Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Ile bólu w bólu?

Gdy umiera przywódca

Po śmierci Kim Dzong Ila – histeria, po śmierci Vaclava Havla – po prostu smutek. Jak to możliwe?

Joanna Cieśla: Myśli pan, że relacje o rozpaczy w Korei Północnej po śmierci Kim Dzong Ila choć w części są prawdziwe?

Dr Konrad Maj: Jestem przekonany, że sporo przejawów tej rozpaczy jest szczerych. Po śmierci dyktatorów często ustawiają się kolejki, żeby wpisać się do ksiąg kondolencyjnych albo pożegnać zmarłego tyrana. Przyczyna jest prosta: ludzie nie znają innej rzeczywistości niż ta, w której był obecny przywódca - choć Kim Dzong Il objął władzę stosunkowo niedawno, w połowie lat 90., po śmierci swojego ojca Kim Ir Sena, był jego oczywistym następcą. Wmawiano Koreańczykom, że potrafi obronić kraj przed zagrożeniem ze strony Zachodu, był więc ich gwarantem poczucia bezpieczeństwa. Poza tym, ludzie myślą nie tylko w kategoriach politycznych – traktują śmierć takich wszechmocnych polityków także jako sygnał kresu epoki. Budzi to ich refleksję nad skończonością świata oraz poczucie bezradności. Skoro nawet dyktator nie jest w stanie żyć wiecznie, bardziej dociera do nas własna śmiertelność, boimy się. A ten lęk z kolei potęguje inne emocje, takie jak na przykład żal.

A jednak wiele jest głosów, że pokazywane w mediach sceny histerii to manipulacja. Po czym można poznać, czy są reżyserowane, czy autentyczne?

Manipulacja medialna w podobnych przypadkach nie polega na tym, że ktoś prosi przypadkowe osoby, żeby się rozpłakały przed kamerą, tylko wyszukuje te, które autentycznie rozpaczają. Reakcje są więc naturalne, lecz selektywnie dobrane. Czasem jakąś informacją może być to, jak duże są pokazywane grupy – czy to kilka osób, czy cały plac żałobników. Z drugiej strony nawet to, że ludzie zbierają się w jakimś miejscu, nie musi znaczyć, że cierpią, tylko, że chcą uczestniczyć w momencie historycznym.

Reklama