Statystyki nie wyglądają dobrze. W latach 70. ubiegłego wieku w polskich pasiekach było 2,4 mln zasiedlonych uli. W pierwszych latach XXI w. już o połowę mniej. W ubiegłym roku, między Odrą a Bugiem, już tylko niecałe 800 tys. pszczelich rodzin zbierało nektar i zapylało rośliny.
Zacznijmy jednak od historii. Trudno znaleźć inny produkt, który by był obecny w tylu mitach i legendach. W starożytnej Grecji miód był uważany za pokarm bogów, o krainie mlekiem i miodem płynącej mówi Biblia. Już ponad 3 tys. lat temu Egipcjanie używali miodu jako ważnego dodatku do potraw, wysoko cenili także jego właściwości lecznicze. Miód – jako produkt wyjątkowy – był również składany w ofierze bóstwom. Z tego samego regionu świata pochodzą najstarsze zapiski na temat hodowli pszczół. Owoc pszczelej pracowitości równie ważne miejsce zajmował w kulturze helleńskiej. Czytamy o nim w dziełach Homera, rozpisywali się o miodzie Platon, Arystoteles i Demokryt, a jego lecznicze właściwości chwalił Hipokrates. Rzymianie przejęli od Greków miłość do miodu. I to oni uczynili pszczelarstwo jedną z najważniejszych gałęzi przemysłu swojego imperium. Miód był powszechnie używany jako środek słodzący, ale i jako dodatek do wielu potraw, aż do czasów renesansu. Później został wyparty przez cukier. Dziś, mimo że cenimy miód za aromat, smak i dobroczynne właściwości, jest on przede wszystkim smakołykiem, rzadziej składnikiem diety codziennej. Czego przykładem może być słynny polski miodowy piernik, podawany na ogół na Boże Narodzenie. W minione święta w większości polskich domów, tak jak w moim, jeszcze był. I to pyszny. Mam nadzieję, że nie pojawił się po raz ostatni.
Krajem miodowych przysmaków są też Włochy. Paleta włoskich miodów jest zaś niebywale bogata i niespotykana w innych regionach.