Zaledwie 170 kilometrów na północny wschód od Warszawy leżą Kiermusy. To mała wieś w sąsiedztwie Tykocina. W Tykocinie można obejrzeć remontowany zabytkowy rynek, kościół i synagogę. W Kiermusach zaś w każdą pierwszą niedzielę miesiąca odbywa się jeden z większych w Polsce jarmarków staroci. Przyjeżdżają tu handlarze zza wschodniej granicy a także kupcy z różnych stron Polski przywożąc swoje skarby by je korzystnie sprzedać.
Wędrując pośród straganów można znaleźć także smakołyki litewskie takie jak prawdziwy kindziuk, chleb wileński czy ziołowe nalewki a także podlaskie miody, kurpiowskie fafernuchy, olbrzymie sękacze, sery zagrodowe, wśród których często królują kozie.
Po godzinie wędrówek w labiryncie stoisk i namiotów, wzdłuż płotów zamienionych w galerie najwspanialszego kiczowatego malarstwa, obok ostoi żubrów patrzących bez sympatii na wałęsających się hałaśliwych ludzi, człek zmarznie i zgłodnieje tak, że musi jak najszybciej zasiąść za stołem.
Zaledwie kilkadziesiąt metrów od targowiska, przycupnęły drewniane zabudowania tzw. Rzeczpospolitej Kiermusińskiej. Mieszczą się w nich pokoje do wynajęcia na wakacje oraz – dla zgłodniałych - Karczma „Rzym”. Trzy wielkie sale umeblowane typowymi drewnianymi stołami, ławami i stołkami, ustrojone podlaskimi malowidłami i wiejskim sprzętem, wypełnione na ogół są po brzegi. Nam udało się trafić na moment, gdy zwolniony stolik jeszcze nie został zajęty przez kolejnych gości. Zasiedliśmy więc szybciutko i zamówiliśmy coś do picia. Zanim na stół wpłynął dzban świeżo zrobionego podpiwku dostaliśmy po kieliszku nalewki pigwowej. Łyk pigwówki postawił wszystkich na nogi. Podpiwek zaś odświeżył zaschnięte gardła i mogliśmy wreszcie zamawiać dania. Spierając się o to, kto co zamówi pogryzaliśmy pasztet i wędliny (produkcji szefa kuchni) z chrzanem i ćwikłą oraz przepyszną soloną słoniną owiniętą wokół wiórków świeżej cebuli. Pycha!
Widząc jak gigantyczne porcje dostają nasi sąsiedzi poprosiliśmy o dwie zupy zamkowe rozlane do czterech glinianych garnuszków. I tak było tego stanowczo za dużo. Zupa przypominająca kartoflankę zawierała spore pulpety z mielonego mięsa, kluski przypominające łazanki i żółty ser, który rozpuścił się całkowicie i ciągnął jak makaron. Smak zupy zdominowany był curry. Wstęp więc był wielce udany.
Na drugie danie zamówiliśmy polędwiczki wieprzowe pod beszamelem, indyka w papilotach oraz żeberka w musztardzie. Do tego zestaw surówek czyli marchew zmieszana z selerem, kiszona kapusta, ogórki i sałata w śmietanie.
Z deserów zrezygnowaliśmy bojąc się że nie damy im rady. Zakończyliśmy więc obiad espresso. I tu miłe zaskoczenie. Nie tylko, że kawa był dobra czyli gorąca, aromatyczna, pokryta beżową pianką czyli crema ale podano do niej po szklaneczce lodowatej czystej wody. Jak „Rzym” to Rzym!
PS.: „Rzym” jest znacznie tańszy niż Roma. Cały opisany obiad kosztował po 65 złotych od osoby.
*
Tel. 85 718 74 44, www.kiermusy.com.pl