Pewnie znajdzie się trochę osób, które tak właśnie sobie w duszy za młodu ślubują. Tyle, że większość pewnie w ogóle własnej starości sobie nie wyobraża, nie projektuje, przygotowań żadnych nie robi. Przeciwnie, modą, społecznym wręcz nakazem są dziś zabiegi o młodość. Z chirurgicznymi zabiegami włącznie, czy wręcz od nich poczynając. Jakby skalpelem dało się zatrzymać zegar, który rusza wraz z dniem narodzin każdego człowieka.
Nijak nie sposób go zatrzymać – dorastamy (nie bez spięć i kłopotów), osiągamy dojrzałość (nie wszystkim – w sensie psychicznym - to się udaje), w końcu – stajemy się ludźmi sędziwymi. Medycyna gwarantuje, że większości ludzi współcześnie żyjących starość zajmie całkiem ładny kawałek życia, ze dwa, nawet trzy dziesięciolecia.
Niektórzy pokrywają się patyną z klasą godna pozazdroszczenia. Są tacy na świecie: piękni, mądrzy starcy. Nie kryjąc zmarszczek, ni siwizny, ni innych niedostatków ciała, sprawiają wrażenie młodych.
Czy jest jakaś psychologiczna receptura na zachowanie intelektualnej i emocjonalnej werwy, poczucia sensu, umiejętności cieszenia się życiem, może nawet odczuwania szczęścia? Receptura – by tak rzecz - antyzgrzybieniowa i antyzgorzknieniowa?
Poważna psychologia jakiegoś cudownego eliksiru nie podsuwa. Raczej zwraca uwagę, że życie człowieka przebiega w pewnym rytmie, znaczonym nieuniknionymi progami, kryzysami, zwrotami, załamaniami. Lecz ze wszystkich nich można wyjść silniejszym i mądrzejszym. Psychologia podpowiada profilaktyczny program na poszczególne godziny życia, by na koniec nie stetryczeć, lecz zyskać spokój. Nie zgnuśnieć, lecz mieć poczucie sensu swojego istneinia. Nie zramoleć, lecz być spełnionym.