Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Brzeska na żywo

Taka Warszawa powoli znika

Małolat, mama i Rudy. Małolat, mama i Rudy. Maciek Pisuk / Polityka
Cały tydzień zapieprzasz w robocie, wychodzisz na podwórko, chcesz odpocząć. A oni przychodzą, patrzą się na ciebie jak na małpę w cyrku. Myślą, czy zaraz nie rzucisz kamieniem, czy wywalisz język, czy poślesz wiązankę, a żadnemu do łba nie przyjdzie powiedzieć głupie dzień dobry.
Rudy miał padaczkę alkoholową, zadusił się.Maciek Pisuk/Polityka Rudy miał padaczkę alkoholową, zadusił się.
Ich kamienica wystawiona jest na sprzedaż. Umowę na wynajem mają podpisaną na trzy lata, do 2013 r.Maciek Pisuk/Polityka Ich kamienica wystawiona jest na sprzedaż. Umowę na wynajem mają podpisaną na trzy lata, do 2013 r.
Nikola lubi pozować, szczególnie panu Maćkowi.Maciek Pisuk/Polityka Nikola lubi pozować, szczególnie panu Maćkowi.
Marcin z synem Wiktorem oglądają bajkę w telewizji.Maciek Pisuk/Polityka Marcin z synem Wiktorem oglądają bajkę w telewizji.

Na Brzeskiej poruszenie. W pewien piątkowy wieczór, w Zamku Ujazdowskim Maciek Pisuk otwiera swoją wystawę „Pod skórą. Fotografie z Brzeskiej”. Około 19 do sali pełnej ludzi, w wielkich okularach i długich szalikach wchodzą Ada i Marcin z 4-letnim Wiktorem i 1,5-rocznym Grzesiem. Zbliżają się do wielkiej odbitki na bocznej ścianie. – No i jak, fajnie tata wyszedł? – pyta Marcin Wiktora. – Jak to, to pan? – dziwi się pani z ochrony. A już miała powiedzieć: Proszę nie dotykać!

Chwilę później przychodzi Nikola z mamą, tatą, bratem i babcią. Taka smutna im się ta Brzeska wydaje – czarno-biała, biedna. I te twarze takie... – Poniszczone – mówi mama Beata. – No, ukazana rzeczywistość – wzdycha babcia Barbara. Monika Skowrońska nie dojechała na wystawę – nie miała z kim zostawić szóstki dzieci. Rudego też nie ma, bo od sierpnia 2011 r. już nie żyje.

Maciek

Brzeska – to ta niebezpieczna ulica prawobrzeżnej Warszawy. Jak twierdzą niektórzy – samo centrum północnopraskiego trójkąta bermudzkiego. Lepiej nie zapuszczać się tam po zmroku. A i w dzień różnie bywa. W melinach mieszka tu najgorszy element, ci z eksmisji, no i pijacy, co żeby wstać rano, muszą się napić. Nie pracują i biją swoje dzieci.

Pewnego dnia zawędrował tu Maciek Pisuk. Nie był wtedy w najlepszym stanie. W 2002 r. sprowadził się na Pragę do kawalerki swojej narzeczonej. Nie miał pracy, stracił prawa do scenariusza filmu o zespole hiphopowym Paktofonika, nad którym pracował kilka lat. Pisał za grosze dialogi do telezakupów Mango. Ledwo starczało na alimenty dla dwójki dzieci z poprzedniego małżeństwa z rodzinnego Bielska-Białej. Wróciła depresja.

Żeby cokolwiek robić, wychodziłem z domu z aparatem i snułem się po okolicy. Miałem luz, żeby wchodzić w niebezpieczne zaułki i rozmawiać z ludźmi. Łatwiej mi było niż ze znajomymi, przy których nie byłem w stanie zdania sklecić – wspomina.

Robił zdjęcia budynkom, murom, kapliczkom. Dzieciaki zaczęły opowiadać w domach, że po okolicy chodzi pan i robi zdjęcia. Zaniepokojone matki szeptały między sobą: Taki misiowaty, z bródką, może zboczeniec? W 2007 r. trafił na podwórko kamienicy 17A. Był weekend i mieszkańcy właśnie urządzili sobie grilla. Podszedł, przedstawił się i zapytał, czy może zrobić zdjęcie. Tak poznał Adę i Marcina.

Ada i Marcin

Nie tak łatwo się do nich dostać. Mieszkają na piątym piętrze, na które wchodzi się drewnianymi wąskimi schodami. Normalnie ciężko, a co dopiero z wózkiem, jak codziennie Ada. Na dodatek nie sposób połapać się w numerach mieszkań – na jednym piętrze może być 5 i 37, 50 i 120. – To dlatego, że kamienicę zbudowano przed II wojną światową, ale po wojnie podzielili mieszkania i dokwaterowywali lokatorów, a potem też przebudowywali wielokrotnie – tłumaczy Marcin. W tym mieszkaniu się urodził. Ale wychowywał się na Woli. Po latach sam tu zamieszkał.

Ada też urodziła się na Pradze – tak zwanej Pradze 2, przy pl. Hallera. Wychowywała się na Bródnie. W jej rodzinie od pokoleń handlowało się ciuchami na bazarze Różyckiego. Gdy się poznali, Marcin zaprosił ją do siebie na soję po bretońsku. Wprowadziła się pięć lat temu. Wzięli ślub. Najpierw urodził się Wiktor, potem Grześ. Na 22 m kw. urządzili sobie pokój z kuchnią, za regałem kącik z komputerem i palarnią, ubikację mają na korytarzu. – Ale swoją – podkreśla Ada. Mieszkają we czwórkę, razem z dwoma psami, kotem, trzema świnkami morskimi i trzema akwariami z rybkami. Marcin pracuje na budowie obwodnicy Warszawy. Ada strzyże psy. Oboje mają po 36 lat.

Mówią, że nigdy nie będą czuli się do końca stąd – wychowali się gdzie indziej, a na Brzeskiej to ma znaczenie. Trochę bardziej zadomowili się jakieś trzy lata temu. – Zaczęliśmy wtedy razem z sąsiadami walkę o plac zabaw – opowiada Marcin. – W kamienicy są trzy podwórka i mnóstwo dzieci. Wcześniej niczego tu nie było. Teraz jest piaskownica, huśtawki, stół do ping-ponga. My to wszystko sami robiliśmy.

Ada: – Co kto miał, to dawał: farba, cement, pieniądze. Zbieraliśmy puszki. Wiadomo, tatusiowie piją piwo, nie muszą pić w butelkach.

Marcin: – Parę razy z pieniędzy, które zostały, zrobiliśmy dla dzieci grilla na podwórku. To był okres, kiedy tu strasznie dużo ludzi zaczęło latać z aparatami. Był przypadek, że się taka wycieczka wbiła na jedną balangę. Ale szybko wyszli – uśmiecha się.

Ada: – Tu co weekend przewalają się tabuny fotografów. Wychodzisz na podwórko, cały tydzień zapieprzasz w robocie, chcesz odpocząć. A oni przychodzą, patrzą się na ciebie jak na małpę w cyrku. Myślą, czy zaraz nie rzucisz kamieniem, czy wywalisz język, czy poślesz wiązankę, a żadnemu do łba nie przyjdzie powiedzieć głupie dzień dobry. Maciek jako jeden z niewielu chciał się zintegrować, porozmawiał z nami, zapytał o coś.

Na wystawie pojawiło się pięć fotografii Ady i Marcina. Na tym największym, do którego podeszli na otwarciu, Marcin leży w ciemnym pokoju z Wiktorem i patrzą na akwarium. – Fantastyczne jest to zdjęcie. Maciek rozmawiał z żoną w kuchni, wlazł do pokoju i zobaczył, że leżę z młodym. Oglądamy bajkę w telewizji, ale wygląda to tak, jakbyśmy patrzyli na akwarium. Z jakiegoś stołka trzaskał to zdjęcie. Kombinował strasznie – opowiada Marcin. Na innym Ada w ciąży, stoi w drzwiach w samym biustonoszu. Tego zdjęcia nie lubi specjalnie, nie czuła się w ciąży atrakcyjna. Ale Maćkowi zależało, więc się zgodziła. W końcu przyjaźń to nie jest tylko branie od kogoś, ale trzeba też dawać, pomyślała.

Nikola

Na Brzeskiej jest tradycja, że w sylwestra o północy wszyscy wychodzą z mieszkań i stoją na ulicy przed swoją bramą, z szampanem i fajerwerkami. Pani Beata nigdy nie wychodzi, odkąd ktoś rzucił Nikoli pod nogi świszczącą petardę. Ale w 2010 r. namówiła ją koleżanka. Obok stał Maciek Pisuk. Tak się poznali i dogadali, że w maju będzie komunia Nikoli i może porobiłby zdjęcia. To jego nieformalna, dodatkowa funkcja na Brzeskiej. Robi po koleżeńsku zdjęcia znajomym podczas ślubów, komunii, chrzcin. Przy okazji przynosi swój aparat analogowy i robi zdjęcia dla siebie, czarno-białe.

Pani Beacie bardziej podobają się te kolorowe, robione cyfrówką. Komunijnych cały album wywołała. Z czarno-białego na wystawie nie była specjalnie zadowolona. – Nikola wyszła jak taka sierota – poobijana, chuda, ręce spuszczone, oko obite, jakby ojciec pijany przyszedł i stłukł ją. Jakbym nie znała dziecka, tobym powiedziała, że wyciągnięta z meliny – mówi. Wszystko przez to, że na przyjęciu po komunii Nikola przewróciła się podczas zabawy i rozbiła sobie łuk brwiowy. Zdjęcie było robione już po, w białym tygodniu.

Ale Nikoli i tak się podoba. Lubi pozować, szczególnie panu Maćkowi. Kamilowi, jej bratu, zdjęcie też się podoba. Zaczął interesować się fotografią. Na razie bawi się photoshopem, który dostał od Maćka, i przerabia Nikoli włosy na fioletowe.

Kamil jest w trzeciej gimnazjum. Pani Beata też chodzi do szkoły. Skończyła zawodówkę, ale potem zaczęło się małżeństwo, dzieci. Teraz chce w końcu zdać maturę. Robi dwuletnie liceum uzupełniające. W tygodniu pracuje w sklepie, a przez dwa lub trzy weekendy w miesiącu powtarza geografię, matematykę, angielski. W angielskim pomaga jej czasem Nikola.

Nikola lubi bawić się na podwórku, chociaż nie bardzo jest co robić. Z koleżankami malują kredami po oknach. Pani Beata: – Od kiedy znalazł się prywatny właściciel kamienicy, wszystko podupada. Kiedyś można było wyjść, jakaś ławka była, posiedziało się, pogadało. Pod 17 to robią sobie latem grilla, zadbali o podwórko, trochę zieleni zasadzili. Tutaj, pod 15, każdy tylko drży o swoje mieszkanie. Ich kamienica wystawiona jest na sprzedaż. Umowę na wynajem mają podpisaną na trzy lata, do 2013 r. Za 47 m kw. płacą 960 zł. Samego czynszu. A właściwie nie płacą, bo ich nie stać. Poleconych nie odbierają. Nie mają centralnego ogrzewania ani ciepłej wody.

Człowiek mieszka w slumsach, a płaci jak za apartament – złości się pani Beata. – Kto mógł wziąć kredyt, to się wyniósł i te same pieniądze spłaca, ale za swoje.

Pani Barbara, babcia Nikoli: – Latem wokół kapliczki były paprocie, ja posadziłam też winorośl. Ładnie się pięła. Ale samochodami wjeżdżają i niszczą. Figurki kradną, kwiaty sztuczne. Kiedyś jak się krzyknęło do sąsiadów, że zrzucamy się na coś, to każdy dawał. Teraz każdy się szczypie. Chociaż trzeba przyznać, że jak któryś z lokatorów umiera, to robi się zrzutkę na wieniec.

Ostatnio pod 15 zmarł Rudy. Ale dla niego zrzutki nie było.

Rudy

Maciek Pisuk: – Tuż przed wystawą wybrałem się do mamy Rudego, pani Krystyny, i jego brata Adama, nazywanego Małolatem. Zapytałem: Pani Krystyno, chciałbym napisać pod zdjęciem, że Rudy umarł. Co mam napisać dokładnie? Mama Rudego: No, on to chyba umarł śmiercią naturalną... Mówię: W wieku 37 lat śmiercią naturalną? Małolat: A czy ja wiem, na co on umarł? Nie wiem! Umarł!

Ale cała Brzeska wiedziała, na co umarł Rudy. Pani Barbara, babcia Nikoli: – Miał padaczkę alkoholową, zadusił się.

Maciek Pisuk: – Na pogrzebie było tylko kilka osób. Może dziesięć, nie więcej. Jeden z panów z Brzeskiej przeczytał wiersz, który sam napisał. W refrenie powtarzało się: składam zażalenie.

Pani Barbara, babcia Nikoli: – Nie chcieli dawać na wieniec, to sama się nie wychylałam. Zaproponowałam, ale nikt się nie zgłosił. Może dlatego, że jego długo tu nie było.

Monika Skowrońska: – Rudy wyszedł trzy lata temu. Mój narzeczony Paweł odbierał go z więzienia. Jak go pierwszy raz zobaczyłam, to pomyślałam: Boże, jaki bandzior! Budził respekt. Ludzie się go trochę bali.

Pani Barbara: – Ale dla sąsiadów to był dobry. Nie wadził. Grzeczny wręcz. Zawsze mówił dzień dobry.

Pani Beata: – Trzeba przyznać, że jak wrócił, to trzymał całą rodzinę. Matce nie dał dojść do garów, czyściutko było.

Monika Skowrońska: – Jak mógł, to zawsze pomagał. Bardzo lubił dzieci. Lgnęły do niego. Ile razy szedł przez podwórko, to moje dzieciaki wołały: Mamo, możemy iść z wujkiem? Słowny był. Jak szedł na godzinę, to zawsze wracał na czas. Sam też miał dziecko. Urodziło się, jak był w zakładzie karnym. Gdy dziewczyna jechała do niego na widzenie, zaczęła w pociągu rodzić.

Marcin: – To zdjęcie z wystawy zrobione było latem. Trzy dni po tym, jak dostał łomot.

Maciek Pisuk: – Spotkałem go wtedy i mówię: Rany boskie, co się stało?! A on: No widzisz, co się stało. Ja: To powiedz przynajmniej, kto wygrał? A on: Zgadnij, kto? Rudy znał zdjęcie z wystawy. Uśmiechnął się, jak je zobaczył. Powiedział: Wyglądam trochę jak twardziel.

Maciek

Podczas sylwestra 2010 r. na Brzeskiej Maciek Pisuk spotkał wszystkich swoich znajomych: Adę i Marcina, Monikę i Pawła, panią Beatę, mamę Nikoli i kilkanaście innych osób. Był też Rudy. Podszedł do niego i powiedział: Maciek, ty masz tu szacunek na Brzeskiej. Wiesz, że to dużo znaczy.

W sylwestra 2011 r. Rudego na zabawie przed bramą już nie było.

Maciek Pisuk od roku jeździ na Brzeską z Mokotowa. Wsiada w autobus 166 i z drogi dzwoni: Cześć, mogę dzisiaj wpaść? Nie mieszka już na Pradze, ale nikomu nie odważył się jeszcze o tym powiedzieć.

Polityka 09.2012 (2848) z dnia 29.02.2012; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Brzeska na żywo"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną