Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Cyberseks pod Orłem Białym

Były Wiceburmistrz kontra wirtualna kochanka

Dziennikarz zgrał dowody wyczynów Wiceburmistrza z komputera na płytę, umieszczoną potem – dla większej ochrony – w redakcyjnym sejfie. Dziennikarz zgrał dowody wyczynów Wiceburmistrza z komputera na płytę, umieszczoną potem – dla większej ochrony – w redakcyjnym sejfie. Paulius Peciura / Flickr CC by 2.0
Po skandalu obyczajowym Wiceburmistrz ustąpił ze stanowiska. Teraz bierze odwet w sądzie. Oskarżoną została wirtualna kochanka.
Cyberkochanek - Wiceburmistrz prowadził swój show wprost spod wiszącego w magistracie państwowego godła.Piotr Socha/Polityka Cyberkochanek - Wiceburmistrz prowadził swój show wprost spod wiszącego w magistracie państwowego godła.
Po tygodniu Wiceburmistrz nawiązał pierwszy kontakt mailowy. Zaraz potem – erotyczna rozmowa przez internetowy komunikator.Jakob Montrasio/Flickr CC by 2.0 Po tygodniu Wiceburmistrz nawiązał pierwszy kontakt mailowy. Zaraz potem – erotyczna rozmowa przez internetowy komunikator.

Trzydziestolatka o imieniu Róża to brunetka, mieszkająca z rodzicami – dwojgiem inwalidów po siedemdziesiątce, którymi się opiekuje. Kochanka Wiceburmistrza to zdecydowanie za dużo powiedziane. Raczej: obiekt westchnień erotycznych.

Akt pierwszy: zaskoczenie

Ojciec Róży toczył z magistratem spór. Mieszkanie jest własnościowe, wykupione od miasta, ale metraż ma w papierach inny niż w rzeczywistości. I od tego wszystko się zaczęło. Ojciec Róży domagał się od magistratu, by to wszystko sprostować i rozliczyć nadpłaty. W związku z tym w listopadzie 2008 r. do mieszkania przyszedł Wiceburmistrz, by sprawdzić, czy w lokalu nie dokonano przeróbek, które uszczupliły powierzchnię.

Przypadek: akurat była u Róży Przeklętnica. Koleżanka, teraz już eks. W domu Róży mówili Przeklętnica, bo co drugie słowo z jej ust to był wulgaryzm, choć u niej akurat jakoś nie raziło, nawet miało urok. To Przeklętnica rozpoznała w Wiceburmistrzu mężczyznę, z którym rajcowała w Internecie. Zresztą nie tylko ona, bo podobno jej kuzynka także. – Rodzice nie wierzyli, więc ona na to, że nam udowodni – opowiada Róża. I Róża razem z Przeklętnicą uknuły intrygę.

Koleżanka w imieniu Róży napisała z jej konta na nick Oskar, pod którym Wiceburmistrz występował w wirtualnym świecie. Dalej poszło szybciej, niż można się było spodziewać. Po tygodniu Wiceburmistrz nawiązał pierwszy kontakt mailowy. Zaraz potem – erotyczna rozmowa przez Skype’a. Dwa czy trzy dni później – genitalia Wiceburmistrza, spontanicznie obnażone przed kamerą, a wszystko połączone z masturbacją online. Niezależnie od tego, że rozmówczyni pozostawała w stroju kompletnym. Nie dając się namówić na pokazanie ciała.

Akt drugi: wrzenie

Ponieważ wszyscy chcieli się przekonać, czy aby Przeklętnica nie zmyślała, kolejne seanse odbywały się przy audytorium. Które się rozrosło, bo po pierwszej cyberrandce rodzice Róży tak się oburzyli zachowaniem władzy, że postanowili o sprawie powiadomić dwoje radnych.

Wiceburmistrz brnął w coraz śmielszą erotykę. Jednak za kolejnym razem widownię poruszyło najbardziej tło wydarzeń. Cyberkochanek poprowadził swój show wprost spod wiszącego w magistracie państwowego godła.

Trudno dziś powiedzieć, czy wzburzenie w rodzinie Róży byłoby równie duże, gdyby nie spór o mieszkanie. Dziś przekonują, że negatywne odczucia uległy wzmożeniu w zestawieniu z wiszącym w tle Orłem Białym, a także, że jakiś wpływ miał i lokalny kontekst; Wiceburmistrz w tutejszych opowieściach od dawna uchodził za karierowicza. Ojciec Róży poczuł, że nie może tego pozostawić bez finału i podjął próbę zainteresowania sprawą kolejnych paru osób: miejscowego posła i dziennikarza pobliskiej redakcji.

Dziennikarz zjawił się w mieszkaniu osobiście. Zgrał dowody wyczynów Wiceburmistrza z komputera na płytę, umieszczoną potem – dla większej ochrony – w redakcyjnym sejfie. A tymczasem redaktor naczelny gazety zadzwonił aż do samego burmistrza, uprzedzając, że sprawa jest delikatna. Że zawartość płyty mogłaby posłużyć do szantażu, co mogłoby narazić magistrat na szwank. Burmistrz powinien więc ocenić moralne kompetencje swojego współpracownika.

Był piątek 5 grudnia 2008 r., gdy burmistrz płytę wziął i zobowiązał się dać znać, co z tym zrobi. Jednak w weekend dziennikarze zobaczyli burmistrza i jego zastępcę na festynie w Łebie, gdzie obaj świetnie się bawili.

A tymczasem w poniedziałek nagraniem, które – jak sądził dziennikarz – posiadał tylko on (jak również, za jego sprawą, burmistrz), dysponowały już wszystkie pomorskie redakcje. Dziennikarski światek ogarnęła gorączka. Naradzali się nawet naczelni „Dziennika Bałtyckiego” i „Głosu Pomorza”, tytułów, które na co dzień ostro konkurują. Miejscowa telewizja zasięgnęła opinii prawnika, który zawyrokował, że nagranie można by opublikować, byle bez nazwiska i zasłaniając oczy oraz widoczne miejsca intymne. Bo osoba publiczna musi wiedzieć, co robi. A ludzie mają prawo wiedzieć, co się dzieje w gabinetach urzędników.

Niebawem sprawą intensywnie żyła już spora część lokalnych elit. Wiceburmistrz podał się do dymisji.

Akt trzeci: odwet

Zaraz potem jednak pod adres rodziców Róży nadszedł pozew sądowy. Wiceburmistrz, już były, domagał się przeprosin oraz 5 tys. zł na cel społeczny. Poskarżył się na naruszenie przez Różę dóbr osobistych poprzez rozpowszechnianie, ujawnianie, komentowanie faktów dotyczących jego życia prywatnego i intymnego bez jego zgody. Pisali jego prawnicy: „Pozwana w istocie bezwstydnie żerowała na prywatności i godności powoda”. Rzecz działa się po godzinach urzędowania, gabinet był zamknięty, więc „rozmowa nie narażała moralności publicznej na uszczerbek”. W trosce o interes publiczny można było ujawnić, że Wiceburmistrz z komputera służbowego załatwiał prywatne sprawy, ale bez podawania jakie. „To, czy powód w tym czasie grał w brydża, zamawiał cygara, uprawiał cyberseks czy pisał powieść, jest najzupełniej obojętne dla interesu publicznego”.

Dla Sądu Okręgowego w Słupsku aspekt moralny okazał się ważniejszy od prawnego i oddalił powództwo Oskara przeciwko Róży. Uznał, że Wiceburmistrz, zgodnie z ustawą o pracownikach samorządowych, miał obowiązek wystrzegać się zachowań mogących przynieść ujmę urzędowi. W uzasadnieniu orzeczenia czytamy: „Przy zawieszonym pod sufitem godle państwowym, symbolizującym wartości bliskie każdemu Polakowi, emitował do sieci przekaz zawierający jego seksualne ekscesy. Zachowanie takie nie tylko narusza powagę urzędu i moralność publiczną, ale także przyczynia się do upadku elementarnych norm etycznych”.

Powód zaskarżył jednak werdykt do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. A ten dostrzegł całą złożoność materii, włącznie z konfliktem między sferą moralności i prawa. Krytycznie odniósł się do zachowań Wiceburmistrza, nawet nie tyle z powodu skłonności do wirtualnego seksu, ile „niezmiernej lekkomyślności” w zawieraniu znajomości. Uznał jednak, że „udzielenie mu żądanej w tej sprawie ochrony prawnej w żadnym razie nie jest uzależnione od moralnej i logicznej oceny jego zachowania”. Według wyroku apelacji, Róża i media nie miały prawa ujawniać intymnych spraw Wiceburmistrza, ponieważ ten swoim zachowaniem nie naruszył żadnych przepisów prawa karnego. Co innego, gdyby Wiceburmistrz w kontaktach z Różą powoływał się na swą funkcję, coś jej w związku z tym obiecywał, czegoś oczekiwał. Ale nie. Przeciwnie, zdaniem sądu to on był w tej sprawie przez nią prowokowany.

Finał

Wyrok brzmiał: winna. Zasądzono przeprosiny w dwóch lokalnych mediach.

Na poczet wykonania wyroku rodzice Róży zaciągnęli w banku kredyt 7 tys. zł, a całość – wraz z kosztami procesu – pochłonęła aż 10 tys. zł. Sama Róża jest obecnie bez pracy. Przebywa na zasiłku z tytułu opieki nad rodzicami. Szanse na znalezienie etatu w lokalnych warunkach są niewielkie. – Dla nas to tragedia – mówi ojciec Róży. Co więcej, powoli dociera do nich także fakt, że prawdziwa batalia dopiero się zaczyna.

W tle jest jeszcze proces karny, który eks-Wiceburmistrz wytoczył Róży. Według prawników – precedensowy, bo odwołuje się nie tylko do Kodeksu karnego (pomówienie), ale i do nieużywanych dotąd w tej sprawie przepisów ustawy Prawo prasowe. Jeden z nich stanowi, że nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby.

Na tej samej podstawie były Wiceburmistrz domagał się ścigania sprawców jego kompromitacji z oskarżenia publicznego. Prokuratura dwukrotnie umorzyła postępowanie. W tej sytuacji Oskar wniósł do sądu tzw. subsydiarny akt oskarżenia – czyli oskarża sam. Wolno mu.

I tak na ławie oskarżonych zasiadło dziesięć osób: Róża, jej ojciec, radna, która dała ojcu Róży telefon do redaktora, i siedmioro przedstawicieli mediów. Według aktu oskarżenia ci pierwsi, zdobywszy kompromitujące samorządowca materiały, nakłaniali tych drugich do przestępstwa. Największe szanse na przegraną ma, niestety, Róża. Zdaniem prawników, wystarczy, że nie zachowała poufności tak zwanego związku z Wiceburmistrzem. Kto chce, może się chwalić seksualnymi igraszkami, ale bez podawania personaliów partnera. Prawo odnosi się do tej kwestii podobnie jak do tajemnicy korespondencji.

A co do metrażu mieszkania: w tej sprawie wyrok jest już prawomocny. Rodzice Róży mieli rację, metraż był zawyżony. Jednak sąd orzekł, że roszczenia się przedawniły.

Polityka 03.2012 (2842) z dnia 18.01.2012; Kraj; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Cyberseks pod Orłem Białym"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną