jersey boi się szykan mogących ją teraz spotkać ze strony Brytyjczyków. Na forach Polacy piszą o komentarzach, jakie słyszą na temat polskich emigrantów. „Chciałbym ich wszystkich powystrzelać”, „Niech się stąd zabierają” – mówią rodowici mieszkańcy Jersey. W dodatku Anglię obiegła informacja o kolejnym tragicznym zdarzeniu z udziałem Polaków: na farmie w pobliżu Darlington zaginęła pracująca tam przy produkcji lodów Polka, Danuta Domagalska. Ciało jej brata Piotra znaleziono powieszone w pobliskim zagajniku. Popełnił samobójstwo czy został zamordowany? Na farmie pracował też brat Domagalskiej. Z całej trójki jedynie on swobodnie porozumiewał się po angielsku.

Po tragedii na Jersey mieszkający tam Polacy postanowili pokazać, że są razem, gotowi nieść pomoc. Ruszyły zbiórki pieniędzy na transport zwłok: koszty wyliczono na ok. 60 tys. funtów. Zapowiedziano koncert charytatywny. Policja poinformowała, że sprawdzi, kto i na jaki cel w rzeczywistości zbiera środki.

Także proboszcz kościoła rzymsko-katolickiego na Jersey Nicholas France, podczas nabożeństwa w intencji ofiar tragedii zasugerował, aby wsparcie finansowe dla rodzin zamordowanych przekazywać jedynie poprzez kościół.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną