Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Bo miało być łatwo

Czwórki dostawali, matury oblali

Szkół, w których wszyscy oblali, jest w całym kraju 888, ale w większości z nich do matury podchodziła jedna lub dwie osoby. Szkół, w których wszyscy oblali, jest w całym kraju 888, ale w większości z nich do matury podchodziła jedna lub dwie osoby. Anatol Chomicz / Forum
W technikum pod Malborkiem nowy rok szkolny witają z pytaniem, jakie tym razem przyniesie on osiągnięcia. W ubiegłym roku na przykład wszyscy oblali maturę.
W maju ubiegłego roku w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 5 w Nowym Stawie nie zdał matury żaden z 19 uczniów, którzy do niej przystąpili.Piotr Socha/Polityka W maju ubiegłego roku w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 5 w Nowym Stawie nie zdał matury żaden z 19 uczniów, którzy do niej przystąpili.

Dyrektora Janusza Sitowskiego motywują wyzwania. W kolejny wrzesień wkracza więc pełen energii i gotów do pracy. Tym bardziej że okoliczności są wyjątkowe. W maju ubiegłego roku w zarządzanym przez niego Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 5 w Nowym Stawie nie zdał matury żaden z 19 uczniów, którzy do niej przystąpili. Fenomenu tego do dziś nie udało się rozgryźć.

Liczby niby nie są skomplikowane. W dwóch maturalnych klasach o specjalnościach technik żywienia i technik architektury krajobrazu było 25 uczniów. Sześć osób z matury zrezygnowało. 16 nie zaliczyło matematyki. Te trzy, które ją zdały, oblały, traf chciał, inne przedmioty. Dyrektor, sam matematyk, do sprawy podchodzi racjonalnie: – Jeżeli do egzaminu przystępuje 19 osób, to jest chyba większe prawdopodobieństwo, że zda 0 proc. niż w grupie 100-osobowej? Bo jeśli na 100 osób 19 egzaminu nie zaliczy, to wciąż wychodzi, że 80 proc. zdało – rozumuje z niemal żelazną logiką.

W ubiegłym roku na przykład w jego szkole maturę zdały dwie osoby, ale za to na 16 – i już wychodzi, że zdawalność wyniosła 12,5 proc. Po chwili refleksji Janusz Sitowski przyznaje, że osiągnięcia uczniów technikum może i są wyjątkowe. Zauważa, że na owe spektakularne rezultaty sumiennie zapracowała cała szkolna społeczność. Jakość młodzieży, sądzi dyrektor, jest jednak kluczowa.

Predyspozycje i praca

Na nowostawski zespół szkół oprócz technikum składa się zawodówka. Kadra nauczycielska liczy 26 osób. Normą jest, że jedna osoba uczy trzech–czterech przedmiotów. Wicedyrektor Jerzy Kowalski, kierownik szkolenia praktycznego, prowadzi zajęcia z ośmiu przedmiotów zawodowych. Autorzy prezentacji ZSP nr 5 w serwisie internetowym szkolnictwo.pl informują: „Absolwent szkoły to dobrze przygotowany młody człowiek do dojrzałego uczestnictwa w życiu w zjednoczonej Europie”. Przekonują też, że ta szkoła to tradycja, doświadczenie, umiejętność pracy z każdym uczniem, a także bezpieczeństwo bez dalekich dojazdów i dodatkowych kosztów.

W tym roku jednak młodzi zainteresowani są uczestnictwem w europejskim życiu wyłącznie jako kucharze po zawodówce – w technikum nie zebrała się ani jedna pierwsza klasa.

I cztery lata, i pięć lat temu w wyścigu do matury wystartowało grubo ponad 30 osób. Większość z nich przyniosła do szkoły kapitał w wysokości 50–70 punktów z egzaminu gimnazjalnego – na 150 możliwych. Dyrektor Sitowski, mówiąc o jakości młodzieży, ma na myśli predyspozycje, a także szczególne podejście do pracy.

Zdaniem uczennicy D. w tej dyrektorskiej diagnozie może i coś jest. Ona, na przykład, przyszła do Nowego Stawu z innego miasta, bo u siebie nie dostała się do technikum. I od początku z dużym poświęceniem zaangażowała się w budowanie związku z chłopakiem, którego poznała w pociągu. A gdy w połowie IV klasy rodzina kazała jej w końcu z nim zerwać, zajęła się swoim złamanym sercem.

Owszem, na ostatnim etapie puściły jej nerwy i w noc przed ustną maturą z polskiego napisała sobie prezentację, co zapewne sprawiło, że ten egzamin zdała. Zaliczyła też pisemny polski – szczęśliwie coś ją podkusiło, by nie brać się za esej z „Granicy” Nałkowskiej, której nie zdążyli przerobić na lekcjach (okazało się to zresztą bez znaczenia – koledzy z jej klasy, którzy napisali esej z „Granicy”, w większości i tak polski zdali). D. przyznaje też, że chodziła na lekcje, a z matematyki nawet na fakultet, czyli przedmaturalne douczanie. Frekwencja jej klasy w ogóle była dość zwyczajna – 80 proc. Angielskiego tylko jak mogli, unikali, bo pan tak bardzo lubił pytać, że nie starczało mu czasu na tłumaczenie. Ale inni, gdy się nad nimi postało, w końcu wpisywali dwóje. Dyrektor Sitowski podkreśla, że na ocenę absolutnie niedostateczną zasługują wyłącznie ci uczniowie, z którymi nie ma kontaktu.

D. uważa jednak, że do finalnego rezultatu technikum wydatnie przyczyniła się pani matematyczka. Bo najpierw poszła na urlop macierzyński, potem chorowała i było za nią zastępstwo. A gdy pracowała, to po kilka razy tłumaczyła jedno i to samo, pomijając ćwiczenia z testów maturalnych. W każdym razie, gdy D. zobaczyła na maturze pierwsze zadanie z pytaniem o pi, którego nie było jak policzyć, od razu zrozumiała, jaka będzie jej najbliższa przyszłość.

B., która skończyła technikum w 2010 r., w przeciwieństwie do D. uważa, że pani od matematyki dobrze prowadziła zajęcia. Tylko ona, B., jakoś nie umiała zrozumieć. Też chodziła na fakultety, wkuwała wzory, ale one i tak jej się nie chciały ułożyć w głowie. Inna rzecz, że żadnych tematów, które pamiętała z fakultetów, na maturze nie było. Gdy zobaczyła te wszystkie iksy i igreki, to nie wiedziała, jak się za nie zabrać. Nie wiedziała też, co zrobić z wyrysowanymi w arkuszu figurami – nie było do obliczenia żadnego pola ani obwodu. A przecież powinny być, bo miało być łatwo. B. oblała jeszcze dwa inne egzaminy, ale nie ma żadnych hipotez na temat przyczyn.

Raz jeszcze D.: o ile jej własne maturalne osiągnięcia nadmiernie jej nie poruszają, o tyle zrobiły na niej wrażenie owoce pracy kolegów. U niej w klasie średnia ocen na koniec technikum wyniosła 2,47, ale w równoległej aż 3,19. Było też kilka czwórek z matematyki, a nawet świadectwa z czerwonym paskiem.

Konsekwencja i samodzielność

Pani M., która przez ostatnie dwa lata uczyła klasy maturalne, jest zgrabną blondynką o silnym głosie. Pytanie o różnice między stawianymi przez nią stopniami a wynikami matur przyjmuje spokojnie. Wstawiała czwórki, bo jak inaczej uhonorować zaangażowanie i pracę na lekcjach?

I ona także powitała nowy rok szkolny w dobrym nastroju. Tym razem nie przygotowuje nikogo do matury. Maturzystów uczy sam dyrektor Sitowski (to absolutnie nie jest wyraz braku zaufania, lecz tylko konsekwencja tego, że miał z nimi zajęcia od pierwszej klasy). Klucze do dotychczasowych rezultatów pani M. mogą być dwa: konsekwentne trzymanie się obranej metody pracy, a także wstrzymywanie się od konsultacji, które ową metodę mogłyby zakłócić. Szczegóły swej metody pani magister opisuje niechętnie.

W trzeciej klasie postanowiła przygotowywać uczniów do gruntownych sprawdzianów i przeprowadziła dwie wewnętrzne próbne matury. Wypadły podobnie jak późniejsza prawdziwa. Jeszcze bardziej zachęcała więc uczniów do uczestnictwa w fakultetach, które prowadziła społecznie. Na radzie pedagogicznej wspominała, że jej apele zyskują słaby odzew, nie sygnalizowała jednak, jak spektakularne może to mieć konsekwencje.

W ten sposób trzymała się linii postępowania przyjętej przez resztę grona. Dyrektor Sitowski to mężczyzna surowy, budzi respekt. Jeśli więc nawet któremuś z wychowawców technikum zdarzyło się wyznanie, że nie wytrzymuje tempa swoich uczniów, ich presji na wynik i lepiej by się odnalazł w zawodówce, to tylko w sytuacji on – klasa, pod nieobecność innych członków kadry. Pani M. uważa zresztą, że uczniowie odpowiadają za swoje wyniki w stopniu ograniczonym. Predyspozycje nie są w końcu niczyją zasługą, a umiejętność uczenia się także wynosi się z domu. Na zebraniach rodzicielskich w klasach maturalnych stawiały się nieraz ze cztery osoby.

Gdy wreszcie przyszły wyniki oficjalnych próbnych matur w czwartej klasie – spójne z wcześniejszymi i późniejszymi osiągnięciami uczniów – dyrektor podniósł temat na radzie. Nauczyciele przedmiotów maturalnych, w tym matematyczka, chórem zapewnili, że majowe wyniki będą inne.

Wynik majowych matur odbiegał od rezultatów wcześniejszych sprawdzianów w tym sensie, że żaden z nich nie przyniósł rezultatów tak wyrównanych i jednoznacznych.

Pracownicy pomorskiego kuratorium, które sprawuje nad ZSP nr 5 nadzór pedagogiczny, podkreślają, że na razie nie przyczynią się do wyjaśnienia tamtejszego fenomenu, bo nie mają do tego kompetencji. W świetle ministerialnych rozporządzeń nawet zupełnie nadzwyczajne wyniki egzaminów zewnętrznych nie są wystarczającym powodem do wszczęcia kontroli. Kontrole odbywać się powinny zgodnie ze sporządzonym przez resort planem. Zresztą, z niezwykłością efektów nowostawskich matur nie ma co przesadzać. Fakt, szkół, w których wszyscy oblali, jest w całym kraju 888, ale w większości z nich do matury podchodziła jedna lub dwie osoby.

Nadzór i kontrola

Sylwia Grabowska, p.o. naczelnika wydziału promocji, edukacji, kultury i sportu w malborskim starostwie, które jest organem prowadzącym szkołę, przyznaje jednak, że ją osobiście wyczyn maturzystów wprawił w zdumienie. Na tę chwilę nie jest jednak w stanie powiedzieć, jaka byłaby właściwa urzędowa reakcja. Za pośrednictwem starostwa szkoła dostaje z budżetu 2 mln zł. Z tego trzy czwarte idzie na wynagrodzenia nauczycieli.

Starostwo, podobnie jak kuratorium, czeka teraz na analizę wewnętrzną i ewaluację wyników przeprowadzoną przez dyrektora Sitowskiego. A dyrektor podkreśla, że na analizy przyjdzie czas dopiero w połowie września, po wynikach sesji poprawkowej, do której przystąpiło 12 osób – 11 z matematyki (chętni byli doszkalani osobiście przez dyrektora w czasie wakacji) i jedna z niemieckiego.

Ponadto dyrektor ocenia, że dla absolwenta technikum najważniejszy jest jednak egzamin zawodowy. A ten w ubiegłym roku zdała u niego w szkole aż połowa podchodzących. Tegorocznych wyników dyrektor jeszcze nie przejrzał. Według przecieków w klasie żywienia na 17 egzaminowanych zdało siedmiu.

W internetowej prezentacji ZSP nr 5 w rubryce „Osiągnięcia” napisano, że młodzież szkolna bierze udział w konkursach i olimpiadach, uzyskując indeksy pozwalające na wstęp bez egzaminów na wyższe uczelnie.

A., ubiegłoroczna maturzystka, teraz uczy się na kosmetyczkę, a potem może na fryzjerkę (choć w Malborku akurat zakładów fryzjerskich nie brakuje). D. w przyszłym roku znowu podchodzi do matury. Potem chce oczywiście iść na studia. Najchętniej na pedagogikę.

Polityka 38.2011 (2825) z dnia 14.09.2011; Kraj; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Bo miało być łatwo"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną