Joanna Cieśla: Sukces Steve`a Jobsa i jego firmy tłumaczy się na dwa sposoby: genialnym instynktem twórcy Apple`a, pozwalającym przeczuwać potrzeby potencjalnych klientów, albo jego genialną skutecznością we wmawianiu potencjalnym klientom, że potrzebują właśnie tego, co on ma im do zaoferowania. Co bardziej prawdopodobne?
Dr Leszek Mellibruda: Jedno i drugie grało rolę. Analizując życiorys Steve`a Jobsa, łatwo zauważyć, że posiadł on pewną umiejętność życia, polegającą na tym, że wybiera się wyboistą drogę. Niektórzy ludzie wykorzystują kreatywność inaczej niż większość z nas – nie tylko do dosłownie rozumianej twórczości - ale też do komplikowania sobie życia. Mówi się o nich, że są trudni, nieprzystosowani, czasem też określa się mianem dzieci Indygo. Jobbs taki właśnie był – żeby zdobyć pieniądze na realizację pierwszego, dość ryzykownego projektu, sprzedał swojego starego volkswagena - jedyne dobro, jakie miał. Wchodził w konflikty, rozstawał się ze współpracownikami, potem wracał; ogolił głowę i został buddystą, a do tego wszystkiego był restrykcyjnym weganinem. Taki sposób funkcjonowania napędza do nieustannych innowacji. Gdy więc wkroczył na ścieżkę elektroniki, także ciągle szukał czegoś nowego. Jego kreatywność polegała na byciu odmiennym, ale i nastawionym na zabawę. Pierwsze urządzenie, które zaproponował, użytkownicy musieli sobie złożyć sami – i tak było do końca z iPodami, iPhonami, iPadami. Nie dawał klientom skończonych produktów, tylko pewne ramy, które mogą wypełniać własną treścią.
Jakie znaczenie miała jego umiejętność gry z mediami?
Posiadł pewną ważną umiejętność marketingową – skupiania się i skupiania odbiorców na pozytywnych aspektach biznesu. Był kojarzony z produktami, a nie z wojnami patentowymi, które tworzą nową postać dzisiejszego biznesu, i w których główna rola należy nie do kreatorów, ale do prawników, wygrywających miliony dolarów w postaci nacisków i przejęć. Steve Jobs nigdy o tym nie mówił, choć Apple też wydawał niewyobrażalne sumy w tych potyczkach.
Na ile fakt, że Jobs stał się nie tylko wizjonerem, ale wręcz swoistym współczesnym guru przyczyniała się do rezultatów, które osiągał?
Jobs niewątpliwie dbał o własną atrakcyjność medialną, ale tu nie ma prostych zależności. Amerykanin Jim Collins przeprowadził badania na 1,5 tys. firm - wybrał z nich kilkanaście takich, które utrzymały się na rynku ok. 30 lat. Okazało się, że radzeniu sobie z trudnościami sprzyja taktyczna skromność zarządzających menedżerów – czyli unikanie zdjęć na okładkach magazynów, brak publicznego opowiadania o swoim życiu itd. Media kreując bohatera nie zawsze więc kreują sukces firmy.
Czy w sposobie prowadzenia biznesu Jobs był podobnie innowacyjny jak w wymyślaniu produktów?
Charakterystyczna dla niego była nie tylko kreatywność, ale też elastyczność. Pokazywał, że trzeba iść za ciosem, lecz także szukać konsekwencji ciosów w chmurę – nietrafionych projektów, których przecież miał na koncie sporo. Czymś zupełnie wyjątkowym, zwłaszcza w zestawieniu z naszymi realiami, było jego zachowanie, gdy z powodu choroby nie był już w stanie pracować. Stać go było na to, żeby wysłać do wszystkich pracowników koncernu maila z wyznaniem, że przeszacował swoje siły i musi się wycofać. Taka demonstracja, że w kluczowych momentach traktuje wszystkich swoich pracowników jako partnerów, to coś, czego w polskich warunkach jakoś nie potrafię sobie wyobrazić.
Spodziewa się pan, że po śmierci Steve`a Jobsa dobra passa Apple`a będzie trwać?
Myślę, że jako wizjoner zostawił współpracownikom jakiś intelektualny testament, drogowskazy, może nawet zaplanował 2-3 konkretne kroki na przyszłość. Aby na dłuższą metę udało się utrzymać sukces tego przedsięwzięcia, musi się jednak znaleźć następca. A jedną z najważniejszych jego cech powinna być umiejętność dalszego skupiania uwagi świata na produktach koncernu, a nie pobocznych kwestiach.