Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Szeroko pojęta norma

Porwanie w majestacie prawa

W Norwegii nowa krew jest na wagę złota. Zwłaszcza w osobie roześmianej dziewczynki z jasnymi włosami, którą można łatwo ulepić na nowo. Znorwegizować. W Norwegii nowa krew jest na wagę złota. Zwłaszcza w osobie roześmianej dziewczynki z jasnymi włosami, którą można łatwo ulepić na nowo. Znorwegizować. Sarabbit / Flickr CC by SA
Najpierw uderzyli Norwegowie. Na wniosek Służby Opieki nad Dziećmi gminy Andebu dziewięcioletnia Nikola, córka Arkadiusza i Heleny, w maju 2011 r. została w trybie nagłym przewieziona ze szkoły wprost do rodziny zastępczej.
Kiedy rano 29 czerwca matka z Beredskapshjem idzie obudzić Nikolę, zastaje puste łóżko, hak karabinowy na oknie i linę wywieszoną za okno.siegertmarc/Flickr CC by 2.0 Kiedy rano 29 czerwca matka z Beredskapshjem idzie obudzić Nikolę, zastaje puste łóżko, hak karabinowy na oknie i linę wywieszoną za okno.
System opieki społecznej w Norwegii nie ma w sobie nic z polskiej wyrozumiałości. Jest czujny i nie zapomina.Mirosław Gryń/Polityka System opieki społecznej w Norwegii nie ma w sobie nic z polskiej wyrozumiałości. Jest czujny i nie zapomina.

Służba, zwana tu Barnevernsjenesten, zdecydowała, że państwo R., którzy w 2006 r. zaczęli w Andebu nowe życie, nie sprawdzają się w roli rodziców. R. odchodzili od zmysłów, lecz łamana norweszczyzna utrudniała skuteczne wyrażanie żalu. Z odsieczą nie przyszła polska dyplomacja.

Polska odpowiedź na atak nadeszła miesiąc później w osobie znanego detektywa grającego partyzanta. Detektyw zakradł się w nocy, wykradł dziewczynkę Norwegom i dowiózł do rodzinnego Szczecina. Nikola R. mieszka dziś z rodzicami, chodzi do szkoły. Norwegowie narzekają, że Polska złamała zasady gry wojennej i upominają się o zwrot dziecka. Do sądu rejonowego w Szczecinie trafił wniosek o wydanie dziecka do Norwegii, która w myśl prawa międzynarodowego jest obecnie właściwym opiekunem Nikoli R.

Przed atakiem

System opieki społecznej wydawał się zawsze Helenie R. ludzki i wyrozumiały. Zwłaszcza w Polsce. Gdy rówieśnicy starszych synów wpadali kolejno w nałogi oraz przestępczość, nikt nie mówił ani słowa. Nie sprawdzał, czy ich matki są dobrymi matkami, czy chłopcy są smutni, nie ciągał po sądach z powodu niedopełnienia czegokolwiek. Wysławszy więc profilaktycznie własnych synów do pracy w Wielkiej Brytanii, Helena ruszyła za młodszym mężem na Północ.

Towarzyszyła jej w Norwegii tylko wspólna z nowym mężem dwuletnia Nikola. Arek R. został kierowcą ciężarówek. Helena, z zawodu sklepowa, została przy mężu. Nie zdążyli, niestety, nauczyć się języka. Od czasu do czasu Helena zaglądała do Polski. Wszyscy, mówi, byli zadowoleni.

Działania zaczepne

System opieki społecznej w Norwegii nie ma w sobie nic z polskiej wyrozumiałości. Jest czujny i nie zapomina. Jest więc zapisane w pamięci systemu, że w 2008 r. dziewczynka, Nikola R., powiedziała koleżance w szkole, że tatuś uderzył mamusię i przyjechała policja. Incydent zgłoszono do Barnevernsjenesten. Na razie – w osobach dwóch pań w średnim wieku – udzielił on wskazówek, żeby się nie bić w obecności dzieci. Był miły i zaprosił do poradni na rozmowy. Zaproponował też nowym pomoc materialną i państwo R. bardzo się ucieszyli. W perspektywie pojawiło się bowiem większe mieszkanie. Czemu, pomyśleli, nie? Wydawało się panu R., że system zrozumiał, iż czasem się ludzie spektakularnie pokłócą, zwłaszcza w małżeństwie. Mecenas Marek Kędziora, obecnie reprezentujący rodzinę R. w starciu z państwem norweskim, przyznaje, że R. mogli czuć się bezpieczni. Żadnej Niebieskiej Karty, żadnego protokołu. Sama, zdawałoby się, słodycz. A dodatkowo – zajęcie dla Heleny, która raczej nudziła się w domu, gdy Arek był w trasie. Na nieszczęście dla sprawy, zdaniem systemu pani R. zaczęła być bardzo zazdrosna. Mąż jest młodszy o 8 lat.

Pierwsze strzały

Rośnie zatem niepokój i nerwowość Heleny. Barnevernsjenesten obserwuje i notuje. W marcu 2009 r. Nikola spóźnia się do szkoły, chociaż mieszka 100 m od budynku. Ma nieobecności, wygląda na niedopilnowaną, nie przynosi drugiego śniadania. Panie idą do jej domu i Helena wygląda na człowieka w poważnej depresji. Niemniej na stole jest domowe ciasto, co zaskakuje wysłanniczki systemu. System radzi, by się poszła podleczyć do psychiatry. Nikola zaś do znajomej rodziny, by skuteczniej odrabiała lekcje. Helena odmawia i nie widzi zagrożenia. Kto to widział, by się w Polsce urzędas wtrącał do rodziny? Ale system pamięta. W październiku Nikola mówi w szkole, że rodzice przy niej dużo się kłócą. Nie ma jedzenia i bywa głodna. System znów wkracza i wzywa na terapię. Nikolę jeszcze mocniej zaprasza do sąsiedniej rodziny, która pomoże w lekcjach po norwesku. Arek się zgadza, Helena odmawia. Ma powody. Musi jechać na chwilę do Polski. Córka – po sąsiadach, Arek będzie mógł chodzić na swoje dziwki, przypuszcza. Tak przynajmniej zeznaje w złości Arek w Barnevernsjenesten. Mecenas Kędziora jest pewien, że właśnie wtedy zapada decyzja o losie Nicoli R., chociaż system na razie milczy.

Próby manewru

Jeszcze myślą, że system jest łatwy do ogrania. Hojny i partnerski. Niegrożący palcem ani pogardliwy. Tak więc ojciec sam odwiedza panie z systemu, żeby się pożalić. Nikola właśnie mu powiedziała, że ją mama wzięła do pana, który ściskał ją w sposób nieodpowiedni. Kupił jej rower. Żona, mówi, mało przebywa w domu, śpi w samochodzie. Zgadza się, żeby system pogadał z córką, która w sprzeczkach staje po stronie mamy. 20 maja 2011 r. Nikola potwierdza obecność starszego pana, co ma być jednak jej i mamy tajemnicą. Ujawnia fakt palenia oraz picia piwa przez Helenę R. w dziecinnym pokoju. System jest wstrząśnięty. Widzi, jak podczas wizyt systemu pan R. chowa puszki po piwie (ale nigdy więcej niż dwie).

Z notatnika wojennego Barnevernsjenesten

30 maja 2011 r.: podczas rozmowy z dziewczynką mówi ona o dramatycznym weekendzie. Matka wyjeżdża do przyjaciółki. Wraca po wypiciu kilku piw, mimo że jechała samochodem. Mama i tata zaczynają się poszturchiwać, dziewczynka prosi mamę, żeby zadzwoniła na policję, czego ta nie robi. Ojciec zamyka mamę na zewnątrz tak, że musi spać w samochodzie. (R. mówi, że Helena jest dobrą matką, chociaż kocha córkę bardziej niż jego). W nocy matka dzwoni, prosi Nikolę o wpuszczenie do domu. (Dziewczynka mówi, że matka z nią śpi i że często zamyka drzwi na klucz). Dziewczynka prosi, by nasz przedstawiciel odprowadził ją ze szkoły do domu. Gdy przychodzimy, ojca nie ma, a matka śpi.

Uważamy, że dziewczynka nie jest osłaniana przed konfliktami dorosłych. Wręcz przeciwnie, jest zmuszana zajmować w nich stanowisko. Powierza się jej tajemnice, które dorośli mają przed sobą nawzajem.

Dziewczynka „ochrania” matkę. Rozdziela rodziców, mimo że się boi. Na nasze pytanie, kto daje jej poczucie bezpieczeństwa, odpowiada, że chomik. Mimo to, gdy była zła, kilka dni wcześniej rzuciła chomika o podłogę. Sama nie wie, dlaczego była zła. To właśnie dziewczynka jest tą osobą w rodzinie, która przyjmuje na siebie rolę dorosłej. Ta rola jest szkodliwa, dziewczynka nie powinna jej brać na siebie.

Rozmowa ostatniej szansy

Jest 31 maja 2011 r. System wzywa państwa R. i uznaje, że w ogóle nie są w stanie zrozumieć, jaki wpływ ich zachowanie może mieć na dziewczynkę. System odnosi wrażenie, że zajęci są obwinianiem siebie nawzajem. Zgadzają się ze sobą w jednym: dziewczynka przesadza co do oceny swej sytuacji. Rozmowa trwa dwie i pół godziny. W czasie jej trwania państwo R. ani razu nie wyrażają samokrytyki ani zrozumienia krzywdy, jaką wyrządzają dziecku. Arek zaprzecza, by zgłaszał systemowi zaniepokojenie stanem córki. Helena zaprzecza, by miała zaburzenia o charakterze depresyjnym. Nie ma protokołów, które by w tym zakresie podpisali. Na zdjęciach rodzinnych uśmiechnięta Nikola przytula się do rodziców.

Blitzkrieg

Po tej rozmowie system jest pewien: „Od dnia dzisiejszego umieszcza się dziecko w rodzinie zastępczej”. Decyzję z 30 maja 2011 r. realizuje w sposób następujący: już następnego dnia po szkole po Nikolę idą znajome panie z systemu. Zamiast do domu, kierują się do gminnej Beredskapshjem. System nie jest bezduszny, ale Beredskapshjem jest zdania, że widzenia z rodzicami powinny być od tej chwili ograniczone do dwóch godzin w tygodniu, by Nikola widziała, iż rodzice mają się dobrze. Przy widzeniach powinien obecny być tłumacz; spotkania muszą być też nadzorowane. Nikola, mówi system, przyjmuje z ulgą decyzję. Chce się wyspać, bo wiele nocy nie spała. Nie reaguje na wiadomość, że nie wróci do domu. Martwi się tylko, kto będzie pilnował mamy w tym czasie. Na widzeniach nie wolno przytulać, nie wolno całować i nie wolno płakać. System nie zawiadamia polskiego konsulatu o przejęciu opieki nad dzieckiem. Konsul ma oficjalnie związane ręce. Państwo R. odchodzą od zmysłów i jadą po pomoc do Polski. Na razie przestają się kłócić.

Odwet

Z odsieczą przychodzi detektyw znany z telewizji. Ma łatwy do zapamiętania numer telefonu, parcie na szkło i doskonałe wyczucie, co przykuje uwagę tabloidów. Kontratak dokładnie opisuje „Super Express”. Podczas jednego z widzeń (ten jeden raz akurat spóźnia się tłumaczka) rodzice instruują dziewczynkę, jak powinna uciekać. Przekazują dziecku telefon oraz linę do zjechania przez okno. Dziewczynka się zgadza. Kiedy rano 29 czerwca matka z Beredskapshjem idzie obudzić Nikolę, zastaje puste łóżko, hak karabinowy na oknie i linę wywieszoną za okno. Biegnie na policję i zgłasza zaginięcie dziewczynki. Starszy syn Heleny (przebywa w tym czasie w Norwegii) mówi policji, że mama jest już za granicą. Mówi prawdę. Arek, Helena i Nikola pokazują się tymczasem na konferencji prasowej w Polsce, którą zwołał detektyw. Media krajowe szaleją: cudem uratowano polskie dziecko. Przed osiemnastką nie zobaczyłoby Polski! Media norweskie komentują: po kraju grasuje groźny Rambo.

Kontratak

Już w połowie lipca do Departamentu Współpracy Międzynarodowej w Ministerstwie Sprawiedliwości wpływa wniosek o wydanie polskiego dziecka. Upomina się norweskie Ministerstwo Sprawiedliwości i Policji na wniosek gminy Andebu. Rodzice Nikoli znów zawiedli system. Uniemożliwiają gminie sprawowanie opieki nad dzieckiem. Uprowadzenie dziewczynki to łamanie artykułu 3 Konwencji Haskiej, której sygnatariuszem jest przecież Polska.

Obrona

Helena i Arek biegną przerażeni do mecenasa Marka Kędziory. Dziewczynka chodzi do szkoły, ma nowe koleżanki, nie wtrąca norweskich słówek, a rodzice się jeszcze nie rozstali. Nie pracują, lecz nie cierpią biedy materialnej. Dadzą radę, mówi mecenas. Gdy czyta się w gazetach, co też rodzic może uczynić własnemu dziecku, państwo R. jawią się jako pozytywny wzorzec. Mieszczą się, podkreśla mecenas, w szeroko pojętej normie. Zgadza się co do tego, że dzieci nie można porywać. Ale czy zawsze powinno się je po porwaniu zwracać? Mecenas jest pewien, że nie, i pokazuje tę samą Konwencję Haską. Państwo nie jest obowiązane zarządzić wydanie dziecka, gdy istnieje poważne ryzyko, że powrót dziecka naraziłby je na szkodę psychiczną i postawił w sytuacji nie do zniesienia. Nie wydaje się dziecka, jeśli ono samo sprzeciwia się powrotowi. Żeby sprawdzić, czy Nikola jest w stanie ocenić swoje pragnienia, mecenas zlecił badania Rodzinnemu Ośrodkowi Diagnostyczno-Konsultacyjnemu. Na podstawie testu zdań niedokończonych, rysunków kredkami oraz rozmów ze specjalistami ośrodek ocenił, że może. Jest radosną przylepą, no i kocha rodziców. Sąd nie może mieć wątpliwości.

Bez rozejmu

Mecenas Marek Kędziora – podobnie jak adwokat z norweskiego urzędu, reprezentujący Helenę i Arka – uważa, że w przypadku państwa R. system wykazał się nadaktywnością. Obserwował i notował, zupełnie nie groził, nie dawał protokołów do podpisu. Jakby czekał na kolejną wpadkę państwa R. Jakby czyhał na Nikolę. Mecenas nazwałby ten przypadek kidnapingiem w majestacie prawa. Po lekturze forów internetowych ukuł nawet teorię spiskową. Oto państwo norweskie zmaga się z niewielkim przyrostem naturalnym oraz wadami genetycznymi wielu rodzących się dzieci. Nowa krew jest na wagę złota. Zwłaszcza w osobie roześmianej dziewczynki z jasnymi włosami, którą można łatwo ulepić na nowo. Znorwegizować. Czy Nikolę – Arabkę lub Murzynkę – system pytałby tak dokładnie o spóźnienia i drugie śniadanie? Na podstawie przeczytanych doniesień mecenas raczej wątpi. Gdyby nie sławny detektyw, Nikola przeszłaby przez kolejną, właściwą rodzinę zastępczą. Przestałaby mówić po polsku. Oblepiono by ją zasiłkami, ubezwłasnowolniono pomocą, zakazano podróży do Polski.

Gdyby więc mecenas miał doradzić osobom, które chcą szukać szczęścia poza krajem, wolałby, by zapoznały się one z prawem i systemem. Idziesz między wrony, kracz jak i one – przychodzi mu do głowy polskie przysłowie. A także inne: widziały gały, co brały. W Skandynawii trzeba się przyzwyczaić, że system zupełnie się nie krępuje. Udaje przyjaciela, a potem uderza. Mecenas nawet się zastanawia, czy przysłowia te przyswoił Arek R., który planował wybrać się znów do Norwegii, żeby podjąć pracę kierowcy. W Polsce nie ma perspektyw, mówił.

Polityka 52.2011 (2839) z dnia 21.12.2011; Kraj; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Szeroko pojęta norma"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną