Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Matka Polka i inne role

Wywiad: Dlaczego sprawa Madzi stała się taką sensacją

Katarzyna W. podczas konferencji prasowej. Katarzyna W. podczas konferencji prasowej. Maciej Jarzebinski / Forum
Rozmowa z psycholożką Ewą Woydyłło o tym, dlaczego od wielu tygodni sprawa Madzi z Sosnowca tak angażuje ludzi i czego możemy się z niej dowiedzieć o współczesnym społeczeństwie.
Każdy z nas ma troszkę tęsknotę do zaistnienia w roli opiniotwórczej, roli manifestanta - tłumaczy psycholog Ewa Woydyłło.Tadeusz Późniak/Polityka Każdy z nas ma troszkę tęsknotę do zaistnienia w roli opiniotwórczej, roli manifestanta - tłumaczy psycholog Ewa Woydyłło.

Martyna Bunda: – Dlaczego spośród tylu innych historii zaginionych, a czasem też zamordowanych dzieci akurat sprawa Magdy tak porusza publiczność?
Dr Ewa Woydyłło: – Z powodu zbiegu wątków, które zwykle chwytają uwagę mediów. Bo to oczywiście media sprawiły, że ta historia stała się tak głośna. A znaczenie zasadnicze ma tu element szoku, który następuje zawsze, gdy dzieje się coś, co wydaje się nam niemożliwe.

Tutaj te kolejne szokujące wątki następowały po sobie: uprowadzenie dziecka z wózka, potem śmiertelny wypadek – czyli wina matki. Ta wina jest tu ewidentna, niezależnie od tego, jakie intencje miała matka i co faktycznie zrobiła. Jeśli zdarza się wypadek, to matka dzwoni po pogotowie.

Ważny jest zatem wątek winy i kary. Dzieciobójstwo to jest złamanie normy rasy ludzkiej.

To dlatego każda wzmianka w sprawie Magdy wywołuje tyle emocjonalnych komentarzy?
Każdy z nas ma troszkę tęsknotę do zaistnienia w roli opiniotwórczej, roli manifestanta. A Polacy są zbytnimi indywidualistami, żeby zaistnieć np. wokół spraw lokalnych. Inicjatywy typu kosze na psie kupy u nas nie chwytają, bo w takich przypadkach trzeba wygenerować energię i mieć jakieś poglądy, prócz tych politycznych. A przy historiach jak ta nie trzeba mieć poglądów. Wystarczą lęki, smutek, przerażenie: jak ona mogła to zrobić? „Ja tu mam troje dzieci i proszę – zajmuję się nimi, choć też mam dosyć”.

Może część widzów odnalazła w tej historii swoje lęki? Każdy mający dzieci choć raz musiał się zmierzyć ze skalą własnej frustracji, bezsilności. W kraju matek Polek dzieciobójstwo to chyba największy wstrząs.
Na stereotyp matki Polki w kontekście tej historii spojrzałabym pod trochę innym kątem. Mamy Katarzynę, dziewczynę ze wspólnoty chrześcijańskiej, w której istnieje pewien wyraźny system wartości. Zachodzi w ciążę, narzeka na swój los, ale te narzekania są tłumione. Słyszy: jak możesz w ogóle tak myśleć? Moralność katolicka, która była wszak i jej systemem wartości, jest bezwzględnym reżimem. Co się dzieje, kiedy człowiek milknie, tłumi to, co przeżywa? Zawsze wówczas dochodzi do patologii. Taki stan rzeczy generuje napięcie trudne do wytrzymania. W tym wypadku doszło do tragedii.

Teraz czytam, że psychiatrzy orzekli, iż Katarzyna W. była poczytalna. A ja mam za sobą 25 lat pracy w szpitalu psychiatrycznym i choćby dlatego tę poczytalność traktuję trochę jak figurę stylistyczną. Poczytalność to jest konstrukt zamknięty, mechaniczny, koncepcja sztywna, podczas gdy w istocie człowiek jest niesamowicie złożoną, dynamiczną konstrukcją psychiczną. Jeśli ta dziewczyna zamierzała coś zrobić swojemu dziecku, najrozsądniej byłoby po jego upuszczeniu zawołać do domu jakieś służby. To prawdopodobnie zamaskowałoby jej upiorne intencje. Ale ona tego nie zrobiła. Nie działała więc w pełni racjonalnie. Nawet jeśli to zaplanowała, to nie działała ze spokojem. Sądzę, że była w panice, a źródła tej paniki upatrywałabym między innymi w tle kulturowym, społecznym.

Czyli gdzie?
Katarzyna nie miała w sobie – jeszcze czy też w ogóle – genu matki. Nazwijmy to instynktem macierzyńskim, jak chcemy. Kobieta mając własną matkę (czy też opiekuna, opiekunkę), mając z taką osobą dobrą więź, przejmuje całą schedę, z której korzysta, stając się matką. Dobroć, czułość, opiekuńczość. Tak się rozwija ludzkość i tak to ma działać. Tutaj – nie zadziałało.

Z praktyki zawodowej wiem, że część ludzi po prostu nie jest w stanie pokochać swojego dziecka i trzeba im na to pozwolić. To, czy dziecko jest chciane, zależy nie od statusu materialnego, ale od tego, czy rodzic pragnie siebie w nowej roli, czy ta rola będzie jego życie ubogacała (dobre słowo, kościelne, ale pasujące). Nie o to chodzi, w jakiej religii człowiek wychowa swoje dziecko, jak będzie spędzać z nim czas, ale o to, czy umie przyjąć zmiany, jakie pojawienie się dziecka wywołuje w jego życiu.

Ta dziewczyna nie miała wewnętrznej zgody na to, kim jest, gdzie żyje, na to, co wiąże się z jej rolą osoby oczekującej na dziecko, a potem na rolę matki – ale przecież nie mogła powiedzieć: nie, nie będę matką.

Katolicy powiedzą: mogła. Są okna życia.
Ale w społeczeństwie zbudowanym na stereotypie matki Polki nawet taka decyzja może okazać się zbyt kosztowna społecznie. Bo dla matki Polki jedynym wyjściem jest poświęcenie siebie.

I tu dochodzimy do miejsca tego stereotypu w dzisiejszych realiach. Matkę Polkę powołano do życia jako mit w realiach zupełnie innych. Gdy jeszcze istniały sieci wsparcia społecznego – rzesze babć, ciotek, kuzynek, wspierających matkę. Gdy w rolę matki wchodziło się w sposób naturalny, oczywisty, bo alternatywą był tylko klasztor.

Bohaterka tej historii, podobnie jak miliony młodych kobiet, żyje w realiach dzisiejszych i została ze swoim dzieckiem sama. Sama była w domu, sama z tym wózkiem biegła przez zarośla. Nie znając roli, którą ma wypełnić, prawdopodobnie nie potrafiąc jej udźwignąć.

Matek, które są same z niemowlaczkiem, jest w Polsce kilka milionów i są pozbawione wsparcia. I to jest zjawisko, które powinno nami wstrząsnąć. To nasza odpowiedzialność społeczna. Tak jak jej na pewno zabrakło kompetencji rodzicielskich, tak nam wszystkim brakuje kompetencji obywatelskich.

Można inaczej?
W Skandynawii w ciągu pierwszych dni, tygodni, przychodzi codziennie do młodej matki służbowo – pielęgniarka, psycholog, lekarka. Ja nie mówię, że u nas jest pod każdym względem źle. Ale brak przyzwolenia na wolność wyboru, połączony z brakiem szacunku i wsparcia dla matek i z żywym wciąż stereotypem matki Polki, a także z katolicką moralnością, w której nie ma miejsca dla kobiet niebędących w stanie pokochać i wychować dzieci – to jest bomba z opóźnionym zapłonem. Będzie jeszcze wiele takich tragedii.

A inne role w tej historii? Pan Rutkowski na przykład?
To rola wodzireja wodewilowego, jeśli można takiego porównania użyć w kontekście takiej tragedii. Chce być obecny. Zamanifestować sprawność zawodową. Pokazywać się, żeby ludzie się dowiedzieli, usłyszeli. Dla niego to zresztą być albo nie być. Panoszy się w imię własnego interesu, kompletnie nie licząc się z tym, że jego działania mogą paskudnie, obrzydliwie oddziaływać na ludzi. Że mogą ich rozsierdzić. Wobec rodziny, ale może i szerzej wobec oczekiwań społecznych, wziął też rolę ratownika, przewodnika. Osoby niezawodnej.

A rola tabloidów? Krzysztof Rutkowski wysyłał do obu bulwarówek esemesy, że oto Katarzyna czy Bartek o tej i o tej godzinie będą tu i tu. Podzieliły się łupami: „Super Express” produkuje współczujący serial o Kasi i Bartku w obrazkach, a „Fakt” szczuje, dając wypowiedzi ludzi o tym, „co by zrobili takiej matce”.
Tabloidy pożywiły się sensacją. Szukający potwierdzenia własnych sądów znaleźli je. Przyjaźnimy się wszak z tymi, którzy mają podobne opinie, szukamy takich luster. Po Smoleńsku niejedna rodzina wręcz rozpadła się według podziału na tych i tamtych. To się akurat nie zmieniło.

Za to dwójka rodziców z Sosnowca weszła w rolę zaskakującą. Zostali celebrytami.
Psychologicznie to jest zrozumiałe: człowiek, który czuje się wyeksponowany, staje się personą publiczną, przybiera specyficzny sposób bycia. Wstrząsający jest co najwyżej kontekst tej ich popularności i atrakcyjności dla mediów. Mogłoby się wydawać, że powinna dominować upiorność tej historii. Że ta młoda kobieta powinna żyć w skrusze, nawet lęku przed karą. Tymczasem sam fakt, że ktoś ją fotografuje, wypycha poza jakiekolwiek zobowiązanie jej świadomość.

Ona zaczęła wręcz pewną grę z fotografami, zgadzając się pozować, ale prosząc, żeby poczekali, aż pociągnie usta szminką. Ucieka od męża i mediów, pozwala się znaleźć. Wyzwoli się z tych ról?
Pytanie, czy nie zatrzymała się w procesie rozumienia, co się stało, na najbardziej naskórkowym poziomie. Gdy możliwe są jedynie mechanizmy obronne, jak na przykład spłycenie doznań, skupienie się jedynie na tym, by wymigać się od odpowiedzialności karnej i by wyrok był możliwie najkrótszy. Ona jest in statu nascendi, w procesie przemiany psychologicznej; sama nie wie, kim jest, jaka jest. W takiej sytuacji w niektórych systemach, jak w Anglii na przykład, natychmiast obok niej pojawiłby się ktoś, kto nakierowałby ją na uświadomienie sobie rozmiaru – albo bezmiaru – jej czynu. Bo powiedzieć w tym kontekście, że ona jest niedojrzała, to eufemizm. Jest amoralna w tym sensie, że nie wie, co robi. Nie czuje. Chciałoby się powiedzieć – nie myśli, a jedynie kombinuje, kalkuluje. Ale na pewno nie myśli w znaczeniu człowieka, który ma wgląd w samego siebie.

My też jesteśmy jako społeczeństwo w procesie zmiany. Nowe technologie, nowe relacje rodzinne, całkiem nowe role społeczne. I też nie mamy obok siebie nikogo, kto – jak pani mówi – nakierowałby nas.
Ależ sami to sobie robimy. Nie czepiałabym się Internetu, bo to jedynie użyteczne narzędzie, ale telewizja ma na nas wpływ ogłupiający, bo narzuca wartości, które ludzie po prostu wchłaniają niczym z powietrza. Nie będę mówić o tańcach z gwiazdami, serialach, ale powiem na przykład o reklamach leków. Pracuję za granicą, prowadzę duży program edukacji lekarzy. W Estonii, na Łotwie i Litwie – w ogóle nie ma reklam leków. Jesteś chory, to idź do lekarza. W Kopenhadze jest tylko kilka aptek. A nasze dzieci dowiadują się i uczą, że jak uderzysz się w rączkę, to trzeba lekarstwa. Nasz system wartości dziś to nie jest wiara w Boga, ale tożsamość ułomnego, któremu natychmiast należy się wyzwolenie z choroby. Weźmy depresję, bo ktoś bliski umiera – nie ma żałoby, są leki. Dziecko źle się uczy – idzie się do psychiatry. Kasia jest produktem tego. Powiedziała: ja tego nie wytrzymam. Traktowanie życia jako mierzenia się z kolejnymi doświadczeniami i zadaniami życiowymi zakłada samozaparcie, pewną wstrzemięźliwość, pracę, także nad sobą, którą godzimy się wykonać. A ona nie chciała mieć dziecka. Potem – chciała ślicznie wyglądać. Cała nasza kultura wdraża nas do tego, żeby być szczęśliwym. I to już. Teraz. I jeszcze pojęcie szczęścia: szczęście to pięknie wyglądać.

Dlaczego Kasia przed paparazzi prezentuje się tak świetnie? Boby chciała, żeby tak wyglądało życie. Takich dziewczynek jest mnóstwo. Na razie wciąż pokazujemy to jako patologię. Nie chcąc zauważyć, że za tę patologię jesteśmy odpowiedzialni my – rodzice, ministrowie edukacji, dziennikarze, nauczyciele, urządzający ten świat.

I w tym sensie historia Katarzyny z Sosnowca, choć tak szokująca, nie jest zaskakująca.

rozmawiała Martyna Bunda

Polityka 15.2012 (2854) z dnia 11.04.2012; Kraj; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Matka Polka i inne role"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną