Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Czasami jest jak makiem zasiał

Sylvie Guillem: największa współczesna primabalerina

Sylvie Guillem urodziła się 25 lutego 1965 r. w Paryżu. Występowała na wszystkich najważniejszych scenach baletowych świata. Sylvie Guillem urodziła się 25 lutego 1965 r. w Paryżu. Występowała na wszystkich najważniejszych scenach baletowych świata. Bill Cooper / Sadler's Wells Theatre
Tak jak w każdym zawodzie, sukces jest złożony z kilku elementów. Dla baletnicy podstawą jest posiadanie odpowiednich warunków fizycznych, trochę, ale lepiej dużo, talentu, dobrego zdrowia i uporu osła połączonego z pracowitością mrówki - mówi Sylvie Guillem.
„Stosunek tancerza do swojego ciała jest odmienny niż u osoby innej profesji. Ocenia się nas według tego, co możemy z niego wycisnąć”.Bill Cooper/Sadler's Wells Theatre „Stosunek tancerza do swojego ciała jest odmienny niż u osoby innej profesji. Ocenia się nas według tego, co możemy z niego wycisnąć”.

Nie marzyła jak wiele innych małych dziewczynek, aby zatańczyć w „Dziadku do orzechów”. Chciała zostać sportsmenką. Mówi o sobie, że jest chłopczycą (garçon manqué). Kiedy więc pojawia się na spotkaniu, nie jestem zbytnio zdziwiona, że ubrana jest w spodnie od dresu i sportowe buty, a ruchami przypomina trochę wyrostka z francuskich przemieść, zamiast eteryczną istotę ze świata baletu przyodzianą w zwiewne jedwabie. Wspaniale czuła się w roli Charlesa d'Éon de Beaumont, francuskiego szpiega przełomu XVIII i XIX wieku, słynnego z noszenia damskich sukien, w którego postać wcieliła się w spektaklu wystawianym w renomowanym Sadler's Wells Theatre w Londynie. Jej kreacje hipnotyzują widownię, a giętkie ciało zdaje się wykonywać bez wysiłku najtrudniejsze „pas”. Niektórzy twierdzą, że prawdziwą gwiazdą jest w świecie baletu ostatnią. Piekielnie utalentowaną, pracowitą, charyzmatyczną, inteligentną, z osobowością, którą ze sceny wręcz poraża publiczność. Po niej już nie będzie baletnicy, która tańcu poświęciłaby całą siebie. Swoje życie. A pewnie jeśli byłaby taka potrzeba, nie zawahałby się oddać i duszę.

Kamilla Staszak: Podobno chciała pani zostać gimnastyczką jak Nadia Comaneci?
Sylvie Guillem: Była moją idolką. W domu rodzinnym nikt się baletem nie interesował. Nie słuchano nawet muzyki poważnej. Mama pracowała jako nauczycielka wychowania fizycznego, a ja od małego byłam całkiem zwinna, więc wysłano mnie do Narodowego Instytutu Sportu. Chciałam zdobywać olimpijskie medale. Do baletu trafiłam przez przypadek. Kiedy miałam 10 lat, poszłam na dodatkowe zajęcia do szkoły baletowej, gdyż nauka tańca miała mi pomóc w karierze gimnastyczki.

Mówiąc szczerze, sam trening sportowy mnie trochę nudził, a balet zaczął wciągać coraz bardziej.

Polityka 08.2012 (2847) z dnia 22.02.2012; Coś z życia; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Czasami jest jak makiem zasiał"
Reklama